Czerń i purpura. Wojciech Dutka
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czerń i purpura - Wojciech Dutka страница 20

Название: Czerń i purpura

Автор: Wojciech Dutka

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Книги о войне

Серия:

isbn: 978-83-8125-641-4

isbn:

СКАЧАТЬ ksiądz zdradził tajemnicę spowiedzi, uczynił rysę w duszy chłopaka. Rysa ta powiększała się z każdym dniem i stawała się piekącą raną, która w końcu zaczęła ropieć. Przestał się modlić. Natomiast gangrena, która wdarła się do jego serca wraz z mundurem Hitlerjugend, obejmowała już rozum, wolną wolę, wrażliwość, współczucie i ludzką życzliwość. Działanie nazistowskiego jadu było uśpione, podskórne, niemal niezauważalne. Franz nawet nie wiedział, kiedy zaprzedał się Hitlerowi. Właśnie wtedy, gdy Bastian oznajmił, że chce wstąpić do SS, rysa na duszy Franza stawała się otchłanią, ziejącą pustką, pełzającą ciemnością.

      Najpierw postanowił powiadomić o swoim wyborze rodziców, którzy oczekiwali, że po maturze wybierze wydział medycyny uniwersytetu wiedeńskiego i będzie kontynuował przerwaną karierę brata. Ale Franz nie miał najmniejszego zamiaru leczyć ludzi. Kiedy wyjawił swój zamiar, nawet babcia zamarła.

      – Razem z Bastianem mam zamiar wstąpić do SS.

      Nikt nie powiedział ani jednego słowa.

*

      Tymczasem Milena czuła się upokorzona i oszukana przez matkę, która zawiodła ją na całej linii – jako rodzic, jako najbliższa osoba, jako przyjaciel. Jej potajemna ucieczka bardzo bolała. Ale po dwóch tygodniach dziewczyna odkryła, że matki prawie już jej nie brakuje. Poczuła się wreszcie wolna. Postanowiła też zmienić mieszkanie, gdyż nie było jej stać na czynsz za tak duży i niepraktyczny lokal. Pomógł jej mąż Luny, Mikulas Morgenstern, który znalazł chętnych na mieszkanie Zingerów. Milena opuściła je, a sama, ku radości Luny, zamieszkała w klubie, gdzie na zapleczu znajdowały się wolne pokoje.

      Żyła marzeniami. Podsycała je Luna, wmawiając dziewczynie, że powinna pojechać do Paryża, bo tylko tam zrobi prawdziwą karierę. Słowacja to miejsce, gdzie diabeł mówi dobranoc. Jej mąż odwiedził Paryż we wrześniu i potwierdził, że życie artystyczne w stolicy okupowanej Francji kwitło.

      Luna miała na Milenę coraz większy wpływ, coraz bardziej fascynowała dziewczynę jej niezwykła osobowość. Lunę otaczała ulotna chmura erotyzmu. Ta delikatna jak mgła lesbijska aura nie wydawała się Milenie czymś odpychającym. Dziewczyna nigdy nie pozwoliłaby sobie na coś takiego. Czuła się jednak bardzo samotna i odczytywała zainteresowanie Luny jako dowód przyjaźni, współczucia, może szczerej chęci udzielenia jej pomocy. Poza tym bardzo ufała tej kobiecie, gdyż uważała, że nie może zaufać nikomu innemu. Luna stanowiła dla młodej artystki wzór kobiecej niezależności. Milena była jej wdzięczna za to, że nauczyła ją, jak być atrakcyjną kobietą.

      – Skoro mężczyźni nas tłamszą i nie pozwalają rozwijać talentów, to my pomiatajmy mężczyznami – mawiała Luna.

      Jednak wychowanie podpowiadało Milenie, że powinna wyjść w końcu za mąż. Gdy o tym rozmawiały, Luna patrzyła na nią z politowaniem:

      – Głupiutka dziewczyno, nikt przecież w klubie nie zakazuje ci wyjść za mąż, jeśli koniecznie będziesz tego chciała. Ja jednak nauczę cię wszystkiego po to, abyś to ty mogła wybrać sobie takiego mężczyznę, jakiego chcesz, a nie żeby mężczyźni wybierali za ciebie.

      Rozdział 10

      LEKCJA ANATOMII

      Słowacja, lato 1940

      Matka regularnie przysyłała z Węgier listy. Przychodziły zawsze na wpół otwarte, aby nie było wątpliwości, że czytała je cenzura. Ksiądz Tiso wolał wiedzieć, co myślą obywatele, którzy nie są katolikami. Poza tym listy miały stempel węgierskiej poczty, a Słowacja i Węgry za sobą nie przepadały. Po upadku Czechosłowacji Węgry zajęły część Rusi Zakarpackiej należącej uprzednio do państwa czechosłowackiego. Tymczasem rząd księdza Tiso widział w tym zabór części Słowacji przez starego wroga. Tylko potęga Niemiec zmuszała oba kraje do cichej koegzystencji.

