To samo prawo znajduje zastosowanie w odniesieniu do zła, jak i do pornografii. Wstrząs wywołany zdjęciami potworności przy ponownym ich oglądaniu ustępuje, podobnie jak zaskoczenie i zmieszanie, jakie towarzyszą obejrzeniu pierwszego filmu pornograficznego, bledną po obejrzeniu następnych. Tabu, które wywołuje nasze oburzenie i smutek, wcale nie jest trwalsze niż tabu określające to, co uważamy za nieprzyzwoite. A oba te rodzaje tabu wystawiono w ostatnich latach na ciężką próbę. Ogromny katalog fotograficzny nędzy i niesprawiedliwości na świecie w pewnej mierze oswoił wszystkich z ludzkim nieszczęściem – skutkiem czego najpotworniejsze sceny wydają nam się całkiem zwyczajne, opatrzone, odległe („to tylko fotografia”) i nieuniknione. Nie widziano niczego banalnego w fotografiach hitlerowskich obozów zagłady, patrząc na nie po raz pierwszy. Po trzydziestu latach osiągnięto chyba stan nasycenia tymi obrazami. W ostatnich dekadach fotografia „zaangażowana” uczyniła przynajmniej równie wiele dla uśpienia sumień co dla ich rozbudzenia.
Etyczna zawartość zdjęć jest nietrwała. Wyjąwszy być może obrazy tych potworności, które – jak zbrodnie ukazane na fotografiach hitlerowskich obozów zagłady – uzyskały status etycznych punktów odniesienia, większość zdjęć nie zachowuje wiecznie ładunku uczuciowego. Fotografia wzruszająca swoim tematem w 1900 roku wzruszyłaby nas dziś zapewne dlatego, że wykonano ją właśnie w tym czasie. Konkretne cechy i intencje związane ze zdjęciem nikną w uogólnionym patosie przeszłości. Estetyczny dystans jest jakby wbudowany w sam akt oglądania zdjęć, jeżeli nie w sensie natychmiastowej reakcji, to przynajmniej po upływie pewnego czasu. Koniec końców, czas stawia większość fotografii, nawet najbardziej amatorskich, w rzędzie dzieł sztuki.
Uprzemysłowienie fotografii pozwoliło na szybkie jej wchłonięcie przez racjonalne – to jest biurokratyczne – sposoby regulacji życia społecznego. Zdjęcia nie stanowią już „zabawnych obrazków”, lecz część „umeblowania” naszego środowiska. Są probierzem i potwierdzeniem tego upraszczającego podejścia do rzeczywistości, które uchodzi za realistyczne. Fotografie powołane zostały do służby ważnym instytucjom kontrolującym życie jednostki – przede wszystkim rodzinie i policji, gdzie pełnią funkcję przedmiotów symbolicznych oraz informacji. A przeto w biurokratycznej inwentaryzacji świata wiele istotnych dokumentów nie jest prawomocnych, dopóki nie przymocuje się do nich znaku-fotografii twarzy obywatela.
„Realistyczny” pogląd na świat zgodny z biurokratyczną organizacją życia przedefiniowuje wiedzę, którą pojmuje jako techniki i informacje. Fotografie są w cenie, ponieważ dostarczają informacji. Mówią nam o tym, co jest: tworzą katalog. Dla szpiegów, meteorologów, policjantów, archeologów i dla przedstawicieli innych zawodów wymagających stałego dopływu informacji nabierają nieocenionej wartości. Ale większość ludzi wykorzystuje zdjęcia w sytuacji, w której mają one taką samą wartość informacyjną jak fikcja literacka. Informacje dostarczone przez fotografie zaczynają odgrywać istotną rolę w tym momencie historii kultury, w którym przyznaje się wszystkim prawo dostępu do tak zwanych najświeższych wiadomości. W fotografii dostrzeżono środek dostarczania informacji ludziom, którym czytanie nie przychodzi łatwo. „Daily News” wciąż jeszcze nosi nazwę „obrazkowej gazety nowojorskiej”, co świadczy o jej dążeniu do uzyskania szerokiej popularności. Na drugim końcu skali „Le Monde”, gazeta przeznaczona dla wykształconych czytelników, którzy chcą być dobrze poinformowany, wcale nie drukuje fotografii. Zakłada się, że dla takich czytelników fotografia stanowiłaby zaledwie ilustrację treści zawartych w artykule.
