Odyssey One Tom 7 W cieniu zagłady. Evan Currie
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Odyssey One Tom 7 W cieniu zagłady - Evan Currie страница 5

Название: Odyssey One Tom 7 W cieniu zagłady

Автор: Evan Currie

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-65661-85-2

isbn:

СКАЧАТЬ przecież zaawansowaną technologią, bezgranicznie cenioną w całym Imperium. Udało im się również pokonać Drasinów, z czego należało wnioskować, że podbój ludzkiego świata nie będzie łatwy.

      Jednak pojedyncza planeta z pewnością nie zdoła oprzeć się sile floty sektora. Oczywiście dane zdobyte przez Misrem mogły okazać się fałszywe albo częściowo spreparowane, dlatego Jesan zamierzał sprowadzić do walki potężną flotę i rozprawić się z przeciwnikiem raz na zawsze.

      A kiedy tylko na światach Przysiężnych i ludzi zdobędzie wszystko, co uzna za przydatne, będzie dysponował wystarczającą siłą ognia, aby zapobiec dowolnemu zagrożeniu dla swojego gatunku.

      ***

      Kapitan Aymes przemierzał korytarze swojego okrętu. Był mocno rozdrażniony. Najbardziej denerwowały go nonsensy, z którymi musiał się użerać, odkąd nadeszły rozkazy o obowiązkowych naprawach i przeróbkach dla wszystkich okrętów w sektorze. Chodziło o wzmocnienie pancerzy i zamontowanie potężnej broni, skonstruowanej podobno w oparciu o systemy używane przez gatunek-anomalię. Po tych przeróbkach flota, w której służył kapitan Aymes, niewątpliwie zmieni się z formacji badawczej w bojową, zdolną stoczyć niejedną bitwę.

      Nie powinno go to dziwić.

      Miał przecież dostęp do danych wykradzionych podczas abordażu na okręt Przysiężnych. Informacje okazały się wstrząsające.

      A nawet gdyby je pominąć, pozostawały jeszcze niepodważalne fakty. Zaledwie jedna planeta sprawiła Imperium mnóstwo kłopotów. Aymes zdawał sobie sprawę, że ta wiadomość nie spodoba się ani admiralicji, ani arystokracji.

      Wiedział o tym doskonale. I godził się na to.

      Był zawodowym żołnierzem i nigdy nie zarzucono mu, że nie wywiązuje się ze swoich obowiązków.

      Jednak do szału doprowadzało go to, że praktycznie bez uprzedzenia zdecydowano tak po prostu rozebrać jego okręt na części i przebudować.

      Aymes opanował się i postarał, aby na jego twarzy nie malowały się żadne emocje, zanim dotarł na mostek. Wiedział, że co najmniej dwóch oficerów z załogi to polityczni agenci, a jak znał życie, był jeszcze trzeci, chyba że wywiad floty zrobił się niedbały. Kapitan nie chciał się zdradzić przed żadnym z tych donosicieli, bo mogliby to wykorzystać przeciwko niemu.

      Nie byłoby tak źle, gdyby na pokładzie znajdowali się zwyczajni oficerowie polityczni. Ci znali swoje miejsce i, technicznie rzecz biorąc, nie uczestniczyli w łańcuchu dowodzenia. Aymes nauczył się, jak sobie z nimi radzić. Wystarczyło poznać ich oczekiwania wobec dowódcy, a potem dostosować do tego postępowanie. Większość, poza najbardziej obłąkanymi albo zwyczajnie głupimi, całkiem dobrze rozumiała, że nawet kapitanowi od czasu do czasu wolno ulec emocjom.

      Ci głupi nie służyli zbyt długo – najczęściej przytrafiały im się różne wypadki.

      Aymes osobiście zaaranżował takie incydenty dwa razy z rzędu, zanim wywiad floty przysłał kogoś z uprzejmą prośbą, żeby w przyszłości zechciał wykazać się większą dyskrecją w swoich machinacjach. Ponieważ prośba została przekazana przez kolejnego oficera politycznego, Aymes uznał ją za zabawną i błyskotliwą. Na dodatek nowy oficer nie okazał się służbistą, więc kapitan uznał, że wywiad floty nie jest taki zły.

