Название: Dobra córka
Автор: Karin Slaughter
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Крутой детектив
isbn: 978-83-276-3066-7
isbn:
Delia trzymała już w rękach telefon komórkowy. Zrobiła kilka zdjęć, jednocześnie pytając:
– Mogę? – chociaż doskonale wiedziała, że jest za późno na jakikolwiek protest ze strony Charlie.
– Co się stało z rewolwerem?
Charlie odłożyła glocka na stół lufą skierowaną w tylną ścianę.
– Nie wiem. Huck właściwie się nie ruszył. To znaczy drgnął, myślę, że z powodu bólu przy postrzale, ale nie upadł ani nic takiego. Powiedział Rodgersowi, żeby wziął rewolwer, ale nie pamiętam, czy Rodgers go wziął, czy zrobił to kto inny.
Delia przerwała pisanie.
– Pan Huckabee najpierw został trafiony, a potem powiedział Rodgersowi, żeby wziął rewolwer?
– Tak. Był bardzo spokojny, choć sytuacja była napięta, bo nikt nie wiedział, czy Rodgers znowu nie strzeli. Ciągle mierzył do Hucka. A Carlson ciągle miał karabin.
– Ale kolejny strzał nie padł?
– Nie.
– Widziała pani, czy ktoś jeszcze trzymał palec na spuście?
– Nie.
– I nie widziała pani, czy pan Huckabee podawał komuś rewolwer?
– Nie.
– Widziała pani, czy go przekładał? Odkładał na ziemię?
– Nie. – Charlie pokręciła głową. – Bardziej zajmowało mnie to, że jest ranny.
– Rozumiem. – Delia dokończyła pisanie i podniosła głowę znad brulionu. – Pamięta pani, co było potem?
Charlie nie wiedziała, co pamięta. Czy spojrzała na swoje ręce, jak to zrobiła teraz? Pamiętała głośne oddechy Carlsona i Rodgersa. Obaj wyglądali na tak samo przerażonych jak ona, pocili się obficie, dyszeli ciężko pod kamizelkami kuloodpornymi.
„Moja córka jest w jej wieku”.
„Pink był moim trenerem”.
Carlson nie zapiął kamizelki. Jej boki kołysały się bezładnie, gdy wbiegł do szkoły z karabinem. Nie miał pojęcia, co go czeka za rogiem: leżące ciała, masakra czy kula w głowę.
Jeśli człowiek nigdy przedtem tego nie widział, to mogło go złamać.
– Czy potrzebuje pani przerwy, pani Quinn? – zapytała Delia.
Charlie pomyślała o przerażeniu na twarzy Carlsona, kiedy poślizgnął się na plamie krwi. Czy miał łzy w oczach? Czy bał się, że martwa dziewczynka to jego córka?
– Chciałabym już wyjść. – Nie wiedziała, że to powie, póki nie usłyszała własnego głosu. – Wychodzę.
– Powinna pani dokończyć zeznanie. – Delia posłała jej uśmiech. – To potrwa jeszcze tylko kilka minut.
– Wolałabym to dokończyć w innym terminie. – Charlie złapała się brzegu stołu, żeby wstać. – Mówiła pani, że mogę wyjść w każdej chwili.
– Oczywiście. – Delia Wofford po raz kolejny udowodniła, że trudno ją wyprowadzić z równowagi. Wręczyła Charlie wizytówkę. – Z niecierpliwością czekam na kolejną rozmowę z panią.
Charlie nie widziała wyraźnie napisu na wizytówce. Kwaśna zawartość żołądka podeszła jej do gardła.
– Wyprowadzę cię tylnym wyjściem – powiedział Ben. – Dasz radę dotrzeć do swojego biura?
Charlie była pewna tylko jednego: musiała jak najszybciej stąd wyjść. Z czterech stron napierały na nią ściany. Nie mogła oddychać przez nos. Czuła, że się udusi, jeśli zostanie tu choćby chwilę.
Ben wsunął do kieszeni marynarki jej butelkę z wodą i otworzył drzwi. Charlie wytoczyła się na korytarz i ciężko oparła się rękami o ścianę naprzeciw drzwi do pokoju przesłuchań. Czterdzieści lat malowania wygładziło powierzchnię pustaków. Charlie przytknęła policzek do chłodnej powierzchni. Wzięła kilka głębokich wdechów i czekała, aż miną jej mdłości.
– Charlie? – powiedział Ben.
Odwróciła się. Nagle między nimi pojawił się tłum ludzi. W budynku zaroiło się od stróżów prawa. Muskularni mężczyźni i dobrze umięśnione kobiety z karabinami na szerokich piersiach biegali po korytarzu w tę i z powrotem. Policja stanowa. Zastępcy szeryfa. Drogówka. Ben miał rację. Pojawili się wszyscy. Charlie ujrzała litery na plecach koszul. GBI. FBI. ATF. SWAT. ICE. BOMB SQUAD.
Kiedy w końcu korytarz opustoszał, zobaczyła, że Ben trzyma w ręce telefon i w milczeniu przesuwa kciuki po ekranie.
Oparła się o ścianę i czekała, aż mąż skończy esemesować. Może pisał do tej dwudziestosześciolatki z biura. Kaylee Collins. Była w jego typie. Charlie to wiedziała, ponieważ mając tyle lat co tamta, też była w typie swojego męża.
– Cholera. – Kciuki Bena niestrudzenie biegały po ekranie. – Daj mi jeszcze chwilę.
Charlie mogła sama wyjść z komisariatu. Mogła sama przejść sześć przecznic dzielących ją od biura.
Nie zrobiła tego.
Patrzyła na czubek głowy Bena, na spiralnie rosnące włosy na ciemieniu. Chciała wtulić się w niego. Zatracić się w nim.
Zamiast tego bezgłośnie powtarzała frazy, które ćwiczyła w samochodzie, w kuchni, czasem przed lustrem w łazience:
„Nie mogę bez ciebie żyć”.
„Nigdy nie czułam się tak samotna jak przez dziewięć ostatnich miesięcy”.
„Wróć do domu, bo dłużej tego nie zniosę”.
„Przepraszam”.
„Przepraszam”.
„Przepraszam”.
– Ugoda w innej sprawie nie doszła do skutku – powiedział Ben i wsunął telefon do kieszeni. Aparat uderzył o pustą w połowie butelkę z wodą. – Gotowa?
Nie СКАЧАТЬ