Star Carrier. Tom 7. Mroczny umysł. Ian Douglas
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Star Carrier. Tom 7. Mroczny umysł - Ian Douglas страница 3

Название: Star Carrier. Tom 7. Mroczny umysł

Автор: Ian Douglas

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-65661-46-3

isbn:

СКАЧАТЬ konferencyjne Watergate

      Waszyngton

      Stany Zjednoczone Ameryki Północnej

      Godzina 20.15 EST

      Przyjęcie dyplomatyczne szło pełną parą, z ponad tysiącem fizycznie obecnych uczestników i mnóstwem takich, którzy brali w nim udział jedynie wirtualnie. Ich hologramy były lekko przeźroczyste, lecz nie z powodu ograniczeń technologicznych, ale po to, by na pierwszy rzut oka dało się stwierdzić, kto z rozmówców jest tylko projekcją osoby znajdującej się na drugim końcu Ziemi lub nawet poza nią.

      Alexander Koenig, obecny prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, stał w Wielkiej Galerii Watergate, której zakrzywione, przeźroczyste ściany obracały się powoli, ukazując nocną panoramę Waszyngtonu. Wielka Galeria, położona pod kopułą wielkości stadionu o średnicy niemal dwustu metrów, na szczycie czterdziestopiętrowej wieży, pełna była dygnitarzy – polityków, wojskowych i znanych osobistości z całego świata. Wszyscy zebrali się tam, by uczcić równoczesne otwarcie paneuropejskiej ambasady w Waszyngtonie i ambasady USNA w Genewie.

      Oraz, przy okazji, chcieli nareszcie uczcić pokój.

      Widać było całą gamę strojów, od mundurów galowych po modną w tym sezonie nagość. Prezydent Koenig miał na sobie dość prosty, uroczysty kombinezon z prezydencką pieczęcią tuż nad holograficznym obrazem jego odznaczeń wojskowych. Wokół krążyli jego osobiści ochroniarze, w czarnych mundurach i nieprzejrzystych hełmach. Koenig uśmiechnął się, widząc, jak hełmy zwróciły się w stronę Generalleutnanta Reinhardta Kurza, gdy ten podszedł bliżej. Najwyraźniej pomyślnie przeszedł inspekcję, bo ochroniarze go przepuścili.

      Zaczyna się – pomyślał Koenig.

      – Panie prezydencie? – odezwał się cicho generał. Mówił po angielsku, nie korzystając z translatora. – Mam… wieści.

      W pobliżu unosiło się kilka dronów prasowych, przypominających Koenigowi, że musi uważać na słowa. Choć w zasadzie i tak zawsze musiał. To jedna z wad prominentnej pozycji w polityce. W tonie Kurza coś jednak wskazywało na to, że muszą porozmawiać na osobności.

      Koenig spojrzał na drony, po czym kliknął w myślach ikonę polecenia w menu bezpieczeństwa, które pojawiło się w jego głowie. Dał w ten sposób znać ochroniarzom, że ta rozmowa jest prywatna i należy zablokować do niej dostęp maszynom.

      Prezydent Koenig wiedział już większość tego, co miał powiedzieć mu paneuropejski generał, ale w międzynarodowej polityce zawsze opłacało się ostrożnie podchodzić do zdradzania się z poziomem wiedzy i skutecznością wywiadu.

      W głowie Koeniga pojawiło się zielone potwierdzenie. Skinął głową na Kurza.

      – Proszę mówić, panie generale. Możemy rozmawiać swobodnie.

      Drony już odlatywały w różne strony, szukając innych smakowitych kąsków. Koenig wiedział jednak, że kilka z nich pewnie będzie się kręcić w okolicy, czekając na kolejną szansę, by go nagrywać.

      Kurz wziął głęboki oddech.

      – Sir, stacja orbitalna Kapteyn uległa zniszczeniu. Mamy potwierdzenie. Nic nie zostało.

      – Kurwa mać – odparł Alexander Koenig, mając nadzieję, że brzmi przekonująco.

      – Było na niej przynajmniej dziesięciu Amerykanów, gdy… znikła – dodał Kurz. – Ich nazwiska przekazano pańskiemu Departamentowi Stanu.

