W Harrarze. Karol May
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу W Harrarze - Karol May страница 4

Название: W Harrarze

Автор: Karol May

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Приключения: прочее

Серия:

isbn: 978-83-8119-078-7

isbn:

СКАЧАТЬ ludzie opowiadają?

      – To trudno określić. Ale byłem sam świadkiem pewnych sytuacyj, które potwierdzić musiały podejrzenie, iż Alfonso nie jest prawdziwym hrabią Rodriganda. Ten mój pogląd jest również powodem, dla którego tutaj się znalazłem; unieszkodliwiono mnie.

      – Mówcie, mówcie! – naglił hrabia.

      Mindrello nie odrazu spełnił tę prośbę. Jakiś czas namyślał się, coś sobie przypominając. Wreszcie zaczął opisywać wydarzenia, których widownią był zamek Rodriganda, pojawienie się doktora Sternaua, jego śmiałe i skuteczne wkroczenie w życie hrabiego Manuela, które skończyło się uwolnieniem hrabiego i małżeństwem Sternaua z hrabianką, zawartem w Reinswalden. Mindrello mówił:

      – Dzięki wynagrodzeniu, które otrzymałem za służbę u hrabiego Manuela, przedzierzgnąłem się w zamożnego człowieka. Wróciłem do Manrezy; wróciłem ku mej zgubie! Te łotry dowiedziały się przez swych szpiegów w Niemczech, w jaki sposób pokrzyżowałem ich plany, i całą złość skierowali na mnie. Don Manuela nie potrzebowali się chwilowo obawiać, hrabia bowiem miał zamiar wystąpić z pretensjami dopiero po odnalezieniu przez Sternaua prawdziwego Alfonsa. Tem bardziej obawiali się, że ja zdradzę ich machinacje. Pewnego dnia otrzymałem od jednego z mych towarzyszy – trzeba panu wiedzieć, że dawniej zajmowałem się od czasu do czasu kontrabandą – kartkę, naznaczającą spotkanie. Pismo towarzysza było mi dokładnie znane, to też nie miałem żadnych podejrzeń. Udałem się o umówionej porze na miejsce, nie poto jednak, by przyjąć jakieś polecenie, a poto, aby oświadczyć, że proponowany interes mi nie odpowiada. Zaledwie doszedłem do umówionego miejsca, chwyciło mnie czterech ludzi skrępowało. Związano mnie, skneblowano i wyniesiono gdzieś w zamkniętym worku. Dokąd, nie wiem.

      Mindrello zamilkł na chwilę. Wspomnienie strasznych chwil odebrało mu mowę. Po dłuższej pauzie ciągnął dalej:

      – Gdy mnie po długim, długim czasie uwolniono z worka, znalazłem się w ciasnej, ciemnej norze. Proszę sobie wyobrazić moją rozpacz, kiedy po kołysaniu i szumie wody przekonałem Się, że jestem zamknięty w kajucie okrętowej. Dopiero, gdyśmy już byli na pełnem morzu, mogłem wyjść na pokład i zaczerpnąć nieco powietrza. Zaprowadzono mnie do kapitana, do tego samego Landoli, o którym mówiliście przedtem. Kpiąc w żywe oczy, oświadczył mi, że pewnym ludziom zależy bardzo na mojem zniknięciu, dlatego mam zostać marynarzem i słuchać ślepo rozkazów pod grozą śmierci. Wkrótce zorjentowałem się, że ten Landola jest handlarzem niewolników i piratem. Pomyśleć tylko, miałem mu pomagać! Miałem chwytać tych biednych murzynów i kupczyć nimi! Miałem napadać na okręty, rabować je i brać udział w mordowaniu załogi! Nie dziw, że się ociągałem. Wtedy znowu wtrącono mnie do lochu; musiałem przymierać głodem, musiałem narażać się na uderzenia, które kaleczyły mi ciało. Ponieważ mimo to nie kwapiłem się do udziału w zbrodniczych machinacjach, Landola oświadczył, że przeznaczył mi najsurowszą karę: sprzeda mnie jako niewolnika. Płynęliśmy obok wschodniego wybrzeża Afryki. Zarzucił kotwicę koło Garad i udał się na ląd. Po krótkim czasie zabrano mnie. Landola sprzedał mnie naprawdę. Nabywca mój był dzikim handlarzem niewolników; musiałem w kajdanach iść za nim w głąb kraju, aż do Dollo. Tam sprzedał mnie komu innemu. Wędrowałem z rąk do rąk. Ostatnim mym panem był okrutny książę murzyński. Język ludzki nie potrafi opisać tego, co u niego wycierpiałem. Musiałem pracować za trzech i spełniać najgorsze, najohydniejsze posługi; maltretowano mnie i morzono głodem. Mimo tych strasznych warunków i mimo niezdrowej okolicy, wytrzymałem wszystko. Wreszcie pan mój umarł, a ponieważ spadkobierca jego nie chciał mnie zatrzymać, więc sprzedał pewnemu mieszkańcowi Harraru; człowiek ten zawlókł do sułtana i zgotował mu ze mnie podarunek.

