Название: Filozofia religii
Автор: Отсутствует
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Социология
isbn: 978-83-01-20454-9
isbn:
Dla kwestii desygnatu nazwy „Bóg” szczególnie ważne jest to, że teizm chrześcijański jest mocno uzasadniony empirycznie. To uzasadnienie, chociaż przybiera różne formy, ma pewien istotny trzon. Składa się on z (a) przepowiedni dotyczącej bardzo mało prawdopodobnego zdarzenia przyszłego oraz (b) udokumentowanego sprawdzenia się tej przepowiedni (s. 28).
Zatem usłyszałem, że zobaczę nienaruszalną konstrukcje, o którą rozbija się każdy sceptycyzm. Mój Oponent jest świetnym filozofem i obietnicę potraktowałem serio. Ale przy słowach: „z ważnych powodów godzimy się w przyrodoznawstwie na ograniczenie pola dociekań” rozległ się alarmujący dzwonek. Dlaczego się godzimy? Przecież uznajemy, że fizyka nie jest jakimś „malowanym welonem” rozpiętym na niewidzialnej, lecz niewzruszonej metafizyce. Nie chcemy, by prawa metafizyki, których zupełnie nie znamy, miały sterować prawami fizyki, które znamy, choć tylko trochę. Rodzi się więc pytanie: jakie to jest ograniczenie? I nasuwa się odpowiedź, że w istocie nie jest to ograniczenie, tylko zabezpieczenie. Postulat unikania metafizycznych założeń, z których może wynikać coś niezgodnego z fizyką, nie jest napastliwym zawężeniem pola działania rozsądku i rozumu, tylko gwarancją racjonalności i ochroną przed arbitralnością. Jeśli fizyka tłumaczy wszystko – lepiej lub gorzej – to dlaczego mamy ją zastąpić metafizyką, która wprawdzie tłumaczy wszystko, ale zawsze gorzej? Myślenie w kategoriach przyrodoznawczych nie jest ograniczeniem, tylko wyborem zasadniczo empirycznej interpretacji świata. Wiem, że taka interpretacja jest w pewnym sensie niekompletna. Ale to tak, jakby powiedzieć, że arytmetyka jest niekompletna, bo istnieją wielkości nieskończone; albo że chemia jest niekompletna, bo nie zajmuje się problemami biologii i astronomii; albo że poezja jest niekompletna, bo nie zajmuje się budową domów. Rozdzielanie kompetencji nie jest ograniczeniem.
Znalazłem również słowa:
Postulat, żeby wyjaśnianie przez odwołanie do przypuszczenia o istnieniu zastanego sensu było zabronione w odniesieniu do całości dostępnego (immanentnego) świata oraz w odniesieniu do egzystencjalnych pytań jednostki ludzkiej, powinien zostać adekwatnie uzasadniony przez oponentów teizmu. Wedle mojej wiedzy nigdy się to nie stało (s. 24).
Inaczej mówiąc, Ojciec Profesor uważa, że nie można odmówić światu osobnego, uchwytnego, „zastanego sensu” tylko dlatego, że sens ten nie został dotąd ujawniony lub nie dla każdego jest widoczny. Na tej podstawie niesłusznie przenosi On onus probandi na barki przeciwnika. Tu nie wchodzi w grę prosta sprzeczność: (A) lub (~A), gdy (A) symbolizuje: świat ma sens, a (~A) symbolizuje: świat nie ma sensu. Z sensem jest trochę tak, jak z fotelem. Są fotele wygodne, fotele niewygodne i fotele ani takie, ani takie. Sensowny i niesensowny nie jest podziałem dychotomicznym. Przypomnę Wittgensteina. Sugeruje on, że jedni widzą sens świata, inni go nie widzą, a jeszcze inni widzą, że świat nie ma sensu. Nie mamy tu zbioru i jego dopełnienia, tylko trzy różne zbiory, zatem nie działa zasada tertium non datur. Wittgenstein pisze w Traktacie logiczno-filozoficznym:
6.41 Sens świata musi leżeć poza nim. W świecie wszystko jest tak, jak jest, i wszystko dzieje się tak, jak się dzieje…
To nie znaczy, że świat jest bez sensu. To tylko znaczy, że sens świata nie jest częścią świata i nie zachodzi jako fakt. W odniesieniu do świata predykat „ma sens” ma chwiejne zastosowanie, tak jak np. w odniesieniu do punktu geometrycznego. Czy punkt geometryczny ma sens? Nie wiadomo, co to znaczy. Czy punkt geometryczne nie ma sensu? Też nie wiadomo, co to znaczy. Podobnie jest z sensem świata. Nie wiemy, co mówimy, gdy mówimy, że ma sens lub gdy temu zaprzeczamy. Wittgenstein napisał też:
6.522 Jest zaiste coś niewyrażalnego. To się uwidacznia, jest tym, co mistyczne.
Komu się uwidacznia i jak się uwidacznia, tego nie napisał.
