Zapach ciemności. Tom 2 The dark duet. C.J. Roberts
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zapach ciemności. Tom 2 The dark duet - C.J. Roberts страница 15

Название: Zapach ciemności. Tom 2 The dark duet

Автор: C.J. Roberts

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Эротика, Секс

Серия:

isbn: 978-83-7976-342-9

isbn:

СКАЧАТЬ tylko słowo przeciwko słowu.

      Walczę, ale on przytrzymuje mnie bez wysiłku. Wyraźnie widać, że to dla niego nie pierwszyzna. Caleb byłby pod wrażeniem. Ja nie bardzo.

      – Odpieprz się, palancie!

      Odpowiada mi głosem spokojnym, ale władczym:

      – Puszczę cię, gdy się uspokoisz. Nie lubię, gdy ktoś mi grozi, panno Ruiz.

      – Ja wcale… – zaczęłam, ale mi przerwał.

      – Nie możesz rzucać meblami. Uznaję to za groźbę.

      Jestem wściekła! Jednak agent przemawia do mnie z takim spokojem i opanowaniem. Rozumiem, że jeśli nie przestanę się buntować, on może mnie tak trzymać całą wieczność. Kusi mnie, żeby to sprawdzić, ale mimo to rozluźniam napięte mięśnie. Tej walki nie jestem w stanie wygrać.

      Reed puszcza mnie stopniowo – im jestem spokojniejsza, tym większy daje mi luz i po chwili jestem już całkiem wolna. Staję obok niego i widzę, że znacznie mnie przewyższa; nie sięgam mu nawet do ramienia, więc muszę odchylić mocno głowę, żeby rzucić mu groźne spojrzenie.

      – Jeśli na mnie spluniesz, nie spodoba ci się moja reakcja – powiedział bardzo poważnie, ale dostrzegłam na jego twarzy cień uśmiechu. Caleb.

      – A co z tym, o co prosiłam? – szepczę, korzystając z naszej chwilowej bliskości. Nie jestem nawet w połowie tak zraniona jak kiedyś i wiem doskonale, czego tacy mężczyźni jak on, mężczyźni dzierżący władzę, chcą od takich ładnych dziewczyn jak ja. Kołyszę biodrami w jego stronę, udając, że zrobiłam to zupełnie przypadkiem.

      Marszczy brwi i patrzy na mnie dziwnie. Powoli kładzie mi ręce na ramionach. Są ciepłe. Zastanawiam się, czy jego usta też. Oblizuję wargę, a on wodzi wzrokiem po moim języku. Przypomina mi. Bardzo mi go przypomina. Minęło już wiele dni, odkąd ktoś dotknął mnie tak, jak bym tego pragnęła.

      Delikatnie odsuwa mnie od siebie. Najwyraźniej tylko mu praca w głowie.

      – Nie mogę ci obiecać miejsca w Programie Ochrony Świadków – mówi, a potem sięga po krzesło. – To śledztwo przekracza nie tylko granicę między stanami, ale też granice państw. Ministerstwo Sprawiedliwości przygląda się w tej chwili sprawie, a decyzja zależy też od innych skomplikowanych czynników. – Stawia krzesło tam, gdzie chce, a potem patrzy na mnie. – Usiądź.

      Spoglądam na nie i podnoszę skute z tyłu ręce, przebierając palcami.

      – Zostawiam je. Wybacz, ale ci nie ufam.

      Zmuszam się do uśmiechu tylko po to, żeby go wkurzyć.

      – Niczego nie podpiszę, dopóki nie dotrzymasz obietnicy. Zawsze mogę powiedzieć, że wszystko zmyśliłam.

      Podchodzi bliżej.

      – Czy kłamałaś, panno Ruiz?

      Jego wzrok palił jak żywy ogień. Gdyby nie fakt, że tak długo przebywałam z Calebem, pewnie zsikałabym się ze strachu jak szczeniaczek. Jednak po Calebie groźby Reeda wydawały się raczej pieszczotami.

      – Sia-daj – rozkazuje nieco mniej grzecznie.

      Wykonuję powoli jego polecenie, posyłając mu jednocześnie najbardziej zmysłowe spojrzenie, na jakie mnie stać. Przez cały czas nie odwraca wzroku, próbując zachować kontrolę, utrzymać władzę. Powoli się pochylam i spluwam na jego buty. Patrzę na niego, z wilgotnymi ustami, i uśmiecham się.

