Ukochany wróg. Diana Palmer
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ukochany wróg - Diana Palmer страница 5

Название: Ukochany wróg

Автор: Diana Palmer

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-276-0777-5

isbn:

СКАЧАТЬ roześmiała się, wtórując przyjaciółce, bo tak absurdalne było wyobrażenie schludnego Kingstona dotkniętego taką przywarą. Nawet gdy pomagał pracownikom, miał nienaganną fryzurę.

      Kilka godzin później siedziały w samolocie pasażerskim marki Piper Navajo, zmierzającym do Calgary.

      – Nie mogę się doczekać, żeby pokazać ci Blakely’ego, oczywiście dyskretnie – zwróciła się Jenna do przyjaciółki. – Kingston zatrudnił go kilka miesięcy temu, a ja go poznałam, gdy przyjechałam do domu na długi kwietniowy weekend.

      – Musi być kimś wyjątkowym – zauważyła Teddi.

      – O tak – potwierdziła z westchnieniem Jenna. – Brązowe oczy, rude włosy, zbudowany jak gwiazdor filmowy – z pewnością ci się spodoba. Oby nie za bardzo – dodała nie całkiem żartobliwym tonem. – Jeśli chodzi o wygląd, to nie mogę się z tobą równać.

      – Daj spokój, co ty mówisz! – zaprotestowała Teddi. – Jesteś śliczna!

      – Kłamczucha z ciebie, ale wcale mi to nie przeszkadza – odrzekła Jenna. Umościła się wygodnie w wyściełanym fotelu. – Kingston bardzo cię uraził? – spytała po chwili, przepraszająco patrząc na przyjaciółkę. – Myślałam, że spalę się ze wstydu, gdy wygłaszał te obrzydliwe uwagi, a ty stałaś w drzwiach i musiałaś ich wysłuchiwać.

      – Nie mam pojęcia, co takiego nagannego, jego zdaniem, uczyniłam, że mnie nie znosi. Zresztą od początku demonstrował wobec mnie niechęć – przypomniała jej rozżalona Teddi.

      – To jest zastanawiające, ponieważ wobec innych osób zachowuje się w miarę przyzwoicie – powiedziała z namysłem Jenna. – Cóż, jest arogancki, to prawda, ale w gruncie rzeczy łagodny i życzliwy. Po śmierci ojca pracował dniami i nocami, aby utrzymać nas na przyzwoitym poziomie. Gdyby nie on, majątek mógłby przepaść – podkreśliła i dodała: – Jednak nic nie tłumaczy wrogości Kingstona wobec ciebie. Znając jego nastawienie, zdumiałam się, gdy rano po tym nieszczęsnym incydencie poszedł za tobą.

      – Byłam nie mniej od ciebie zdziwiona i zaskoczona – odparła Teddi i wyjawiła: – O mało go nie spoliczkowałam.

      – Coś podobnego! I co się stało? Jak on zareagował?

      Teddi nie zamierzała wyjawić przyjaciółce, że przez całą drogę powrotną do akademika pozwoliła jej bratu prowadzić się za rękę.

      – Uchylił się – wykręciła się.

      Jenna roześmiała się perliście.

      – Pomyśleć, że chciałaś uderzyć władczego Kingstona! Wcześniej ani razu mu się nie postawiłaś. Jak byłyśmy młodsze i powiedział ci coś nieprzyjemnego, odchodziłaś z płaczem, a on wyżywał się na swoich pracownikach. W rezultacie nerwowo reagowali na twój przyjazd na ranczo.

      Teddi poruszyła się niespokojnie na siedzeniu.

      – Wiem. Muszę przyznać, że odrzucałam ostatnio twoje zaproszenia, aby uniknąć przebywania w pobliżu Kingstona i niechcący nie przyczyniać się do powstania zamieszania na ranczu. Prawdopodobnie nie pojechałabym z wami na Wielkanoc, gdybym za wszelką cenę nie chciała się pozbyć towarzystwa znajomego Dilly, który mi się narzuca.

      – Zdradzisz mi wreszcie, co takiego wydarzyło się w tę nieszczęsną Wielkanoc?

      – W twojego brata rzuciłam wiadrem na paszę! – wypaliła Teddi.