      – Od jak dawna tutaj jesteście?

      – Od jakichś czternastu dni.

      – Ach, dlatego was nie widziałem. Pracowałem przez ostatnie trzy tygodnie w plantacjach kawy sułtana. Cóżeście uczynili, że was wtrącono do więzienia?

      – Zaledwie tu przybyłem, kazano mi się zbisurmanić.

      – Ten sam los przypadł nam w udziale.

      – Dręczono mnie, a gdy mimo cięgów nie chciałem wołać pomocy Mahometa, wpakowano do lochu. To wszystko, co mogę powiedzieć.

      Mindrello zamilkł. Czekał na odpowiedź, ale nie było jej. Stary hrabia pogrążył się w rozmyślaniach; usłyszał przed chwilą tyle, znalazł coś w rodzaju klucza do rozwiązania zagadki. Czy miał uważać to za zrządzenie Opatrzności? Czy miął odtąd wierzyć, że Bóg uratuje go od śmierci i długiej niewoli? Odruchowo złożył ręce do modlitwy i padł na kolana. Mindrello nie widział go, ale wyczuł, co się z hrabią dzieje, i całą duszą modlił się również. Nastąpiła długa pauza, po której były przemytnik rzekł:

      – Zbierzmy siły i krzepmy się nadzieją, czcigodny mój panie. Bóg jest miłością, pomoże nam, ale tylko przez nas samych.

      – Macie rację – rzekła hrabia, wstając z klęczek. – Musimy pomyśleć, w jaki sposób możnaby uciec.

      Zaczęli rozważać wszystkie ewentualności ucieczki i przyszli do przekonania, że byłaby ona możliwa jedynie z lochu Mindrella.

      Mindrello rzekł:

      – Czy nie możemy zaraz przystąpić do dzieła?

      – O, bardzo chętnie. Niestety jednak, dziś jest za późno. Odkrytoby jutro naszą ucieczkę i wnet rozpoczęłoby pościg. Wtedy bylibyśmy zgubieni.

      – Dobrze, zastosuję się do was, don Fernando. Ale jedno możemy uczynić już teraz. Możemy spróbować, czy się nam nie uda poruszyć kamienia, zagradzającego otwór mojej celi.

      – Słuszne słowa. Jeżeli nam się to uda, będziemy przynajmniej spokojni, iż możemy w każdej chwili opuścić więzienie. Jeżeli zaś nie, będziemy wiedzieli, że trzeba sobie z więzienia utorować drogę inną.

      – Więc przeleźmy do mojej celi. Pójdę pierwszy.

      Hiszpan zaczął wdrapywać się po murze; hrabia uczynił to samo. Bez trudu udało im się dostać przez otwór do drugiego lochu. Loch ten miał, jak to stwierdził hrabia Fernando, tę samą szerokość i głębokość, co jego nora. Zaczęli wdrapywać się ku powale.

      Pierwszy szedł Mindrello, opierając się o jedną stronę muru plecami, o drogą zaś nogami; don Fernando postępował za nim szybciej, aniżeliby to jego wiek pozwalał przypuszczać. Na wzniesieniu półtora metra od ziemi loch skręcał wbok. Przechodził tu pod murem więziennym w tunelik nieco szerszy. Dostali się wreszcie bez specjalnych wysiłków do płyty kamiennej, zamykającej im drogę do wolności.

      – No, teraz się pokaże, – rzekł Mindrello. – Niech hrabia się zbliży; spróbujemy.

      Znaleźli tutaj dla siebie dosyć miejsca, loch bowiem wznosił się nie prostopadle, a pod kątem ostrym; mogli więc znaleźć mocne oparcie i naprężyć mięśnie do poruszenia płyty. Z początku sprawa szła ciężko, ale po powtórnem uderzeniu płyta posunęła się nieco na bok, tak, że powstał nieduży otwór, przez który nasi nieszczęśni więźniowie ujrzeli gwiaździste niebo.

      – Chwała niechaj będzie Bogu i wszystkim świętym! – szepnął hrabia. – СКАЧАТЬ