Fjällbacka. Camilla Lackberg
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg страница 3

Название: Fjällbacka

Автор: Camilla Lackberg

Издательство: PDW

Жанр: Криминальные боевики

Серия:

isbn: 9788380154773

isbn:

СКАЧАТЬ dość staro. Oczywiście wszystko zależy od warunków. Czy były narażone na upał albo deszcz, czy osłonięte. Może medykowi sądowemu uda się ocenić ich wiek, choćby w przybliżeniu.

      – No właśnie. Jak sądzisz, kiedy można się spodziewać raportu? – Mellberg zmarszczył spocone czoło.

      – Wstępnego chyba już dziś, potem pewnie będzie potrzebował jeszcze kilku dni na dokładniejsze badania. Na razie trzeba robić, co się da. Gdzie są wszyscy?

      Mellberg westchnął.

      – Gösta wziął wolne. Jakiś cholerny turniej golfowy czy coś takiego. Ernst i Martin wyjechali do wezwania. Annika jest na Teneryfie. Widocznie myślała, że lato znów będzie deszczowe. Biedna. W taką pogodę aż szkoda wyjeżdżać ze Szwecji.

      Patrik znów ze zdumieniem spojrzał na Mellberga. Skąd ta nagła życzliwość? Dziwna sprawa, ale szkoda czasu na rozmyślania, są ważniejsze sprawy.

      – Wiem, że masz w tym tygodniu urlop, ale może mógłbyś nam pomóc? Ernst ma za mało wyobraźni, a Martin za mało doświadczenia, żeby samodzielnie prowadzić śledztwo. Bardzo byś się przydał.

      Jego prośba tak połechtała próżność Patrika, że zgodził się od razu. Spodziewał się wprawdzie ostrych wymówek w domu, ale zaraz sobie wytłumaczył, że gdyby Erika nagle go potrzebowała, w ciągu piętnastu minut będzie w domu. Poza tym ostatnio w tym upale zaczęli działać sobie na nerwy, więc może i lepiej, że będzie poza domem.

      – Najpierw sprawdzę, czy nie było zgłoszenia o zaginięciu kobiety. Trzeba szukać trochę dalej, powiedzmy od Strömstad w dół, aż do Göteborga. Poproszę Martina albo Ernsta. Zdaje się, że właśnie wrócili.

      – Bardzo dobrze. Tak trzymać. Byle tak dalej!

      Mellberg wstał i poklepał Patrika po ramieniu. W tym momencie Patrik zrozumiał, że jak zwykle jemu przypadnie robota, a Mellbergowi zaszczyty, ale nie warto było się złościć z tego powodu.

      Westchnął i wstawił do zmywarki filiżanki – swoją i Mellberga. Nie będzie mu dziś potrzebny krem z filtrem.

      – Wstawać, ruszcie tyłki! Tu nie pensjonat, żeby się wylegiwać po całych dniach!

      Głos przeciął grubą warstwę mgły, odbijając się boleśnie od jego czoła. Johan ostrożnie otworzył jedno oko, ale zaraz je zamknął, oślepiony blaskiem letniego słońca.

      – Kurde, co jest… – Robert, jego starszy o rok brat, obrócił się na łóżku i przykrył głowę poduszką, którą mu zaraz brutalnie wyrwano. Usiadł, mamrocząc pod nosem.

      – Że też nigdy nie dadzą się człowiekowi wyspać.

      – Codziennie się wysypiacie, wałkonie jedne. Już prawie dwunasta. Gdybyście co noc nie latali Bóg wie gdzie i po co, nie musielibyście odsypiać po całych dniach. Potrzebuję pomocy. Mieszkacie i jecie za darmo, chociaż z was stare konie, więc moglibyście chociaż pomóc matce. Chyba nie za dużo żądam, co?

      Solveig Hult stała z rękoma skrzyżowanymi na wielkiej piersi. Była chorobliwie gruba i blada bladością osoby, która nigdy nie wychodzi za próg domu. Wokół twarzy wiły się ciemne strąki niemytych włosów.

      – Prawie trzydziestka i żyją na koszt matki. Ale z was mężczyźni. Ciekawe, skąd macie na te conocne zabawy. Nie pracujecie, nie dokładacie się do gospodarstwa. Powiem tylko, że gdyby tu był wasz ojciec, skończyłby z tym bardzo szybko. Jest jakaś wiadomość z pośredniaka? Przecież mieliście tam być dwa tygodnie temu!

