Mister. E L James
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Mister - E L James страница 22

Название: Mister

Автор: E L James

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-8110-940-6

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      Alessia stoi w drzwiach. Zjawa w błękicie.

      POWOLI ŚCIĄGA CHUSTKĘ i uwalnia kołyszący się warkocz.

      Rozpuść dla mnie włosy.

      Uśmiecha się.

      Wejdź. Połóż się przy mnie. Pragnę cię.

      Ale ona się odwraca i jest w moim salonie. Pucuje fortepian. Wpatruje się w moje nuty.

      Ma na sobie tylko różowe majtki.

      Wyciągam rękę, żeby jej dotknąć, ale znika.

      Stoi w przedpokoju. Ma wielkie oczy. Ściska miotłę.

      Jest naga.

      Ma długie nogi. Chcę, żeby oplotła mnie nimi w pasie.

      – Zrobiłam ci kawę – szepcze Caroline.

      Jęczę, nie chcąc się obudzić. Znacznej części mojego ciała też podobał się ten sen. Na szczęście leżę na brzuchu, więc mój członek wciska się w materac, ukryty przed wzrokiem mojej bratowej.

      – Nie masz nic do jedzenia. Pójdziemy gdzieś na śniadanie czy mam polecić pani Blake, żeby nam coś przyniosła?

      Znowu jęczę, czym próbuję dać do zrozumienia, żeby się odpieprzyła i dała mi spokój. Ale Caroline jest uparta.

      – Poznałam twoją nową dochodzącą. Jest bardzo młoda. Co się stało z Krystyną?

      O cholera! Alessia tu jest?

      Przewracam się i widzę, że Caroline siedzi na brzegu łóżka.

      – Chcesz, żebym z powrotem tu wskoczyła? – pyta ze wstydliwym uśmiechem, kiwając głową w stronę poduszki.

      – Nie – odpowiadam, patrząc na nią, piękną, lecz w nieładzie. – Robiłaś kawę w takim stroju?

      – Tak – marszczy brwi. – A co? Nie podoba ci się moje ciało? Czy jesteś wkurzony, że założyłam twoją koszulę?

      Znajduję w sobie dość przyzwoitości, by się roześmiać, wyciągam rękę i ściskam jej dłoń.

      – Twoje ciało spodobałoby się każdemu, Caro. Przecież wiesz.

      Ale Alessia wyciągnie błędne wnioski…

      W mordę. Dlaczego mnie to obchodzi?

      Caroline wykrzywia usta w ironicznym uśmiechu.

      – Ale ty go nie chcesz – mówi cichszym nagle głosem. – Czy to dlatego, że kogoś poznałeś?

      – Caro. Proszę. Nie mówmy już o tym. Nie możemy. Poza tym wspominałaś, że masz okres.

      – Morze Czerwone wcześniej jakoś nie było dla ciebie problemem – szydzi.

      – Dobry Boże, kiedy ci tak powiedziałem? – Ujmuję głowę w dłonie i z przerażeniem wpatruję się w sufit.

      – Lata temu.

      – Cóż, przepraszam za nadmierną szczerość.

      Kobiety! Wszystko, kurwa, zapamiętają.

      – I dlaczego, u diabła, musiałeś mi o tym przypomnieć? – Z jej twarzy całkowicie znika dobry humor, a jego miejsce zajmuje wcześniejszy smutek. Wpatruje się niewidzącym wzrokiem w okno, a jej głos brzmi cicho, chrypliwie i słychać w nim udrękę. – Przez dwa lata staraliśmy się o dziecko. Całe dwa lata. Oboje tego chcieliśmy. – Po policzkach zaczynają jej płynąć łzy. – A teraz jego nie ma, a ja straciłam wszystko. Nie mam nic. – Chowa twarz w dłoniach i zaczyna szlochać.

      Kurwa. Kretyn ze mnie. Siadając na łóżku, biorę ją w ramiona i daję się wypłakać. Wyjmuję chusteczkę z pudełka na stoliku nocnym.

      – Proszę. – Podaję ją Caroline. Ściska ją tak, jakby zamknęła w niej sens swego życia, a ja mówię dalej głosem niskim, czułym i smutnym: – Nie możemy tego robić, gdy oboje przeżywamy śmierć Kita. To nieuczciwe względem nas obojga i względem niego. I nie straciłaś wszystkiego. Masz własne pieniądze. I nadal masz dom. Pomyślimy o jakiejś pensji dla ciebie z naszego majątku, jeśli będzie trzeba. Prawdę mówiąc, Rowena uważa, że powinnaś się zająć zaprojektowaniem wnętrz w apartamentowcach w Mayfair. – Całuję jej włosy. – Zawsze będę przy tobie, ale nie jako sposób na chwilę zapomnienia, Caro, tylko jako przyjaciel i szwagier.

      Caroline pociąga nosem i wyciera go chusteczką. Odchyla się w tył i patrzy na mnie tymi swoimi rozdzierającymi serce, załzawionymi niebieskimi oczami.

      – To dlatego, że wybrałam Kita, prawda?

      Ogarnia mnie przygnębienie.

      – Nie wracajmy znowu do tego.

      – Czy może dlatego, że znalazłeś inną? Kim ona jest?

      Nie mam ochoty na tę rozmowę.

      – Chodźmy na śniadanie.

      BIORĘ PRYSZNIC I UBIERAM się w rekordowym czasie. Czuję ulgę, gdy idąc z kubkiem po kawie do kuchni, widzę, że Caroline jest wciąż w gościnnym pokoju z łazienką. Serce przyspiesza mi jak rakieta na myśl o spotkaniu z Alessią.

      Dlaczego się denerwuję? A może to podniecenie?

      Ku memu rozczarowaniu w kuchni jej nie ma, więc idę do przyległej komórki, gdzie prasuje jedną z moich koszul. Przyglądam się jej niezauważony. Prasuje z tym samym zmysłowym wdziękiem, który dostrzegłem u niej tamtego dnia, wykonuje długie, swobodne ruchy, w skupieniu marszcząc brwi. Kończy koszulę i nagle podnosi wzrok. Oczy jej się rozszerzają, gdy mnie dostrzega, a policzki płoną różanym rumieńcem.

      Rany, śliczna jest.

      – Dzień dobry – mówię. – Nie chciałem cię wystraszyć.

      Odstawia żelazko i wpatruje się w nie zamiast we mnie, a zmarszczki pomiędzy jej brwiami jeszcze się pogłębiają.

      O co chodzi? Dlaczego nie chce na mnie spojrzeć?

      – Zabieram bratową na śniadanie. – Po co jej to mówię?

      Ale jej rzęsy trzepoczą, gdy mruga, i wiem, że przetwarza tę informację. Nie tracąc czasu, dodaję:

      – Gdybyś mogła zmienić pościel w pokoju gościnnym, byłoby wspaniale.

      Nieruchomieje, po czym kiwa głową, unikając mojego wzroku, podczas gdy jej zęby nie dają spokoju górnej wardze.

      Oj… chciałbym poczuć te ząbki СКАЧАТЬ