Zemsta i przebaczenie Tom 1 Narodziny gniewu. Joanna Jax
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zemsta i przebaczenie Tom 1 Narodziny gniewu - Joanna Jax страница 5

Название: Zemsta i przebaczenie Tom 1 Narodziny gniewu

Автор: Joanna Jax

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-7835-553-3

isbn:

СКАЧАТЬ gałęzi. Alicja myślała wtedy, że wcale mu nie zazdrości takiego nudnego dzieciństwa, jak również tego, że musiał wyjechać do gimnazjum w Warszawie i mieszkać w domu Ireny Wigoniowej, nadętej damy, dla której czas zatrzymał się w XIX wieku. Te dziecięce myśli Alicji wcale nie odbiegały od rzeczywistości.

***

      Julian Antoni Chełmicki nie uważał, że wygrał los na loterii, rodząc się jako pierwszy i jedyny syn najbogatszego człowieka w okolicy. Zamknięty w ogromnym domu, niczym w złotej klatce, miał nikły kontakt z okolicznymi rówieśnikami. Jego towarzystwo od najmłodszych lat musiało być wyszukane, dopasowane do poziomu życia, jakie wiódł, i było przeraźliwie nudne. Lekcje języków, jazdy konnej i coraz modniejszego tenisa nie mogły zastąpić igraszek na bagnach, grania w „zośkę” czy łapania szczurów. Jadał przy stole, używając eleganckich srebrnych sztućców, zamiast chwytać pajdę chleba brudnymi rękami i biec przed siebie, dopóki starczy sił.

      Wyjazd do gimnazjum niewiele zmienił jego sytuację. Ojciec nie zgodził się, żeby jego oczko w głowie zamieszkało w bursie, i opiekę nad jego wychowaniem w tym czasie powierzył swojej starszej siostrze, którą niekiedy Julian nazywał „starą wiedźmą”. Korzystał z każdej okazji, żeby wyrwać się do domu, bo chociaż nie było tam idealnie, w porównaniu z życiem pod kuratelą ciotki Chełmice wydawały się rajem.

      Wracał właśnie z garaży ojca i dostrzegł idącą z ogromnym pakunkiem Alicję Rosińską. Lubił ją, chociaż była typową chłopczycą. Mimo ładnych sukienek, szytych przez jej dziadka, i misternie uplecionych warkoczy Alicja kojarzyła mu się z łobuzerstwem, ciętym językiem i dowcipami, czyli tym wszystkim, co stanowiło dla niego obiekt westchnień i tęsknot.

      – Dzień dobry, panno Alicjo! – krzyknął ze śmiechem. – Pomogę ci z tymi pakunkami.

      – Są ciężkie, a panicz nie wygląda mi na herosa – zażartowała Alicja i za chwilę pożałowała tego. Miała zachowywać się jak prawdziwa dama, jedna z tych, które oblewają się rumieńcem, gdy wybranek serca spojrzy w ich stronę.

      – Ale złośliwa jesteś. – Julian zmrużył oczy w udawanej złości. – To może się zmierzymy, kto silniejszy.

      – Będziemy pchali samochody czy młócili żyto na czas? – zapytała i wyciągnęła pakunek w stronę Juliana. – Proszę, możesz poćwiczyć tężyznę.

      Weszli do chłodnej sieni, a potem do przestronnej kuchni, gdzie gruba kucharka układała talerze w kredensie.

      – O… w końcu jesteś – mruknęła nieżyczliwie, patrząc badawczo zarówno na nią, jak i na wchodzącego Juliana.

      – Miałam przyjść o czwartej – odpowiedziała Alicja i zerknęła na wiszący nad drzwiami zegar. – A jest za pięć czwarta.

      – Nie bądź taka mądralińska i pyskata do starszych, bo dziadkowi się poskarżę – warknęła kucharka.

      Alicja wzruszyła ramionami i bez słowa wyszła z kuchni. Julian także się nie odzywał, dopóki nie znaleźli się na dziedzińcu.

      – Przepraszam za Ludmiłę. Prawdziwa z niej zrzęda – powiedział cicho.

      – Nie musisz przepraszać za kogoś. – Roześmiała się. – Nic sobie nie robię z jej gderania. Kto by się przejmował takimi babami, które ciągle mają nos na kwintę i są wiecznie niezadowolone.

