Czarna księga. Orhan Pamuk
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czarna księga - Orhan Pamuk страница 27

Название: Czarna księga

Автор: Orhan Pamuk

Издательство: PDW

Жанр: Современная зарубежная литература

Серия:

isbn: 9788308057902

isbn:

СКАЧАТЬ Pan też. Niech mi pan opowie jakąś historię.

      — Jaką historię?

      — Jakąkolwiek, pierwszą, jaka przychodzi panu na myśl.

      — Pewnego dnia mężczyźnie ucieka żona, którą bardzo kocha — zaczął Galip. — On rusza na poszukiwania. Dokądkolwiek pójdzie, wszędzie, w całym mieście, trafia na jej ślady, ale jej samej nigdzie nie ma…

      — Tak?

      — To wszystko.

      — Nie, nie, musi być dalszy ciąg! — zaprotestował stary felietonista. — Co udaje mu się odczytać ze znalezionych śladów? Czy jego żona jest piękna? Do kogo uciekła?

      — Ze śladów znalezionych w mieście mężczyzna odczytuje własną przeszłość. Swoją i pięknej żony. Nie wie, do kogo uciekła, a może nie chce wiedzieć, gdyż wszędzie natrafia na ślady tego, co było, i zaczyna sądzić, że miejsce, do którego uciekła żona, oraz ten drugi mężczyzna muszą się znajdować w jakimś punkcie jego przeszłości.

      — Ładny temat — pochwalił go staruch. — Tak jak radził Poe, coś o zmarłej lub zaginionej pięknej kobiecie. Ale pisarz musi wiedzieć, czego chce. Czytelnik nie zaufa komuś, kto okazuje niezdecydowanie. Dopełnijmy tę historię sztuczkami stosowanymi przez Celâla… Wspomnienia: niech miasto i piękne chwile w pamięci tego mężczyzny złączą się w jedno. Styl: niech wskazówki ukryte we wspomnieniach, zagubione w gąszczu wyszukanych zdań, prowadzą donikąd. Ignorancja erudyty: niech ten facet udaje, że nie wie, iż żona uciekła. Paradoks: okazuje się, że tym, do kogo żona uciekła, jest on sam. I jak? Widzi pan, potrafiłby pan napisać taki felieton. Każdy może to zrobić.

      — Ale tylko Celâl pisał w ten sposób! — zawołał Galip.

      — Zgadza się. Ale od dziś pan też będzie tak pisać — oświadczył stary felietonista tonem sugerującym koniec dyskusji.

      — Jeśli chce go pan odszukać, powinien pan zajrzeć do jego felietonów — poradził redaktor kolumny plotkarskiej. — On jest gdzieś w nich. Jego teksty pełne są wiadomości wysyłanych do różnych ludzi, malutkich, specjalnych sygnałów. Rozumie pan?

      W odpowiedzi Galip wyjawił, że w dzieciństwie Celâl pokazywał mu zdania, które tworzył z pierwszych i ostatnich wyrazów kolejnych akapitów. Gry słów i liter, stosowane do zmylenia cenzury i prokuratorów, łańcuchy słów tworzone z pierwszych i ostatnich sylab, duże litery układające się w zdanie, ukryte znaczenia, które wprowadzał, by rozzłościć „naszą ciocię”.

      — Ciocia była starą panną? — spytał redaktor rubryki plotkarskiej.

      — Nie wyszła za mąż — potwierdził Galip.

      — Czy to prawda, że Celâl miał konflikt z ojcem o mieszkanie?

      Galip oznajmił, że to „bardzo dawna sprawa”.

      — Czy to prawda, że jego stryj, który był adwokatem, mylił protokoły rozpraw, kodeksy i ich wykładnie z restauracyjnymi menu i rozkładami rejsów promów?

      Zdaniem Galipa ta opowieść, podobnie jak pozostałe, mogła być wymysłem.