      Początkowo matka wciąż wylewała żale, ale pod koniec lata zmienił się ton tych listów. Pani Zinger stwierdziła, że na Węgrzech wcale nie jest tak łatwo żyć i że rodzina Róży bardzo potrzebowała finansowej pomocy, gdyż siostrze Mileny i jej mężowi się nie ułożyło. Węgierscy nacjonaliści robili wszystko, żeby uprzykrzyć życie Żydom i Romom. Matka musiała podjąć pracę fizyczną w jednej z budapeszteńskich fabryk, chociaż liczyła, że wywiezione oszczędności sprawią, iż nie będzie musiała tak pracować jak w Bratysławie. Pieniądze szybko się skończyły. Milena wciąż nie mogła się nadziwić pomysłowości matki, która zdołała przemycić je przez granicę. Również nadal nie potrafiła zrozumieć, jak to możliwe, że własna matka traktowała ją tak, jakby była obcą osobą. Poza tym mecenasowa pisała, że Budapeszt żyje tak, jakby wojny nie było. Milenie nie brakowało już matki. Odpowiedziała, że nie zarabia w klubie dużo i nie może im pomóc. Miała świadomość, że zrani miłość własną matki, ale podejrzewała, że sytuacja na Węgrzech jest znośna, a prośba o pomoc finansową wynika przede wszystkim z niechęci matki do pracy w fabryce.

      Poza tym Milenę bez reszty pochłaniał klub; oddawała się z pasją ćwiczeniom choreograficznym i uczyła tekstów nowych piosenek, które Luna chciała zaprezentować publiczności. Koleżanki z pracy nie mogły nie zauważyć afektu Luny dla młodej śpiewaczki, ale nie widziały w tym problemu. Luna była tak barwną osobowością, tak bogatą i twórczą, a przy tym sympatyczną, że złożoność jej miłosnego świata była tylko nieznaczącym dodatkiem do jej portretu.

      Pewnej nocy w październiku tysiąc dziewięćset czterdziestego pierwszego roku, kiedy od dobrych kilku miesięcy szalała już wojna na froncie wschodnim, do garderoby Mileny weszła Luna. Zaproponowała, żeby razem spróbowały uciec na Węgry.

      – Uciec? – zapytała zaskoczona Milena. – Mnie jest tutaj dobrze. Po co miałybyśmy tam uciekać?

      – Znam wielu ludzi, którzy mogliby nam pomóc. W Budapeszcie to dopiero jest życie. Nie to, co tutaj, w tej dziurze. Tam jest więcej możliwości.

      – Nie kłam. Chodzi o coś innego. Chcę wiedzieć wszystko – powiedziała dziewczyna.

      Luna była zakłopotana, ale postanowiła wyznać prawdę. Dobry czas na Słowacji się kończył.

      – Muszę ci opowiedzieć, czego dziś dowiedział się mój mąż – mówiła z przejęciem Luna. – Sama zdecydujesz, co z tym zrobić. Uważam, że nie powinnaś pozostawać w Bratysławie.

*

      Mikulas Morgenstern, mąż Luny i współwłaściciel klubu, od lata tysiąc dziewięćset czterdziestego pierwszego roku pracował w kancelarii słowackiego rządu. Dobrze mu tam było. Polubił nawet księdza prezydenta Tiso, bo jakże nie lubić takiego miłego, jowialnego człowieka. Prezydent uśmiechał się czasami jak poczciwy wiejski proboszcz, jednak ta sympatyczna powierzchowność kryła bezwzględnego autokratę, podporządkowanego Niemcom, który bez wahania niszczył wszystkich, którzy mogli zagrozić jego władzy.

      Pewnego dnia ksiądz prezydent zapytał któregoś ze współpracowników, czy pan Morgenstern jest dobrym katolikiem. Oczywiście, że bardzo dobrym, odpowiedzieli pracownicy kancelarii, miał nawet korzenie niemieckie. Jednak jego żona, niemoralna śpiewaczka i właścicielka klubu nocnego, była Żydówką w drugim pokoleniu. Z tego powodu Morgensterna przesunięto do mniej znaczących zadań administracyjnych. Ambitny człowiek czuł, że jest marginalizowany. Chciał wiedzieć dlaczego. Zapytał o to przywódcę Gwardii Hlinkowej СКАЧАТЬ