Ukochany wróg. Diana Palmer
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ukochany wróg - Diana Palmer страница 8

Название: Ukochany wróg

Автор: Diana Palmer

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-276-0777-5

isbn:

СКАЧАТЬ – dorzuciła wesoło.

      Teddi musiała się uśmiechnąć.

      – Istotnie jest kogo karmić – zgodziła się z rozbawieniem.

      – Radzi sobie – zapewniła ją Jenna. – Uzupełnia skromne porcje, buszując w kuchni pod nieobecność mamy. Z pewnością nie głoduje.

      – Zazwyczaj pani Peake zanosi twojemu bratu tace pełne jedzenia, gdy pracuje on w gabinecie – powiedziała Teddi, przypominając sobie, jak nie mogła się powstrzymać, by nie rzucić na niego okiem przez otwarte drzwi.

      – A on i tak narzeka – dodała Jenna. – Istotnie, apetyt mu dopisuje jak mało komu. Przynajmniej jeśli chodzi o jedzenie. Rzecz ma się gorzej z apetytem na miłość i małżeństwo. Mama bardzo by chciała, żeby wreszcie się ożenił, ale on na razie nie przejawia chęci założenia rodziny, a przy tym nie ugania się za kobietami.

      Och, gdybyś tylko wiedziała, przemknęło Teddi przez głowę, ponieważ w tym momencie wróciła myślami do pamiętnego sam na sam w stajni. Wbrew jego sugestiom nie miała doświadczenia w sprawach damsko-męskich, a mimo to wyczuła, że Kingston dużo wie o kobietach. Postanowiła nie wspominać o tym przyjaciółce, aby nie prowokować jej do zadawania niewygodnych pytań.

      Poczuła, że jej puls przyspiesza w miarę zbliżania się do drzwi jadalni, ale nie zastała w niej Kingstona. Mary siedziała samotnie za stołem nakrytym na trzy osoby, trzymając w dłoni filiżankę z kawą.

      – Jesteście – ucieszyła się, uśmiechając się do dziewcząt. – Rozkosznie leniwy dzień, prawda? Mam nadzieję, że jesteście głodne. Przygotowałam dla nas chleb, szynkę i sałatkę.

      Teddi z trudem powstrzymała się od śmiechu. Chleba wystarczyłoby na jedną kanapkę, szynki z trudem, a sałatki dla każdej było mniej więcej po dwie łyżeczki. Zdumiewały ją nawyki żywieniowe Mary. Krucha, niewysoka kobieta miała znikomy apetyt, ku utrapieniu reszty rodziny, uskarżającej się na to za jej plecami. Nie mówiło się o tym głośno, aby nie urazić Mary, co nie przeszkadzało jej dzieciom czasem dobrodusznie z niej żartować.

      – Tylko nie mów, że Kingston znowu wyjechał – powiedziała Jenna, gdy zajęły swoje miejsca po obu stronach Mary.

      – Tak, wyjechał – potwierdziła z westchnieniem pani Devereaux. – Chodzi o audyt w korporacji w Montanie. Zarząd zaangażował w tym celu firmę z Nowego Jorku.

      – Jak długo go nie będzie? – zapytała Jenna.

      – Dzień lub dwa, tak przynajmniej mi powiedział. Zdaje się, że może tutaj przywieźć tego okropnego człowieka, żeby sprawdził resztę ksiąg. – Roześmiała się na widok niezadowolonej miny córki. – Owszem, jesteśmy w Kanadzie, ale Kingston zainwestował część zysków z Montany w bydło tutaj i… – Pokręciła głową. – To wszystko jest dla mnie zbyt skomplikowane. Spytaj brata, wyjaśni ci to lepiej niż ja. Nie mam głowy do prowadzenia interesów.

      – Blakely ma – oświadczyła Jenna i spojrzała z przewrotnym uśmiechem na matkę. – Poproszę go o wyjaśnienia.

      Mary uśmiechnęła się do niej ciepło.

      – Lubię Blakely’ego. Jeśli potrzebujesz sojusznika, to wiedz, że masz go we mnie, kochanie.

      – Dziękuję, mamo. – Jenna się rozpromieniła. – Przyda się wspólny front do urobienia Kingstona.

