Название: W Harrarze
Автор: Karol May
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Приключения: прочее
isbn: 978-83-8119-078-7
isbn:
Wkrótce miasto pogrążyło się we śnie. Spali wszyscy, z wyjątkiem naszych dwóch jeńców i rodziny zabitego strażnika. —
Następnego ranka, w dwie godziny po nastaniu świtu, przybył do nowego strażnika goniec sułtana.
– Czy karawana handlowa jest już tutaj? – zapytał.
– Nie – odparł strażnik.
– Masz zjawić się przed sułtanem.
Strażnik zbladł na wiadomość, że ma stanąć przed władcą. Musiał jednak usłuchać rozkazu.
Sułtan siedział już na swym drewnianym tronie. Strażnik padł plackiem, aby wysłuchać słów władcy. Obok sułtana stało kilku dygnitarzy.
– Czy emir Arafat przybył z podarunkami? – brzmiało pytanie.
– Jeszcze nie, panie…
– Dlaczego ten pies zwleka? Czy nie powiedziałeś jego gońcowi ze szczepu Somali, że oczekuję go w dwie godziny po wschodzie słońca?
– Nie, nie starczyło mi czasu, aby to powiedzieć, – odparł strażnik, drżąc na całem ciele.
– Dlaczego, ty psie, ty psi synu? – ryknął władca.
– Odjechał tak prędko…
– Więc przez ciebie mam czekać? Więc dlatego mianowałem cię strażnikiem? Allah jest wielki i sprawiedliwy. Co człowiek daje, to otrzymuje zpowrotem. Jako kat wielu ludzi pozbawiłeś życia; teraz rozstaniesz się ze swojem. Chodź tutaj.
Powtórzyła się scena z poprzedniego wieczora. W kilka chwil później strażnik leżał na ziemi z przebitą szyją. Następca jego pośpieszył ku bramie, otrzymawszy klucze z rąk sułtana.
Sułtan był wściekły. Oświadczył wprawdzie, że pogardza szczepem Somali, ale mimo to wyskakiwał ze skóry, czekając kiedy mu przedstawiciele tego szczepu przyniosą podarki.
Emir zameldował się dopiero w południe. Sułtan nie kazał mu czekać przed bramą, jak to sobie postanowił wczoraj, lecz wydał rozkaz wpuszczenia natychmiast i wprowadzenia do pałacu.
Przywódca karawany zjawił się wkrótce. Towarzyszyło mu pięciu ludzi, którzy eskortowali silnie objuczonego wielbłąda. Wielbłąd ten niósł podarunki dla sułtana. Przejęli je ludzie władcy Harraru. Teraz mógł emir wraz z towarzyszami zjawić się przed sułtanem; musieli wszyscy odłożyć broń i zdjąć obuwie.
Władca przyjął ich obcesowo:
– Dlaczego nie padacie na kolana? – zawołał.
– Padamy na kolana tylko przed Allahem – odpowiedział dumnie emir. – Jesteśmy wolnymi ludźmi i nie modlimy się do żadnego człowieka.
– Dlaczego przybywasz tak późno?
Pytał tonem tak brutalnym, że emir odparł z gniewem:
– Bo mi się tak podobało.
– Powinieneś postępować według mojej woli, a nie według swoich upodobań! Czy wiesz, że z twego powodu zabiłem dwóch strażników?
– Nie moja to wina. Przyszedłem tutaj jako kupiec, a nie jako kłótnik, i nie poto, abyś mnie obrażał.
– Usta masz zuchwałe. Czy cię obraziłem?
– Kto dokucza gońcowi, ten dotyka również i pana tego gońca. Powiedz, czy chcesz przyjąć moje podarki i czy chcesz ubić interes ze mną. Jeżeli nie, odjeżdżam.
– Co mi przynosisz tym razem?
– Jedwabie i chusty, miedź, ołów, żelazo, proch, papier i cukier.
– A czego chcesz wzamian za to?
– Kości słoniowej, tytoniu, kawy, szafranu, masła, miodu i gumy.
– Zobaczę. Pokażcie podarki.
Wyłożono przed sułtanem dary, ofiarowane przez emira, jako zachętę do interesu. Składał się na nie proch strzelniczy, piękne szaty i galanterja z żelaza. Sułtan zapalił się specjalnie do trzech rewolwerów, które zobaczył.
– Ta broń jest bardzo pożyteczna – rzekł. – Wiem, jak się z nią obchodzić; wiem również, że w braku amunicji staje się bezużyteczna. Był tu raz jeden Anglik, który mi darował pistolet. Nauczył mnie, jak się z nim obchodzić; zaledwie jednak odjechał, wyczerpały się naboje i broń straciła wartość.
– Mam dużo nabojów – odparł Emir. – Mogę je wszystkie sprzedać.
– Co? Mam kupować? – zapytał sułtan. – Darowujesz mi broń, a naboje każesz kupować? Czy nie wiesz o tem, że naboje należą do rewolweru?
– Wcale nie. Musiałem zapłacić za nie w Adenie moc pieniędzy. Mam jeszcze inne naboje do dwóch pięknych strzelb, które mogę sprzedać. Takich strzelb jeszcze tu nie było; są to dwururki wyrobu amerykańskiego.
– Przynieś je! – rozkazał sułtan.
– Przyniosę z innymi towarami, skoro mi tylko powiesz, żeś zadowolony z podarków, i że możemy rozpocząć nasz targ.
Sułtan obrzucił raz jeszcze dary chciwym wzrokiem i odparł:
– Jestem najpotężniejszym władcą wszystkich krajów. Tak wielki sułtan nie zasługuje na tak mamy haracz, ale Allah jest litościwy, więc i ja chcę być łaskawy. Przynieś, co masz. Najpierw ja poczynię zakupy, później niechaj kupują moi ludzie.
– Idę, ale mylisz się, twierdząc, że nic nie mam godnego ciebie. Mam coś, czego nie posiada żaden książę, żaden sułtan.
– Cóż to takiego?
– Niewolnicę.
– Wszystkie kobiety, czy to matki, czy córki, do mnie należą i mogę wśród nich wybierać wedle upodobania.
– Masz rację. Ale takiej dziewczyny, jaką ja przywiozłem, niema w całym Harrarze.
– Czy to Nubijka?
– Nie.
– Abisynka?
– Także nie.
– A więc?
– Należy do rasy białej – odparł emir bardzo dobitnie.
Sułtan zatoczył ruch radosnego zdumienia.
– Na Allaha! Więc to Turczynka!
– Nie. Turczynka kosztowałaby najwyżej pięćset talarów, niewolnica zaś, którą chcę sprzedać, jest warta tyleż tysięcy.
Sułtan zerwał się СКАЧАТЬ