      Teraz Johan nakrył głowę poduszką. Nie chciał słyszeć tego ciągłego jazgotu jak ze zdartej płyty, ale i jemu wyrwała poduszkę. Musiał usiąść. W skacowanej głowie dudniło mu, jakby grała orkiestra wojskowa.

      – Sprzątnęłam już po śniadaniu. Musicie sobie sami wziąć jedzenie z lodówki.

      Solveig wytoczyła się z pokoiku synów, kołysząc wielkim zadem, i trzasnęła drzwiami. Nie odważyli się położyć jeszcze na chwilę. Sięgnęli po papierosy i zapalili. Śniadanie można sobie darować, a papieros stawia na nogi i przyjemnie drażni gardło.

      – Ale był wczoraj włam… – Robert roześmiał się, wydmuchując kółka dymu. – Mówiłem przecież, że będą mieli w porzo sprzęt. Dyrektor firmy w Sztokholmie, ma wszystko, co najlepsze.

      Johan nie odpowiedział. W przeciwieństwie do starszego brata podczas włamań nie czuł przypływu adrenaliny. Za to zarówno przed włamaniem, jak i długo po nim odczuwał lęk. Ciążył mu na żołądku. Ale zawsze robił, co mu kazał Robert, i nawet nie przyszło mu do głowy, że mogłoby być inaczej.

      Już od dawna żadne włamanie nie opłaciło im się tak jak wczorajsze. Ludzie zrobili się ostrożni. Nie trzymają na daczach drogiego sprzętu. Już prędzej stare graty, z którymi nie wiadomo co robić, albo kupione na licytacji w złudzeniu, że trafiła się okazja, choć w rzeczywistości były gówno warte. Ale wczoraj był i nowy telewizor, i odtwarzacz DVD, gra Nintendo i jeszcze sporo biżuterii. Powinno im to przynieść ładną sumkę, gdy Robert sprzeda łup tymi samymi kanałami co zwykle. Chociaż na długo nie wystarczy. Kradzione pieniądze palą kieszeń, za parę tygodni nie będzie po nich śladu. Wydadzą na hazard, knajpy i może jakiś gadżet. Johan spojrzał na swój drogi zegarek. Matka na szczęście nie znała się na takich rzeczach. Gdyby wiedziała, ile jest wart, zrzędzeniu nie byłoby końca.

      Czasami miał wrażenie, że lata mijają, a on tkwi w kołowrocie. Nic się nie zmieniło, odkąd mieli po kilkanaście lat, i nie widział szans, by miało się zmienić teraz. Jedyna rzecz, która nadawała sens jego obecnemu życiu, była jedyną tajemnicą, jaką miał przed Robertem. Instynkt podpowiadał mu jednak, że jeśli mu się zwierzy, nic dobrego z tego nie wyniknie. Robert zbruka to jakąś wulgarną uwagą.

      Przez moment pomyślał o jej miękkich włosach dotykających jego szorstkiego policzka, o maleńkiej dłoni, którą trzymał w rękach.

      – Hej, ty, nie filozofuj. Mamy sprawy do załatwienia.

      Robert wstał z papierosem w ustach i wyszedł pierwszy. Johan jak zwykle za nim. Nie umiał inaczej.

      Matka siedziała na swoim miejscu w kuchni. Odkąd pamiętał, od tej historii ze starym, zawsze przesiadywała na tym krześle przy oknie, robiąc coś przy stole. W pierwszym wspomnieniu była piękna, ale z wiekiem robiła się coraz tłuściejsza.

      Wyglądała, jakby była w transie. Jej palce żyły własnym życiem, nieustannie coś skubały albo gładziły. Od dwudziestu lat bez przerwy zajmowała się tymi cholernymi albumami: wybierała, porządkowała, i tak w kółko. Kupowała nowy i znów wkładała zdjęcia i wycinki. Coraz ładniejsze, coraz lepsze. Miał dość rozumu, by pojąć, że to jej sposób na zatrzymanie chwil szczęścia, choć kiedyś przecież zda sobie sprawę, że minęły dawno temu.

      Zdjęcia pochodziły z czasów, gdy Solveig była piękna. Szczytowym okresem w jej życiu było małżeństwo z Johannesem Hultem, młodszym synem Ephraima Hulta, sławnego niezależnego kaznodziei i najbogatszego gospodarza w okolicy. Johannes był przystojny i bogaty, Solveig wprawdzie biedna, ale za to najpiękniejsza СКАЧАТЬ