Era Wodnika. Aleksander Sowa
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Era Wodnika - Aleksander Sowa страница 11

Название: Era Wodnika

Автор: Aleksander Sowa

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Крутой детектив

Серия:

isbn: 978-83-272-4153-5

isbn:

СКАЧАТЬ mógł zapomnieć o odrzuceniu jego uczucia. Nie ma żalu, bo przecież do niczego między nimi nie doszło i nie powiedział prawdy, ale igła kłuła w serce za sposób, w jaki to uczyniła. Bezlitośnie, szybko, jak uderzeniem miecza ucięła łeb nadziejom. Szybko stłamsił tę część siebie, która ją pokochała. Wycofał się. Jej reakcja tamtego dnia zaskoczyła go i do wizerunku Gosi nie pasowała. Była lodowata i bezlitosna. Potem, po czasie, zrozumiał, że zrobiła to pewnie celowo, może nawet wbrew sobie? Tak było łatwiej, a dla niego lepiej. Ale zadra w sercu pozostała. Wszystko by dał, by byli razem.

      Dotknął nieświadomie ust i znamienia na policzku. Czy ten ślad po oparzeniu mógł mieć na to wpływ? Czy blizna miała znaczenie? Przecież inne kobiety twierdziły, że blizna szybko znika. Że ślad po odprysku oleju z dzieciństwa jest udziałem tylko jego psychiki. Myśląc, obserwował, jak kobieta wchodzi do kawiarni. Po chwili dostrzegł przez okno, jak siada przy stoliku. Zamówiła coś i czekała, podnosząc co kilka chwil filiżankę do ust. Wycelował teleobiektyw w jej kierunku. Migawka mlasnęła cicho kilka razy.

      Po chwili znów podeszła do niej ta sama dziewczyna, kelnerka zapewne. Widział ją za pierwszym razem. Teraz jednak coś jej podała i rozmawiały. Wykonał kolejną serię zdjęć. Nie udało mu się uchwycić, co też kelnerka podała dziennikarce. Oparcie krzesła zasłoniło kadr.

      Tymczasem informatorka nadal się nie pojawiała. Stojąc w bezruchu, w opadzie śniegu z deszczem, porządnie zmarzł. Gosia ubrała się i wyszła, co zdziwiło go jeszcze bardziej. Trzykrotnie strzelił w nią nikonem, gdy wychodziła z kawiarni, i się schował. Spojrzał jeszcze raz w jej stronę. Z pewnością niczego nie zauważyła, opad skutecznie ograniczał widoczność. Wilgoć, potęgując przenikliwe zimno, nie zachęcała, by się rozglądać. Wciąż nie mógł odpędzić natrętnych myśli.

      – Czy ja cię jeszcze kocham, czy mam już na twoim punkcie obsesję? – szeptał niemal bezgłośnie. – To wszystko dla ciebie. Dla twojego bezpieczeństwa.

      Gosia nie mogła tego usłyszeć. Za to idąca staruszka spojrzała ze smutkiem. Jeszcze jeden uciekający przed samotnością, znerwicowany człowiek, których jest tylu teraz – myślała. Dziś jest tak wielu nieszczęśliwych ludzi.

      13.

      Wnętrze Pożegnania z Afryką pachniało zmielonymi ziarnami. Siedziała przy stoliku opodal okna, jako jedyna klientka. Piła cappuccino. Była bardzo dumna, że to ona informowała słuchaczy o wydarzeniach z bunkra. Zmontowała doskonały materiał. Dopiero po jej reportażu sprawą zwłok z bunkra zainteresowała się reszta mediów. Nic dziwnego zatem, że to właśnie do radia O’Key, do Małgorzaty Krawiec, zgłosił się ktoś, kto rzekomo miał jakieś sensacyjne wiadomości o tamtej nocy. Tajemniczym informatorem miała być kobieta. Sprawa schronu podobno się skończyła. Wywiad z Bossakowskim, który informował o tym, poszedł już nawet w eter. To dobrze – myśli cisnęły się do głowy.

      – Wiem, że zabrzmi to dziwnie – usłyszała nagle barmankę – ale muszę panią o coś zapytać.

      Wybałuszyła oczy na dziewczynę. Kelnerki zwykle przecież nie tak zaczynają.

      – Proszę pytać – odpadła zaskoczona.

      – Czy pani nazywa się Małgorzata Krawiec?

      – Tak.

      – Tak myślałam. Poznałam po głosie – zaczęła – bardzo lubię pani audycje. W domu to właśnie radia O’Key słucham.

      – Miło to słyszeć. Dziękuję.

      – Ale tu, w pracy, wie pani – mrugnęła porozumiewawczo – muszę robić to, co szefostwo każe. Radio jest zabronione. Ma być tylko muzyka.

      – No tak, każdy ma jakiegoś szefa – zażartowała. – Nawet papież.

      Kelnerka odpowiedziała szerokim uśmiechem.

      – Mam przesyłkę dla pani. Przyszła wczoraj – ciągnęła konfidencjonalnym tonem, choć były same w lokalu. – Był też list, w którym ktoś wyjaśniał, żeby przekazać przesyłkę pani.

      – A jak mnie pani rozpoznała?

      – Wiedziałam, że o tej porze ma przyjść kobieta odpowiadająca opisowi z listu.

      – Rozumiem. To dlatego tak się pani przyglądała?

      – Tak. Proszę wybaczyć niezręczność, ale chciałam się upewnić.

      – Rozumiem. A kto ją tu przyniósł?

      – Kurier.

      – A kto nadał?

      Kelnerka uniosła ze zdziwieniem brwi. Była pewna, że dziennikarka będzie wiedziała, kto nadał kopertę. Podejrzewała jakiegoś mężczyznę, z którym ma romans.

      – Nie oczekiwała pani na nią?

      – Nie – Gosia nie kryła zaskoczenia. – Jestem tu zupełnie przypadkiem.

      – W liście napisano, że pani tu przyjdzie, i nie spóźniła się pani.

      – Zatem nawet godzina się zgadzała?

      – Tak.

      – Dziwne.

      – Owszem – przytaknęła uprzejmie, po czym dodała: – Ale nie wiem, kto ją nadał.

      – A nie został list kurierski?

      – Nie. Wyrzuciliśmy wczorajsze śmieci. Kopertę i list.

      O pięćdziesięciozłotowym banknocie nie wspomniała.

      – Przyszła wczoraj?

      – Wczoraj wieczorem.

      – Pamięta pani godzinę?

      – Myślę, że około dziewiętnastej. Tak. Pamiętam dobrze, bo o dwudziestej pierwszej zamykamy. To był już koniec zmiany.

      – A kurier. Pamięta pani nazwę firmy?

      – Tak. Na kopercie było logo.

      Wymieniła firmę. Gosia podziękowała, zapłaciła, dając suty napiwek, i wyszła. Wiedziała, że dalsze oczekiwanie nie ma sensu.

      Informatorka zadzwoniła wczoraj po południu. Umówiły się na następny dzień. Miała więc jeszcze czas, aby kurier dostarczył przesyłkę. Śmieci wyrzucono wczoraj, a rano zostały wywiezione. Ślady zatem zostały zatarte. Zresztą nazwisko na kopercie prawdopodobnie i tak było fałszywe. Cała ta szopka ze spotkaniem była zaaranżowana. Gosia nie rozumiała po co.

      14.

      Wróciła do radia. Odsłoniła taśmy żaluzji w oknie i patrzyła na białą, grubą kopertę. Wtedy ktoś zapukał.

      – Proszę.

      – Antoni powiedział, że jesteś – naczelny zaczął w СКАЧАТЬ