Jednak mój Oponent sugeruje, że świat ma sens, i że ten sens ujawnia się w zadziwiającej rozbieżności wyobrażeń o Bogu w różnych religiach, a nawet w obrębie tej samej religii. To ciekawe, bo zwykle teiści stosują argument odwrotny. Ze zbieżności poglądów religijnych wyprowadzają wniosek, że teizm jest prawdziwy. Mój Oponent broni tezy przeciwnej. Przekonująca (i to w sposób empiryczny) ma być rozbieżność poglądów. Jahwe nie jest podobny do Ela, a jednak wyznawcy jednego i drugiego Boga w jakiś sposób „wiedzieli”, że to ten sam Bóg, który przejawia się inaczej i nazywa inaczej.
Mark Smith pokazuje, że w chwili wejścia Hebrajczyków do Kanaanu panteon czczonych tam głównych bóstw obejmował, oprócz Ela, również Baala i Aszerę (ich posążki nawet z okresu świątynnego są znajdowane przez archeologów). Sprowadzenie do Kanaanu kultu Jahwe doprowadziło do tego, że bardzo szybko, na wczesnym etapie, Jahwe i El zostali utożsamieni (s. 29–30).
Nie sądzę jednak, by powszechnie występujące przekonanie paradoksalne (Bóg różnie się przejawia, ale to znaczy, że jest ten sam) mogło wystarczyć jako empiryczny dowód na istnienie Boga. Nie sądzę nawet, by powszechna zgoda zawsze wzmacniała bronioną tezę. Istnieją przecież powszechne złudzenia (niekoniecznie religijne, ale np. polityczne). Jeśli zatem Hebrajczycy rozumowali, że Bóg musi być jeden, ponieważ jest albo Jahwem, albo Elem, to nie znaleźli nowej, paradoksalnej metody dowodzenia, że Bóg jest jeden i istnieje, tylko popełniali błąd logiczny.
Bibliografia
Wittgenstein L. (1997), Tractatus logico-philosophicus, przeł. B. Wolniewicz, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.
Jacek Hołówka
NIEISTOTNOŚĆ NIEISTNIENIA
Słowa kluczowe: atrybuty, Bóg, doznania, odczucia, postanowienia, teizm, werydyczne halucynacje, wiedza
Chciałbym zająć się teizmem. Jest to teoretyczne stanowisko wspierające wiarę religijną. Nie stanowi odrębnego wyznania religijnego, tylko używa filozoficznych, teologicznych i naukowych argumentów, by bronić religii przed zarzutami ateistów, agnostyków, rzeczników wąsko rozumianej naukowej interpretacji świata i religijnych sceptyków. Teizm nie szuka wyznawców ani zwolenników, natomiast pragnie wzmocnić ekumenicznymi argumentami wszelką wiarę w Boga.
Relacja między teizmem i dowolną religią przypomina relację między metaetyką – którą z pewnym powodzeniem uprawiano w połowie poprzedniego wieku – a teoriami etycznymi. Metaetyka miała wspierać wszelką etykę i obiecywała być bezstronna; chciała analizować teorie normatywne z etycznie neutralnego, metodologicznego punktu widzenia. Nie odniosła jednak trwałego sukcesu i chyba nie wymusiła bardziej bezstronnego myślenia w zakresie moralności. Gdy jej badania nie angażowały się po niczyjej stronie, stawała się dość jałowa; gdy zaczynała być ciekawa, szybko okazywało się, że faworyzuje jedne orientacje etyczne kosztem innych. Deontolodzy popierali Kanta, kognitywiści preferowali jakąś wersję utylitaryzmu, emotywiści usprawiedliwiali amoralizm. Można obawiać się (choć nie ma powodu przesądzać z góry, że tak będzie), że podobny los spotka teizm. Nie jest to bowiem czysta filozofia religii traktująca z równą życzliwością postawę wierzących i niewierzących. Teizm angażuje się po stronie religii, w zasadzie dowolnej, choć zwykle chrześcijaństwa. Jest to oczywiście wybór dopuszczalny, ale nie warto argumentować, że jest to wybór bezstronny lub neutralny. Może być jednak ciekawy i chciałbym prześledzić argumenty teistów, odnosząc się do trzech książek: Richarda Swinburne’a Spójność teizmu, Petera Forresta God without the Supernatural. A Defense of Scientific Theism СКАЧАТЬ