Old Surehand t.1. Karol May
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Old Surehand t.1 - Karol May страница 16

Название: Old Surehand t.1

Автор: Karol May

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Приключения: прочее

Серия:

isbn: 978-83-7623-958-3

isbn:

СКАЧАТЬ Jestem Wupa-umugi i nie dałbym się tak podejść.

      – Chcieliśmy podejść bladą twarz, ale czy mogliśmy przewidzieć coś takiego? Czy mogliśmy przypuszczać, że niezwyciężony Old Shatterhand znajduje się wśród białych? On wszystko wie. Spodziewał się, że przyjdziemy, i wyszedł naprzeciw nas. Siedział w gąszczu i nadsłuchiwał. Kiedy doszliśmy do niego, wyskoczył i powalił nas na ziemię. Moi czerwoni bracia słyszeli przecież o sile jego pięści?

      Zwrócił się z tym pytaniem do wszystkich, którzy stali dokoła.

      – Hehe, hehe (tak, tak)! – odpowiedziano mu.

      – Czy sądzicie, że poszłoby wam inaczej niż nam? Czy zdołalibyście mu umknąć?

      – Aga, aga (nie, nie)!

      Wysłannik okazał wiele sprytu, odwołując się do równych sobie wojowników. Ich opinia chroniła go przed gniewem rozwścieczonego wodza. Opowiadał dalej, a Wupa-umugi nie przerywał mu już. Dopiero kiedy skończył, wódz zapytał:

      – Czy ktoś się domyśla, kim była blada twarz, którą ścigaliśmy?

      – Włosy miał długie i białe jak śnieg na górach. Czy nie widziałeś tego? – zapytał wysłannik.

      – Widziałem.

      – Na jego twarzy dziewięćdziesiąt zim wyryło zmarszczki. Jest tylko jeden biały liczący tyle lat, mający takie białe włosy i będący tak dobrym jeźdźcem, że mógł się przedrzeć nietknięty przez dziesięć razy po pięćdziesiąt nieprzyjaciół.

      – Uff, uff! – zawołał wódz. – Mój czerwony brat ma pewnie na myśli Old Wabble’a.

      – Tak, jego właśnie.

      – A więc to był on! Opuścił nas widocznie Wielki Duch, jeśli ten człowiek zdołał nam się wymknąć. Nikt nie przelał tyle krwi czerwonych mężów, co ten białowłosy pies. Gdyby wpadł nam w ręce, podniósłby się radosny krzyk, jak daleko sięgają namioty Komanczów. Tym razem udało mu się, ale spotkamy go jeszcze i pochwycimy na pewno, może nawet jutro lub pojutrze.

      – Czy chcesz wysłać za nim więcej wojowników?

      – Nie ma potrzeby gonić Old Wabble’a, bo on sam do nas przyjdzie. Chciał sprowadzić pomoc, aby wyswobodzić tę bladą twarz, która leży skrępowana na wyspie. Znalazł dziesięciu białych, którymi dowodzi Old Shatterhand. Oni tu przyjdą.

      – Byliby chyba szaleni, sądząc, że w jedenastu mogą nas zwyciężyć.

      – Old Shatterhand jest z nimi. Blade twarze, którymi dowodzi, odważą się na wszystko.

      – Przecież nie wiedzą, gdzie się znajdujemy.

      – Zdradzi im to wasz trop, za którym pójdą.

      – Old Shatterhand przyrzekł nam nie iść za naszym śladem, a nikt jeszcze nie słyszał, żeby kiedykolwiek złamał słowo.

      – Memu młodemu czerwonemu bratu przystałoby raczej milczeć, aniżeli w obecności starych wojowników pouczać wodza.

      Była to surowa nagana, ale wodza nikt nie lubił, bawiono się więc skrycie jego gniewem. Młody wojownik zauważył pełne zachęty spojrzenia towarzyszy i rzekł:

      – Ja wiem, że nie dorównuję starym i mądrym mężom. Ale ponieważ nie któryś z nich, ale właśnie ja byłem u Old Shatterhanda, mówiłem z nim i otrzymałem od niego słowo, więc niech mi wolno będzie powiedzieć, co od niego usłyszałem.