      – Uwierz, widzę takie obrazki nader często i zastanawiam się, czy Ludmiła nie dodaje dziegciu do posiłków – odpowiedział Julian. – Moja ciotka z Warszawy to też kawał gangreny, trudno z nią wytrzymać, ale za rok matura i wyfruwam z tego gniazda osy.

      – I co będziesz robił? – zapytała z trwogą Alicja.

      Chełmiccy byli bogaci, Julian mógł wyjechać na studia nie tylko do Warszawy lub Lwowa, ale do Paryża, Mediolanu czy Londynu.

      – Mam zamiar zrobić karierę w wojsku i pójść do szkoły podchorążych, ale na razie mój ojciec nie chce o tym słyszeć i pcha mnie w kierunku ekonomii, a ta dziedzina mnie odstręcza. – Uśmiechnął się smutno.

      – Rozumiem cię, ja skończyłam powszechniak i dziadek uczy mnie krawiectwa. A ja to bym chciała tańczyć. Umiem stepować, jestem wysportowana i aż mnie tyłek parzy, jak przy maszynie dłużej niż godzinę siedzę. Marzy mi się szkoła tańca, u Tacjanny Wysockiej, ale nie wiem, czy przekonam dziadka i mamę, bo babcia Alutka jest za mną całym sercem i nawet języków mnie uczy, gdybym miała międzynarodową karierę zrobić. Babka ma do nich talent, jeździła trochę po Europie, to się wyuczyła.

      – Tancerka? To nie jest dobre zajęcie dla kobiety… – odpowiedział Julian, marszcząc czoło. Po chwili jednak zreflektował się, że może tym sprawić przykrość Alicji i powiedział: – To pokaż, co potrafisz.

      – Zwariowałeś? Tutaj? – zapytała z lekkim przerażeniem Alicja.

      – Na tarasie, za domem. Nikt nie będzie patrzył.

      – Bez muzyki?

      – Zanucę ci. – Roześmiał się.

      – Wariat. – Odwzajemniła uśmiech.

      I wtedy Julian dodał coś, co zmroziło Alicję.

      – Moja Adrianna też pięknie tańczy.

      Julian nie chciał zranić Alicji, nie miał pojęcia o jej uczuciach. Odnosił się do niej jak do koleżanki, zazdrościł jej pewności siebie i ciętego języka, a przede wszystkim sądził, że i ona w podobny sposób traktuje ich luźną znajomość. Widywali się rzadko, od czasu do czasu porozmawiali w żartobliwy sposób. Alicja nie wdzięczyła się jak inne dziewczęta i nie udawała damy. Była po prostu fajnym kompanem i odskocznią od nadętego towarzystwa.

      Tymczasem dla Alicji słowa Juliana były niczym kubeł zimnej wody. Pożegnała się pośpiesznie, zrzucając to na karb obowiązków w zakładzie dziadka, i ruszyła, zdruzgotana, ku kutej bramie. Jej marzenia o Julianie legły w gruzach. Póki niewypowiedziane są niektóre słowa, można mieć złudzenia, wymyślać historie, żywić się nadzieją. Ale Julian jednym zdaniem zburzył ten wyimaginowany świat. I nie chodziło nawet o treść, ale o ten błysk w jego oczach, gdy wypowiadał imię tej dziewczyny, znienawidzonej Adrianny Daleszyńskiej, dla której młodzi chłopcy tracili głowę. Julian również i w tym wyścigu po jej serce, a pewnie za kilka lat i po jej rękę, był zdecydowanym faworytem. Bogaty, wykształcony i piękny. I cóż z tego, że Adrianna była pustą lalką, jak to szeptały sobie z Hanką, kiedy potrafiła oczarowywać w sposób, w jaki ona nigdy nie umiała. A przecież ona, Ala, była ładna, miała jasne włosy, ciemną cerę i duże zielone oczy. Co było z nią nie tak, że Julian patrzył na nią jak na kumpla, a nie jak na dziewczynę? Nie była bogata jak on ani nie posiadała manier damy, ale nosiła piękne sukienki uszyte przez dziadka i nie była głupia, mimo marnej edukacji szkolnej. Postanowiła, że pewnego dnia Julian dostrzeże w niej kobietę, choćby miała na to czekać wiele lat. Udowodni mu, że bycie zadziorą nie pozbawia jej dziewczęcości, a bezpośredniość jest zaletą, a nie wadą.

      Przepełniona СКАЧАТЬ