      – Urobienia Kingstona? – powtórzyła Mary. – Nie, naprawdę, Jenno…

      – Wszystko będzie dobrze, obiecuję – zapewniła ją córka. – Pospieszmy się z jedzeniem. Teddi, chciałabym ci przedstawić Blakely’ego. Przekonasz się, że trudno mu się oprzeć.

      Teddi uznała, że mężczyzna wzbudzający żywe zainteresowanie przyjaciółki rzeczywiście jest przystojny i najwyraźniej zna się na tym, czym się zajmuje. Naturalnie, w oczach zakochanej w nim Jenny mógł uchodzić za ideał. Skryła uśmiech, widząc, jak jej twardo stąpająca po ziemi przyjaciółka wodzi zachwyconym wzrokiem za szczupłym, wysokim Blakelym.

      Miał jasnorude włosy, które w blasku słońcu nabierały ceglastego odcienia. Teddi zadała sobie w duchu pytanie, jakie będą ich dzieci – rude jak ojciec czy jasnowłose jak matka. Jeśli tych dwoje traktowało się poważnie i brało pod uwagę wspólną przyszłość, to czekała ich niezła przeprawa, pomyślała. Czy Jenna zdoła przekonać brata, że Blakely pragnie jej samej, a nie wejścia do bogatej rodziny?

      Władczy, arogancki, przemądrzały Kingston… Ona także miała z nim problem. Z reguły okazywał jej co najmniej niechęć, a tymczasem nie potrafiła się powstrzymać od wodzenia za nim oczami, kiedy znajdowała się w jego pobliżu. Pociągał ją i czuła się bezradna, bo nic nie mogła na to poradzić. Nakazała sobie nie myśleć o Kingstonie i spróbowała skoncentrować się na wywodach Blakely’ego na temat farm bydła hodowlanego.

      – Kiedyś farmy w zachodniej Kanadzie miały po sześćdziesiąt pięć hektarów, przy czym większość była rozrzucona wzdłuż południowej granicy. Obecnie zaledwie pięć procent ogółu zatrudnionych pracuje w rolnictwie – poinformował je, wyraźnie przygnębiony tym stanem rzeczy. – Aktualna wydajność jest wysoka, ale zawdzięczamy to mechanizacji. Czy wiecie – ożywił się, poruszając ulubiony temat – że jeden pracownik farmy produkuje żywność dla ponad pięćdziesięciu ludzi?

      – Dałabym takiemu podwyżkę – wtrąciła Teddi.

      Blakely spojrzał na nią zaskoczony, a po chwili roześmiał się, pojmując, że ona żartuje.

      – Wybacz – powiedział. – Rzeczywiście rozgaduję się ponad miarę. Na swoje usprawiedliwienie mogę wyznać, że kocham farmerstwo. Nie tylko ziemię i przede wszystkim pracę z bydłem, ale jego historię i całe dziedzictwo. Te okolice były kiedyś częścią Terytoriów Północno-Zachodnich.

      Zatoczył ręką półkole, pokazując na dolinę w całym jej letnim splendorze, rozciągającą się u podnóża ostro poszarpanych szczytów Gór Skalistych.

      – Alberta i Saskatchewan zostały wydzielone w tysiąc dziewięćset piątym roku, ale oczywiście dużo wcześniej pojawili się tu francuscy myśliwi i handlarze futrami. Historia zasiedlania terenów jest pasjonująca, mogę godzinami czytać o dziejach tych ziem oraz – dodał lekko zażenowany – o nich rozprawiać.

      – Ja też lubię opowiadać o świecie, w którym się obracam – przyznała Teddi – i chętnie słucham o twoim, dowiadując się czegoś nowego. Potraktujmy to jako wymianę rozmaitych doświadczeń – dodała żartobliwym tonem.

      – Dziękuję – odparł z uśmiechem Blakely.

      – Skoro to już wyjaśniliśmy – wtrąciła Jenna, biorąc Blakely’ego pod rękę – obejrzyjmy resztę.

      Teddi szła obok nich, jej wzrok prześlizgiwał się po dobrze utrzymanych oborach i stajniach, białych ogrodzeniach, olbrzymich polach zbóż, mających zapewnić paszę dla zwierząt. Stwierdziła w duchu, że to imponujący widok.

      Następnego ranka wybrali się we trójkę СКАЧАТЬ