      Na to odezwał się siwowłosy Indianin, który siedział obok wodza i był pewnie najstarszy ze wszystkich wojowników:

      – Niech mój młody brat mówi śmiało. Skoro wykopano topór wojenny, wszystko może mieć wielkie znaczenie, nawet takie szczegóły, jakie kiedy indziej byłyby nieważne. Jakich słów użył Old Shatterhand, dając wam przyrzeczenie?

      Młody Komancz namyślał się przez chwilę, po czym powiedział:

      – Zapytałem go tak: „Czy będziecie nas tropić, aby się dowiedzieć, dokąd pójdziemy?”. A on odrzekł: „Nie. Daję wam na to słowo”.

      – Słowa Old Shatterhanda znaczą tyle samo, co gdyby wypalił fajkę przysięgi. On dotrzymuje obietnic i nie śledził was z pewnością. Howgh! Młodzi bracia mogą odejść; wiemy już, co chcieliśmy wiedzieć.

      Obaj Komancze oddalili się, a z nimi ci wszyscy, którzy z ciekawością, lecz i z uszanowaniem stali do tej pory skupieni wokół wodza. Także wojownicy, których miał obserwować Old Wabble, opuścili swoje ognisko, ciekawi wieści o pościgu.

      Spodziewałem się, że w tej sytuacji stary powrócił na umówione miejsce. Okazało się, że miałem rację, gdyż po chwili ropucha odezwała się cztery razy, jak to ustaliliśmy.

      Czy miałem opuścić mój posterunek? Chwila obecna nadawała się do tego doskonale, gdyż podczas powrotu czerwonoskórych do ognisk powstało w obozie zamieszanie i nie było obawy, aby mój pióropusz z sitowia ściągnął na siebie czyjąkolwiek uwagę. Spodziewałem się jednak, że przy ognisku wodza Indianie będą jeszcze mówili o interesujących mnie sprawach. Poza tym miałem nadzieję, że nadarzy mi się inna sposobna chwila do odwrotu. Czerwonoskórzy nic jeszcze nie jedli, czekając prawdopodobnie, aż się upiecze dostateczna ilość mięsa. W czasie posiłku musiało znowu nastąpić zamieszanie i powinienem znaleźć odpowiedni moment, by się niepostrzeżenie oddalić. Leżałem więc dalej w wodzie.

      Wódz gniewał się widocznie na starego wojownika za jego interwencję, gdyż powiedział:

      – Czy mój czerwony brat nie uważa, że uwłacza to godności wodza, gdy przeciwko niemu bierze się młodego wojownika w obronę?

      – Godności wodza uwłacza przede wszystkim jego własne nieodpowiednie postępowanie – odparł stary. – Wszyscy jesteśmy zdania, iż Old Shatterhand dotrzyma obietnicy, i tylko ty jeden twierdzisz coś przeciwnego.

      – Bo znam tego białego psa.

      – My znamy go także. Na jego języku nie mieszkało nigdy kłamstwo.

      – Tak, lecz ten język mówić umie tak sprytnie jak żaden inny. On jest najuczciwszy spośród bladych twarzy, ale jeśli chce się go wywieść w pole, wtedy staje się najchytrzejszym z lisów, a to, co mówi, podobne jest do świtu, po którym może nastąpić słoneczny dzień równie dobrze jak i niepogoda. On nie kłamie, to prawda, i co obieca, tego dotrzymuje, ale tylko tak, jak sam postanowi, a nie tak, jak sobie tego życzą inni. Słowa, które wypowiada do nieprzyjaciela, są jako ziarnka prochu, które należy dobrze odważyć, zanim się je wsypie do lufy.

      – Więc Wupa-umugi sądzi, że można jeszcze inaczej rozumieć jego przyrzeczenie dane naszym wojownikom?

      – Nie, on nie chciał ich śledzić i na pewno tego nie zrobił. Ale nie byłby złożył swej obietnicy, gdyby nie potrafił w inny sposób dowiedzieć się, gdzie obozujemy. Często opowiadano nam, że Old Shatterhand wie wszystko, o czym СКАЧАТЬ