Oskarżenie. Joanna Chyłka. Tom 6. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Oskarżenie. Joanna Chyłka. Tom 6 - Remigiusz Mróz страница 15

Название: Oskarżenie. Joanna Chyłka. Tom 6

Автор: Remigiusz Mróz

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Крутой детектив

Серия: Joanna Chyłka

isbn: 978-83-7976-713-7

isbn:

СКАЧАТЬ zastanawiał się, czy zapytać, na kogo właściwie czekają. Ostatecznie uznał jednak, że najroztropniej będzie przez moment się nie odzywać. Przypuszczał, że zjawi się któryś ze znajdujących się najwyżej w hierarchii prawników, ale po kilku minutach dostrzegł starą skodę, za kierownicą której siedziała Anka z Recepcji.

      Podpięli jeden akumulator do drugiego. Ładowali w milczeniu.

      Chyłka raz po raz wyrzucała z siebie kolejne przekleństwa, patrząc na mijające ich samochody. Kierowcy kręcili głowami z irytacją, nieświadomi tego, że tylko bardziej drażnią bestię.

      – Kurwa ich mać.

      – Musisz tak rzucać mięsem? – mruknęła Anka.

      – Tak. To lalochezja.

      – Co?

      – Od dwóch greckich terminów. Lalakhezo. Mowa i wydalanie.

      – Aha.

      – Oznacza wyładowywanie się przez przeklinanie.

      – Innymi słowy twój styl bycia.

      Chyłka się nie odezwała, a Kordian pochwalił ją w duchu. Od ostatniej sprawy między tymi dwiema dochodziło do pewnych tarć, choć Oryński nie pamiętał już powodu. Z pewnością był związany z Kormakiem, a konkretnie z tym, jak instrumentalnie traktowała go prawniczka.

      Pod komendę dotarli spóźnieni, ale jeszcze przed rozpoczęciem konferencji prasowej. Kordian wchodził do budynku niechętnie, pamiętając swoją ostatnią wizytę. Trafił tutaj nie w charakterze obrońcy, ale oskarżonego. A to, co działo się potem, stanowiło początek całego szeregu problemów.

      – Jeśli chodzi o tę lalochezję… – odezwał się Oryński, kiedy szli w kierunku oficera dyżurnego.

      – To prawda. Naukowcy udowodnili, że to potrafi zmniejszyć nie tylko napięcie psychiczne, ale też fizyczny ból.

      Stanęli przed funkcjonariuszem, który leniwie uniósł wzrok znad papierów.

      – Chodzi o szereg neuroprzekaźników, które się wtedy uaktywniają – rzuciła Joanna, a potem postukała palcem w blat przed mężczyzną. – Gdzie znajdę Szczerbińskiego?

      Policjant spojrzał na jej dłoń.

      – Następne stuknięcie będzie w łeb – zapowiedziała. – Gdzie aspirant?

      Zapewne gdyby nie wiedział, z kim ma do czynienia, uznałby, że właściwie doszło do znieważenia funkcjonariusza publicznego. Chyłka bywała tu jednak wystarczająco często, by mundurowi żywili do niej niejaką sympatię.

      – Czeka w korytarzu – odparł policjant, wskazując kierunek.

      Ledwo się odwrócili, zobaczyli wysokiego funkcjonariusza w pełnym umundurowaniu. Kordianowi przyszło na myśl, że Chyłka właściwie musiała mieć nierówno pod kopułą, by na pewnym etapie spławić Szczerbińskiego i wybrać jego.

      Pokręcił głową, starając się odsunąć podobne dywagacje.

      Aspirant wskazał im jedną z ławek. Usiedli po jego lewej, patrząc na niego ponaglająco.

      – Nie spieszyło wam się.

      – Zatrzymały nas szalejące hormony – odezwał się Oryński.

      Policjant spojrzał na niego pytająco.

      – Humorki ciążowe – dodał Kordian.

      Joanna zbyła to milczeniem, masując jedną ręką odcinek lędźwiowy.

      – Mieliśmy coś do załatwienia po drodze – ucięła. – A ty najchętniej byś nas tu nie widział, więc nie sil się na pozory.

      Odwrócił głowę w kierunku wejścia do komendy, a potem spojrzał na prawniczkę z ukosa.

      – Zależy mi na wyjaśnieniu tej sprawy tak samo, jak wam.

      – Bzdura. Najchętniej zakopałbyś prawdę tam, gdzie nie dociera słońce.

      – Nie. Wszyscy chcemy to rozwiązać. Prokuratorzy być może będą bronić swoich wcześniejszych ustaleń, ale…

      – A, taką macie koncepcję. Jak nie udaje się skazać jakiegoś sukinsyna, to wina prokuratorów. Jak któryś okazuje się jednak niewinny, też oni skrewili.

      – Nie wiedziałem, że masz w zwyczaju ich bronić.

      – Nie mam. Ale w tym wypadku to wy zawaliliście w pierwszej kolejności – odparła stanowczo. – Zaczęliście ścigać człowieka, mimo że jedna z jego rzekomych ofiar żyła.

      – Nie my go oskarżaliśmy. I nie my go sądziliśmy.

      – Bogu niech będą dzięki. Gdyby system był tak skonstruowany, sama moja lalochezja wpędziłaby mnie za kratki.

      – Co takiego?

      – Mniejsza z tym – odparła i machnęła ręką. – Mów, co ustalił psycholog.

      Szczerbiński oparł ręce na kolanach i pochylił się. Oczekiwał chyba, że prawnicy przyjmą równie konspiracyjną pozę, ale Kordian i Chyłka ani drgnęli. Joanna posłała za to funkcjonariuszowi ponaglające spojrzenie.

      – Twierdzi, że chłopak rzeczywiście ma jakieś zaburzenia.

      – Więc nie udaje?

      – Według niego nie.

      – A to w miarę rozgarnięty spec?

      – Myślę, że tak.

      – Na tyle, że rozpoznałby u Russella Crowe schizofrenię już na samym początku Pięknego umysłu, czy na tyle, żeby po pierwszych scenach Hannibala zorientował się, że Anthony Hopkins zajada się podejrzanie krwistym mięsem?

      Szczerbiński milczał i Kordian właściwie mu się nie dziwił. Trudno było znaleźć właściwą odpowiedź.

      – Myślę, że możemy zaufać jego opinii.

      – To się okaże, jak stanie na miejscu dla świadków.

      – Zamierzasz go powołać? Po co?

      – Ot, tak. Lubię maglować psychologów. Wiedziałeś, że w stanie Nowy Meksyk poddano pod głosowanie poprawkę, która nakazywałaby im noszenie czarodziejskich czapek podczas składania zeznań?

      – Nie – odparł i westchnął. – I do niczego ci niepotrzebna ekspertyza. W zupełności wystarczy to, że chłopak żyje.

      – Nie, nie, Szczerbaty. Chcę wiedzieć, co się z nim działo. Chcę wiedzieć, czy naprawdę nie kontaktuje. I wreszcie chcę wiedzieć, dlaczego ktoś cztery lata temu uznał, że jego truchło znalazło się pod Warszawą.

      Policjant СКАЧАТЬ