      — Rozumie pan, młody człowieku — oświadczył stary felietonista niemiłym tonem — to nie Celâl mu o tym opowiedział. Wszystkie te informacje nasz kolega, pasjonat pracy detektywistycznej i badacz filozofii hurufickiej, wyczytał w jego felietonach; wymagało to mrówczej pracy, jak kopanie studni igłą, ale cierpliwie wyłuskał spośród liter ukryte w ich gąszczu znaczenia.

      Redaktor kolumny plotkarskiej oświadczył, że te gry mają zapewne jakiś sens, może mówią o wielkiej tajemnicy i może to właśnie ona zaprowadziła Celâla tak wysoko, wyżej niż innych felietonistów; musi jednak przypomnieć o czymś Galipowi:

      — Dziennikarzom, którzy zbyt wysoko zadzierają nosa, pogrzeb urządza się albo z zasiłku, albo na koszt miasta…

      — A jeśli, nie daj Boże, nie żyje? — wyraził przypuszczenie stary felietonista. — Nie podoba się panu nasza gra?

      — Podobno stracił pamięć, prawda to czy wymysł? — spytał redaktor.

      — I jedno, i drugie — odparł Galip.

      — A te mieszkania, które wynajmował w mieście i nikomu nie zdradzał ich adresów?

      — Tak samo.

      — Być może siedzi teraz samotnie w jednym z nich, pogrążony w depresji, i wydaje ostatnie tchnienie — powiedział felietonista. — Wie pan, że on uwielbia tego rodzaju gry?

      — Gdyby tak było, wezwałby do siebie kogoś bliskiego — zaoponował redaktor.

      — On nie ma nikogo bliskiego — stwierdził felietonista i dodał: — A pan nawet nie powiedział nam, jak się nazywa.

      Galip się przedstawił.

      — Niech więc pan powie, panie Galipie — poprosił redaktor — czy pogrążony w depresji, zamknięty w czterech ścianach Celâl ma kogoś na tyle bliskiego, by mu przekazać literackie sekrety, swoje dziedzictwo? Chyba nie jest aż tak samotny?

      Galip się zastanowił.

      — Chyba nie jest aż tak samotny — powiedział z wahaniem.

      — Kogo by do siebie wezwał? — spytał redaktor. — Może pana?

      — Młodszą siostrę — rzucił Galip bez namysłu. — Ma przyrodnią siostrę, młodszą o dwadzieścia lat, to ją by wezwał. — Zamyślił się. Przypomniał sobie stary fotel ze sterczącymi zardzewiałymi sprężynami. Rozmyślał dalej.

      — Chyba zaczął pan pojmować logikę naszej gry — stwierdził felietonista. — Wyciąga pan wnioski i delektuje się tym. Dlatego powiem bez ogródek: wszyscy hurufici źle kończą. Założyciel tej sekty, Fazlallah Astarabadi, został zabity jak pies, a jego trupa, obwiązawszy mu nogi sznurem, powleczono na plac targowy. Czy wie pan, że on zaczął — było to sześćset lat temu — od objaśniania snów, podobnie jak nasz pan Celâl? Tyle że zajmował się tym nie w gazecie, lecz w grocie za miastem…

      — Jak dalece można zrozumieć człowieka za pomocą takich porównań, w jakim stopniu pozwalają one zgłębić tajemnicę życia? — spytał redaktor. — Mija trzydzieści lat, odkąd próbuję poznać niesłychane sekrety naszych żałosnych artystów, których na amerykańską modłę nazywamy gwiazdami. Dowiedziałem się jednego: ci, którzy twierdzą, że ludzie zostali stworzeni parami, są w błędzie. Nie ma dwóch takich samych ludzi. Każda z naszych biednych dziewczyn jest biedna na swój sposób. Każda nasza gwiazda jest jedna jedyna — to samotna, mała, biedna gwiazdka na niebie.

      — Z wyjątkiem oryginału w Hollywood — wtrącił stary felietonista. — Czy wspominałem panu o oryginałach, których kopią był pan Celâl? Podkradał to i owo nie tylko od tych, których wymieniłem wcześniej, ale też od Dantego, Dostojewskiego, Mevlâny i Şeyha Galipa.

      — Każde życie jest wyjątkowe i niepowtarzalne — zaprotestował СКАЧАТЬ