      Jenna zrobiła wielkie oczy.

      – Żartujesz.

      Teddi wbiła wzrok we własne kolana.

      – To była zwyczajna sprzeczka – skłamała. – Och, spójrz! – wykrzyknęła, wyglądając przez okno. – Chyba przelatujemy nad Albertą.

      Jenna wyjrzała przez okno, ale zobaczyła jedynie warstwę chmur. Zerknęła na zegarek. – Być może, ale lecimy już dość długo. Założę się, że to Saskatchewan. Zapytam Kingstona.

      Wstała i przeszła do kabiny pilota. Teddi przez chwilę śledziła ją wzrokiem, po czym przywołała wspomnienia wiosennego dnia, kiedy to Kingston wygłosił pod jej adresem o jedną kąśliwą uwagę za dużo, czym ją sprowokował.

      Tego dnia Jenna spała dłużej niż zwykle, a Teddi obudziły jasno świecące słońce i odgłosy aktywności dochodzące z podwórza przed stajnią. Włożyła strój jeździecki i pospieszyła do stajni. Zamierzała zwrócić się do Happy’ego, żeby osiodłał dla niej konia. Ten jeden z najstarszych zatrudnionych na ranczu pracowników zawsze trzymał jej stronę. Nauczył ją jeździć konno, ponieważ Kingston stanowczo odrzucił jej prośbę o pomoc w przyswojeniu sobie umiejętności jazdy na koniu.

      Niestety, tamtego ranka w dobrze utrzymanej stajni nie zastała Happy’ego, natomiast natknęła się na Kingstona. W chwili, gdy go zobaczyła, ogarnęło ją złe przeczucie. Przybrał charakterystyczną postawę, wskazującą na to, że jest zły. Przechylił głowę na bok i wpatrywał się w nią przez na wpół przymknięte powieki, najwyraźniej z trudem panując nad sobą. Teddi nie była w najlepszym humorze i lekkomyślnie zignorowała te znaki.

      – Umiem jeździć konno – oznajmiła kłótliwie. – Happy mnie nauczył.

      – Guzik mnie to obchodzi – odparł opryskliwie Kingston. – Moi pracownicy znaleźli świeże ślady niedźwiedzia. Nie będziesz jeździć samotnie po ranczu, zrozumiałaś?! – podniósł głos.

      Podczas tego pobytu na ranczu Teddi po raz pierwszy w ciągu ich burzliwej znajomości spróbowała zwrócić na siebie uwagę Kingstona. Odważyła się na nieśmiałe próby nawiązania flirtu, szczególnie zadbała o wygląd. Ku jej zawodowi pozostało to bez echa. Poczuła się wzgardzona i dała upust nagromadzonej złości.

      – Nie boję się niedźwiedzi! – wykrzyknęła.

      – A powinnaś. – Obrzucił ją wymownym spojrzeniem. – Nie zdajesz sobie sprawy z tego, co niedźwiedź zrobiłby z tym twoim idealnym młodym ciałem.

      Zaskoczyły ją te słowa. Wreszcie zyskała jego uwagę, ale paradoksalnie to ją przestraszyło. Odstąpiła krok do tyłu, bo wyraźnie wyczuła, że Kingston jest coraz bardziej zły.

      – Przestraszona? – spytał szyderczo. – Pewnie wiesz o seksie więcej niż ja, więc po co udawać? Ilu mężczyzn zaliczyłaś?

      To była ta kropla, która przelała czarę goryczy. Tuż koło niej stało wiadro na paszę. Niewiele myśląc, złapała je, aby cisnąć nim w Kingstona. Uchylił się zgrabnie, zanim zdążyło ją zdziwić własne zachowanie, i złapał za nadgarstki. Bezceremonialnie wykręcił jej ręce do tyłu, unieruchamiając ją tuż przy sobie.

      – To było głupie – stwierdził groźnie. – Co chciałaś udowodnić? Że nie podoba ci się, kim jesteś?

      – Nie wiesz, kim jestem! – wykrzyknęła, patrząc na niego z pretensją w wielkich brązowych oczach.

      – Nie? – spytał szyderczo СКАЧАТЬ