      – Dziękuję, generale.

      Mężczyzna wzruszył ramionami.

      – Choć tyle mogliśmy zrobić, panie prezydencie.

      Przez chwilę stali obok siebie, naprzeciwko przeźroczystej ściany galerii, z której widać było teraz Potomak i Wyspę Roosevelta na zachodzie. Dalej zaś mrok rozświetlało kilka świateł. Sporą część Wirginii Północnej wciąż pokrywały mangrowe bagna i błotniste równiny. Do niedawna cały obszar Waszyngtonu był częścią Peryferii, utraconych przez Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, w większości zalanych przez rosnący poziom wód kilka wieków wcześniej. Wkrótce jednak zaczną tam pracować nanofabryki, tworzące nowe arkologie z kamieni, gleby i gruzu.

      Stary kompleks budynków Watergate na wschodnim brzegu rzeki dawno temu zawalił się, obmywany przez pływy, które zalały większość dawnego Waszyngtonu. Jednakże od czasu objęcia urzędu przez Koeniga udało się odzyskać wiele z porzuconych regionów. Mangrowe bagna Waszyngtonu osuszono, a system wałów i tam chronił miasto przed kolejnym zatopieniem. Budynki odbudowywała armia nanobotów, odpowiednio zaprogramowanych i wpuszczonych w błoto i gruzy. Gdzie tylko się dało, odnawiano lub odbudowywano dawne pomniki i gmachy, ale większość budynków była całkiem nowa, tak samo jak i ogólny plan miasta. Podczas gdy dawne miasto zaprojektował Pierre Charles L’Enfant, nowe plany były dziełem Franka Lloyda WrAIghta, sztucznej inteligencji, która nieźle sprawdziła się już w Columbus i w Ruinach Manhattanu.

      W miarę jak kopuła się obracała, Koenig i Kurz patrzyli na kolejne miejsca. Na południu i wschodzie nowe miasto lśniło mrowiem świateł. Wciąż mieszkało tam dość mało ludzi, mniej niż pięćdziesiąt tysięcy, ale Koenig był pewien, że populacja Waszyngtonu niedługo wzrośnie.

      Nigdy nie brak w końcu tych, którzy chcą być jak najbliżej władzy. Pokręcił głową na tę cyniczną myśl. Nie, to czas na optymizm. Nowy start po tym, jak Konfederacja zniszczyła Columbus. Dosłownie tworzymy dla siebie nowy świat. Spojrzał na człowieka, który powinien być jego wrogiem. Chciał, żeby jego nadzieje nie były bezpodstawne.

      Po dłuższej ciszy Kurz spojrzał na prezydenta z wyraźnym zakłopotaniem.

      – Herr Koenig, nie wiem, jak to powiedzieć, ale…

      Koenig wiedział, o co chce prosić Konfederacja. Od czasu wielkiego cyberataku na genewski komputer centralny kilka miesięcy wcześniej niewiele było paneuropejskich sekretów, do których nie miał dostępu wywiad USNA.

      – Zwykle uważam, że najlepsze jest podejście bezpośrednie. Cokolwiek to jest, na pewno nie będzie dla mnie aż tak szokujące.

      – Zamierzamy – powiedział Kurz ostrożnie – jak najszybciej wysłać ekspedycję do Gwiazdy Kapteyna. Chcemy sprawdzić, czy ktokolwiek przeżył. Mamy powody, by podejrzewać, że na jednej z planet wewnętrznych tego układu są ludzie.

      – Rozumiem…

      – Chcemy także, jeśli to możliwe, nawiązać kontakt z istotą z Rozety.

      Koenig uśmiechnął się. Jego doradcy powiedzieli, że gdy Paneuropejczycy w końcu formalnie złożą prośbę, powinien ich zbyć, powiedzieć, że musi skonsultować się ze swoimi ludźmi.

      – Oczywiście, Herr Generalleutnant – odparł zamiast tego. – Z chęcią weźmiemy udział w waszej ekspedycji.

      Kurz zmarszczył brwi.

      – Zaskoczył mnie pan, panie prezydencie. Pozytywnie, ale zaskoczył! Nie musi pan najpierw przedyskutować tego z doradcami?

СКАЧАТЬ