      Jego palce oplatają mój biceps z taką siłą, że aż się krzywię. Podnosi mnie i staję na równych nogach.

      – Na dzisiaj starczy. Możesz wrócić do swojego pokoju.

      Popycha mnie w stronę drzwi, a ja maszeruję bez ociągania.

      Chcę tam wrócić. Jeszcze chwila i całkiem się rozkleję, a nie chcę, żeby Reed był tego świadkiem. Nie chcę, by ktokolwiek był tego świadkiem.

* *

      Dzień 7:

      Ból w klatce piersiowej nigdy mnie nie opuszcza. Za każdym razem, gdy zamykam oczy, śni mi się Caleb. We śnie mogę go dotykać. Mogę głaskać jego gładką, muśniętą słońcem skórę. Zawsze jest taki ciepły; ma w sobie tyle gorąca.

      Przyciskam nos do jego piersi i wciągam głęboko powietrze. Pojawia się znajoma fala podniecenia; sutki mi twardnieją, a cipka nabiega krwią. Stojąc na palcach, przyciskam usta do jego ust. Nie chce rozchylić dla mnie warg. Chce, żebym o to błagała. Mój Caleb uwielbia, kiedy błagam. Przy nim zawsze mam ku temu jakiś powód. Słyszę swój cichy jęk, a potem ocieram nos o jego nos. Czuję na ustach, że się uśmiecha. Wreszcie wpuszcza mój język między wargi. Mmmm. Mogłabym całe życie opisywać dekadencję ust Caleba. Smakuje jak wszystko, co kiedykolwiek chciałam zjeść. W przeciwieństwie do delikatnego, ciepłego i soczystego kawałka mięsa, wargi Caleba nigdy nie tracą smaku. Ich smak narasta. Pragnę go bardziej z każdym ruchem jego języka w moich ustach. Jęczę głośniej. Błagam rozpaczliwiej. Więcej. Proszę, daj mi więcej.

      Słyszę go. Jęczy przy moich ustach. Powoli wdycha i wypuszcza powietrze, gdy się całujemy. Nigdy nie przestaje mnie całować; po prostu wciąż kradnie mi oddech i oddaje nasączony jego esencją. Żyje w nim czyste pożądanie. Powietrze, którym oddycham, powinno pochodzić z jego płuc.

      Tak właśnie wyglądają moje sny o Calebie.

      To właśnie tracę, budząc się.

* *

      Sytuacja jest co najmniej niekomfortowa. Właściwie to raczej nie do zniesienia. Agent Reed jest nieobecny. Doktor Sloan cofnęła jego zaproszenie. Nie mogę powiedzieć, by mnie to martwiło. Z drugiej strony, to oznacza, że zostałam sam na sam z doktor Sloan, a to już powód do niezadowolenia.

      Wczoraj przyłapała mnie na płaczu. Przyciskałam zdjęcie Caleba do piersi i kołysałam się.

      Lubię się kołysać. Teraz też to robię.

      Oczywiście zapytała o fotografię, zapytała o to, co się wydarzyło między mną i agentem Reedem. Nie chciałam odpowiadać – nie mogła mi dać nic w zamian, nie miała żadnych zdjęć, by pomachać mi przed oczami. Odkąd wczoraj znowu zaprowadzono mnie do pokoju, nie odezwałam się ani słowem.

      Agent Reed powrócił dziś rano, gotowy do kolejnej rundy czegoś, co nazywa rozmową, a co dla mnie jest raczej przesłuchaniem. Doktor Sloan pojawiła się jakąś godzinę przed nim. Patrzyłam beznamiętnie, jak prosi go, by wyszedł z nią na korytarz. Zrobił to, posyłając mi groźne spojrzenie. Chyba uważa, że na niego kabluję. Właściwie mnie to nie rusza, ponieważ jego wyjście oznacza, że mogę jeszcze przez chwilę się nie odzywać. Doktor Sloan wraca za chwilę, wyraźnie spięta. Cokolwiek sobie powiedzieli, wyraźnie ją poruszyło. Gdybym nie była tak zrozpaczona, może nawet uśmiechnęłabym się.

      Teraz jest znacznie spokojniejsza. Zamknęła drzwi do sali, odcinając nas od reszty szpitala, ale nie zaczęła zadawać pytań… jeszcze. Kołyszę się w przód i w tył, siedząc na łóżku i ściskając СКАЧАТЬ