      Przynajmniej mieli tam poczucie humoru, choć zazwyczaj był to raczej czarny humor.

      Jednak włączenie do agentury członków załogi przysparzało zupełnie innych problemów. Oficerowie mostka należeli do łańcucha dowodzenia, więc gdyby Aymes nagle stracił stanowisko, na przykład z powodu zdrady, każdy z jego podwładnych zapewne mógłby żądać awansu w hierarchii. Kapitanowi bardzo się nie podobało, że musi zachowywać ostrożność ze względu na obecność szpiegów wśród swoich oficerów, zwłaszcza że niektórym brakowało rozsądku i nie zdawali sobie sprawy, że awans osiągnięty podstępem mógł oznaczać wprawdzie lepsze stanowisko, ale również pokój przesłuchań.

      Z inteligentnymi szpiegami Aymes umiał sobie radzić, jednak głupi byli niebezpieczni.

      Jego załoga, zredukowana tylko do podstawowego personelu, pracowała pilnie, gdy kapitan wszedł i rozejrzał się po mostku. Właśnie tego się spodziewał, ale widok podwładnych przy pracy sprawił mu przyjemność.

      Większość wewnętrznych systemów została odłączona na potrzeby napraw, prawie trzy czwarte ekranów i stanowisk nie działało. Zewnętrznej aparatury też nie można było na razie włączyć z powodu remontów, więc jej wskaźniki również nie świeciły.

      Aymes zdusił ciężkie westchnienie i usiadł przy stanowisku dowodzenia, a potem otworzył osobiste pliki.

      Sądząc po tempie przeróbek, należało się spodziewać, że okręt zostanie wysłany do akcji, gdy tylko remont się zakończy. Gdyby panu sektora zależało, aby załogi jednostek miały czas zapoznać się z nowymi systemami i choć trochę opanować ich obsługę, pozwoliłby na dokonywanie ulepszeń etapami i bez takiego pośpiechu.

      Kapitanowi Aymesowi nie pozostało zatem nic innego, jak tylko opanować nerwy i zabrać się do tworzenia symulacji, które pozwolą załodze ćwiczyć z nowym sprzętem.

      Nie był to, co tu kryć, najlepszy sposób na przeprowadzenie przygotowań do wojny, ale Aymes nie miał wyboru, więc musiał radzić sobie, jak mógł.

      Rozdział 3

      Okręt Sojuszu Ziemskiego „Odyseusz”

      Kuźnia, układ Ranquil

      Na pokładzie panowała cisza, gdy komodor i admirał szli przez hangar. Oświetlenie było skąpe, ponieważ większość przewodów zasilania została odłączona od reaktora, utrzymywanego ze względów bezpieczeństwa na granicy stabilności. Gracen ogarnął chłód, ale podejrzewała, że to raczej doznanie psychosomatyczne. Na myśl, że reaktor został wygaszony do poziomów granicznych, robiło jej się słabo, mimo że doskonale rozumiała techniczne warunki tego procesu.

      W przeciwieństwie do większości reaktorów te, które działały w oparciu o osobliwość, nie powinny nigdy się stabilizować, ponieważ wtedy wymykały się spod kontroli. Stabilizacja była zła, oznaczała bowiem, że osobliwość ma na tyle dużo masy, aby stać się samowystarczalna, a wtedy wyłączenie jej stawało się niemożliwe. Systemy w pewnym sensie musiały zachowywać stabilność, choćby z konieczności, jednak nikt nie życzyłby sobie stabilnej osobliwości na orbicie zamieszkanej planety albo co gorsza – jak w tym przypadku – w bezpośredniej bliskości gwiazdy.

      „Nasze słońce zostało pochłonięte przez okręt gwiezdny” – na takie epitafium mogłaby liczyć zniszczona cywilizacja.

      – Jeżeli ma pan rację, komodorze, sytuacja szybko się pogorszy – stwierdziła Gracen, gdy przemyślała wszystko, co powiedział jej Weston na temat abordażu i kradzieży danych przez Imperium.

      Eric skinął głową z ponurym grymasem.

      – W tym, co się stało, nie potrafię się doszukać żadnych dobrych stron, pani admirał. СКАЧАТЬ