Wokół obrazu fotograficznego osnuto nową definicję informacji. Fotografia to cieniutka warstwa przestrzeni i czasu. W świecie rządzonym przez obraz fotograficzny wszelkie granice („ramki”) wydają się dowolne. Wszystko da się rozdzielić, przeciąć, odłączyć od czegoś innego: wystarczy odmiennie skadrować obraz (i vice versa: wszystko można ze sobą połączyć). Fotografia wzmacnia nominalistyczny pogląd na rzeczywistość społeczną traktowaną tak, jak gdyby składała się z małych całostek występujących w nieskończenie wielkiej liczbie – jako że nieskończona jest liczba zdjęć czegokolwiek. Poprzez fotografie świat staje się ciągiem niezwiązanych z sobą, swobodnych cząstek, a historia – przeszłość i teraźniejszość – zestawem anegdotek i faits divers2. Fotografia atomizuje rzeczywistość, poddaje ją manipulacji i zniekształca. Ukazuje wizję świata, która przeczy wzajemnym związkom i ciągłości, ale otacza każdą chwilę nimbem tajemniczości. Każda fotografia jest wieloznaczna: zobaczyć coś w postaci zdjęcia – to znaczy znaleźć potencjalny przedmiot fascynacji. Ostateczna mądrość obrazu fotograficznego kryje się w stwierdzeniu: „Oto powierzchnia. A teraz pomyślcie, a raczej wyczujcie to, co się pod nią kryje, jaka musi być rzeczywistość, jeżeli tak wygląda”. Fotografie, które same nie są w stanie niczego wyjaśnić, stanowią niewyczerpane źródło zachęty do dedukowania, spekulacji i fantazjowania.
Fotografia daje nam do zrozumienia, że poznamy świat, jeżeli przyjmiemy go takim, jaki jawi się w obiektywie. Jest to jednak przeciwieństwo poznania. Poznanie bowiem zaczyna się od nieprzyjmowania świata takim, na jaki wygląda. Wszelka możliwość poznania wynika ze zdolności do powiedzenia „nie”. Ściśle rzecz biorąc, nigdy niczego nie zrozumiemy na podstawie fotografii. Oczywiście, zdjęcia wypełniają luki w myślowych obrazach przeszłości i teraźniejszości; na przykład obraz nowojorskiej nędzy sfotografowanej przez Jacoba Riisa w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia jest niesłychanie pouczający dla tych, którzy nie zdawali sobie sprawy z tego, że biedota miejska w Ameryce u schyłku dziewiętnastego wieku była aż tak „dickensowska”. Niemniej, ukazując świat na fotografii, zawsze więcej informacji ukrywamy, niż pokazujemy. Już Brecht wskazywał, że zdjęcie fabryki Kruppa niczego nam nie mówi o tym, jak jest ona zorganizowana. W przeciwieństwie do związków miłosnych, zawieranych na podstawie wyglądu, poznanie opiera się na odkryciu zasad działania jakiegoś przedmiotu czy zjawiska. A działanie zachodzi w czasie i w czasie musi być wyjaśnione. Tylko narracja może nam pomóc w zrozumieniu czegokolwiek.
Ograniczeniem fotograficznej wiedzy o świecie jest to, iż choć może ona wstrząsnąć sumieniem, koniec końców, nie jest w stanie być wiedzą etyczną ani polityczną. Wiedza zdobywana za pośrednictwem nieruchomych fotografii zawsze będzie podszyta jakimś rodzajem sentymentalizmu – cynicznego lub humanistycznego. Będzie to wiedza zachowująca pozory – pozory mądrości. Podobnie robienie zdjęć jest pozorem zawłaszczania i gwałtu. Właśnie niemota tego, co hipotetycznie jest w fotografii zrozumiałe, stanowi o prowokacyjności i atrakcyjności zdjęć. Ich wszechobecność wywiera nieobliczalny wpływ na naszą wrażliwość etyczną. Wpuszczając do tego i tak już zatłoczonego świata jego duplikat złożony z obrazów, fotografia stwarza złudzenie, iż świat jest bardziej dostępny, niż bywa w rzeczywistości.
Dążenie do potwierdzenia rzeczywistości i wzmocnienia doznań za pomocą fotografii to przejaw estetycznego konsumpcjonizmu, który stał się nałogiem nas wszystkich,Społeczeństwa przemysłowe zmieniają swoich obywateli w narkomanów obrazu: jest to odmiana zatrucia psychicznego, której najtrudniej się opierać. Przejmująca tęsknota za pięknem, pragnienie, by skończyło się nieustanne wyszukiwanie czegoś ukrytego pod powierzchnią, potrzeba odkupienia i świętowania cielesności świata – wszystkie te elementy uczuć erotycznych potwierdzają się w przyjemności, jaką czerpiemy z fotografii. Wyrażają się w tym także inne, mniej wyzwolicielskie uczucia. Nie byłoby błędem stwierdzenie, że ludzie odczuwają przymus СКАЧАТЬ