Emancypantki. Bolesław Prus
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Emancypantki - Bolesław Prus страница 13

Название: Emancypantki

Автор: Bolesław Prus

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-270-1401-6

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      – Jeszcze Stefek mówił mi, że Dębicki ma nadzwyczajne spojrzenie. Stefek bardzo pięknie to określił. Powiedział tak: "Kiedy Dębicki patrzy na człowieka, to się czuje, że on wszystko widzi i wszystko przebacza…" – Prawda! co za cudowne określenie – zawołała Madzia. I czy podobna, ażeby taki człowiek wykładał jeografię w niższych klasach?…

      Na twarz panny Ady padł cień smutku.

      – Jemu też Stefek przepowiadał – rzekła – że nie zrobi kariery, bo jest za skromny. A ludzie bardzo skromni…

      Machnęła ręką.

      – Masz rację! On właśnie dlatego dziwacznie wygląda, że jest nieśmiały… W drugiej klasie był tak zmieszany, że dziewczęta zaczęły chichotać, wyobraź sobie!…

      – On tu był u mnie przed godziną z panią Latter i także wyglądał na zakłopotanego. Ale kiedy wyszła pani Latter i zaczęliśmy rozmawiać o Stefku i kiedy potem zaczął mi stawiać pytania, powiadam ci – inny człowiek. Inne spojrzenie, inne ruchy, inny głos… Był, powiadam ci, imponujący – mówiła Ada.

      – To może on będzie wstydził się wykładać nam trzem? nagle zapytała Magdalena.

      – Ale gdzież tam. Nawet zdziwisz się, gdy ci powiem, że on nie tylko zauważył i ciebie i Helę, ale i każdą ocenił…

      – Ocenił mnie?…

      – Tak. O tobie powiedział, że musisz być bardzo pojętna, tylko łatwo zapominasz…

      – Czy podobna?

      – Jak Stefka kocham, a o Heli – że mało dba o matematykę.

      – Ależ to jest prorok!… – zawołała Madzia.

      – Naturalnie, że prorok, bo z Helą już mam zmartwienie. Nie była dziś u mnie cały dzień, choć kilka razy przechodziła pode drzwiami i śpiewała – mówiła z żalem Ada.

      – Czegóż ona chce?

      – Albo ja wiem. Może obraziła się na mnie, a najpewniej… już mnie nie lubi… – szepnęła Ada.

      – Ale, dajże spokój…

      Usta Ady zaczęły drżeć i na twarz wystąpiły rumieńce.

      – Ja rozumiem, że mnie nie można lubić – mówiła – wiem, że nie zasługuję na żadne względy, ale to przykro… Ja dlatego tylko, ażeby z nią być dłużej, nie wyjeżdżam za granicę, chociaż ciotka nalega na mnie od wakacyj i nawet Stefek wspominał… Ja przecież nic od niej nie żądam, chcę tylko czasami spojrzeć na nią. Wystarcza mi jej głos, choćby nawet mówiła nie do mnie. To tak mało, mój Boże, tak mało, a ona mi i tego odmawia… A ja myślałam, że ludzie piękni powinni mieć lepsze serca aniżeli inni…

      Magdalena słuchała z błyszczącymi oczyma; postanowienie jej dojrzało.

      – Wiesz: – zawołała klasnąwszy w ręce – ja ci to wytłomaczę.

      – Ona gniewa się, że nam Romanowicz nie daje lekcyj?…

      – Ale gdzież tam!… Ona – mówiła Magdalena półgłosem, schyliwszy się do ucha Ady – ona musi okropnie się martwić.

      – Czym?… Przecież dzisiaj śpiewała na kokrytarzu…

      – To właśnie!… Bo im kto więcej jest zrozpaczony, tym bardziej stara się ukryć. O, ja wiem, bo sama najgłośniej śpiewam wtedy, kiedy się czego boję…

      – Cóż jej jest?

      – Widzisz, jest tak – szeptała Magdalena położywszy jej rękę na ramieniu. – Teraz ogromna drożyzna, rodzice naszych panienek nie płacą za pensję, ociągając się i pani Latter – może zabraknąć pieniędzy na wydatki…

      – A ty skąd wiesz? – zapytała Ada.

      – Pisałam listy do rodziców od pani Latter. Ale skąd ty wiesz?

      – Ja?… od pani Latter – odpowiedziała Ada skubiąc cienkimi palcami suknię.

      – Ona ci powiedziała?… Więc cóż?…

      – No, nic… Już jest dobrze.

      Magdalena odsunęła się od niej, a potem nagle schwyciła ją za ręce.

      – Ada, ty pożyczyłaś pani Latter…

      – Ach, Boże, więc i cóż z tego?… Ale, Madziu, zaklinam cię, nie mów o tym nikomu…

      Nikomu… Bo gdyby się Hela dowiedziała… Zresztą ja ci powiem wszystko…

      – Jeżeli sekret, nie chcę słyszeć!… – broniła się Magdalena.

      – Przed tobą nie mam sekretu. Widzisz, ja już dawno myślałam prosić Helę, ażeby… pojechała ze mną za granicę. Wiem, że pani Latter pozwoliłaby nam wyjechać z ciocią Gabrielą, ale strasznie się boję, że gdyby Hela dowiedziała się o tych… pieniądzach, to obrazi się i nie pojedzie… Ona zerwie ze mną.

      – Zmiłuj się, co mówisz:… Ona cię jeszcze bardziej powinna kochać i będzie kochać…

      – Mnie nikt nie kocha – szepnęła Ada.

      – Ach, ty zabawna!… Ja pierwsza kocham cię tak, że za tobą skoczyłabym w ogień… Czy ty nie rozumiesz, że jesteś dobra jak anioł, mądra, zdolna, a nade wszystko… taka dobra, taka dobra… Przecież kto by nie kochał takiej jak ty, nie miałby rozumu ani serca… Najmilsza, złota, jedyna. Wykrzyknikom towarzyszył deszcz pocałunków.

      – Zawstydzasz mnie – odpowiedziała Ada uśmiechając się ze łzami w oczach. – To ty jesteś najlepsza… Dlatego zaprosiłam cię tutaj i chcę cię prosić, ażebyś ostrożnie zaczęła namawiać Helę do wyjazdu za granicę.

      – Ja myślę, że jej nawet namawiać nie potrzeba.

      – Ale widzisz – ze mną…

      – Właśnie z tobą. Gdzież ona znajdzie lepsze towarzystwo i przyjaciółkę?

      – Ona mnie nie lubi.

      – Mylisz się, ona cię bardzo kocha, tylko ona jest trochę dziwna.

      – Może lubiłaby mnie, gdybym była ubogą, a tak… jest zanadto dumna… Więc widzisz, Madziu, jak musimy z nią być ostrożne. Nic, nic… ani słówka o tych nieszczęśliwych pieniądzach.

      – Bądź spokojna – odpowiedziała Magdalena. – Zaraz do niej pójdę i tyle nagadam o panu Dębickim, że sama przyjdzie podziękować ci za niego.

      V PIĘKNE PANNY

      V PIĘKNE PANNY

      Gdy Madzia opuściła pokój Ady, już zapadał mrok spotęgowany СКАЧАТЬ