Kordian przypuszczał, że darzy Sendala pewną sympatią. Zanim sejm wybrał go na członka TK, Oryński czytał w Internecie o tym, że Sebastian jest postrzegany jako protegowany prezesa. Nie wiedział, czy było w tym ziarno prawdy, ale obaj pochodzili z warszawskiego środowiska prawniczego, więc należało uznać to za prawdopodobny scenariusz.
– De mortuis nil nisi bene, ale muszę powiedzieć, że ów Frankiewicz był wyjątkową kanalią.
– Doprawdy?
– Pochodził spod Kielc, nie wiadomo nawet, co robił w Krakowie.
– Tak, to też słyszeliśmy.
– Wiadomo natomiast, że nie zapisał się złotymi zgłoskami w historii wsi, w której mieszkał.
– To znaczy?
– Uczestniczył w kilku pobiciach, był też podejrzewany o gwałt i rozbój. Nigdy jednak nie znalazł się w systemie. Nie postawiono mu zarzutów, nie ścigano żadnego z domniemanych przestępstw. Po wywiadzie środowiskowym prokuratorzy ustalili jednak, że mało kto we wsi mówi o nim dobrze, nawet po tylu latach.
Oryński ściągnął brwi. Jaki związek mógłby mieć ten człowiek ze wschodzącą gwiazdą polskiej judykatury? Można by przypuszczać, że jeśli się znali, to wyłącznie w dalekiej przeszłości. Tyle że Ligowo czy Sierpc, gdzie wychowywał się Sendal, były dość oddalone od podkieleckiej wsi.
– Dlaczego nie ścigano go za te sprawy? – zapytała Chyłka.
– Najwyraźniej zabrakło dowodów.
– Czyli solidarność małej wioski.
Prezes nie potwierdził ani nie zaprzeczył. Skupił się na swoim daniu.
– Frankiewicz miał jakieś kontakty ze światem przestępczym? – odezwał się Oryński.
Kiedy Henryk Garłoch na niego spojrzał, poczuł się, jakby popełnił jakieś faux pas, odzywając się bez pozwolenia.
– Na razie niczego takiego nie wykazano, ale… Cóż, nie byłoby to nic dziwnego, w moim przekonaniu. Jego profil może to sugerować.
– Wiadomo, gdzie zatrzymał się w Krakowie? – spytał Kordian.
– Jeszcze nie, ale śledczy już to sprawdzają.
Oryński przypuszczał, że będzie to Nowa Huta, Prądnik Czerwony lub inne osiedle, które nie cieszyło się najlepszą sławą. Przynajmniej w oczach opinii publicznej. Jak było naprawdę, trudno powiedzieć. Ludziom spoza Warszawy Praga Południe też kojarzyła się wyłącznie z mordownią, ale były tam przecież takie miejsca jak choćby park Skaryszewski, muzea czy ogromny Antykwariat Grochowski.
– Sędzia Sendal twierdzi, że nie znał tego człowieka – zauważył Kordian.
– Owszem, tak twierdzi.
– Prokuratura ma inne zdanie?
– Zdanie prokuratury poznają państwo po lekturze wniosku. Przypuszczam, że stosowne dokumenty powinny dotrzeć już do kancelarii.
Oryński pomyślał, że rzeczywiście mogło tak być. Drugą część dnia spędzili w terenie, tymczasem kurier mógł dawno dostarczyć dokumentację. Bądź też mogła dotrzeć do Sendala – i być może to ona spowodowała jego nagłe załamanie.
– Mogę oczywiście przedstawić państwu swoje zdanie, nic nie stoi temu na przeszkodzie.
– Słuchamy – powiedziała Chyłka, walcząc z żeberkiem.
– Oczywiście nie rozstrzygam, jak zagłosuję po rozprawie, ale muszą państwo wiedzieć, że mam ogromny szacunek dla sędziego Sendala. I nie ma żadnych dowodów na to, by kontaktował się on kiedykolwiek z ofiarą.
Oryński musiał przyznać, że prezes lawiruje całkiem nieźle. Dał im oględne pojęcie o tym, jak postrzega sprawę, ale nie przekroczył granicy dobrych zwyczajów prawniczych. Prawo właściwie nie obligowało go do zachowania absolutnej tajemnicy. Nie był to proces, a Zgromadzenie Ogólne nie orzekało o winie. Szereg zasad nie miał zastosowania.
W pewnym sensie było to niepokojące. Prawo karne nie tylko zapewniało domniemanie niewinności oskarżonego, lecz także chroniło pewne jego interesy. Nikt nie mógł pociągnąć go do odpowiedzialności za kłamstwo – przeciwnie, prawo uznawało, że może mówić wszystko w swojej obronie. Sendal musiał zaś uważać.
Kordiana korciło, by zapytać prezesa, jak zamierza głosować, ale aż tak daleko nie mogli się posunąć. Nałożył trochę kaszy na widelec, a potem wpadł na rozwiązanie pośrednie.
– Jakie są nastroje w Trybunale? – odezwał się.
– Słucham?
– Czy…
– Chyba pan rozumie, że to niestosowne pytanie.
Oryński odchrząknął.
– Tak, oczywiście, nie miałem zamiaru…
– Nastroje zresztą nie mają nic do rzeczy – ciągnął Garłoch. – Orzekniemy na podstawie materiału dowodowego. Żadne sympatie nie będą miały znaczenia, a jeśli tylko któreś z nas dostrzeże, że może być inaczej, zapewniam, że wyłączymy takiego sędziego.
– Przynajmniej dopóty, dopóki będziecie mieć kworum – bąknęła Chyłka.
Henryk zmierzył ją wzrokiem. Na jego twarzy pojawił się wyraz zawodu, jakby spodziewał się, że dwójka prawników w ogóle nie będzie się zbliżać do tego tematu podczas ich spotkania.
– Oczywiście pewnych wymogów formalnych nie możemy zignorować, ale zapewniam, że obrady będą obiektywne. Mamy w tym niejakie doświadczenie.
Joanna pokiwała głową. W końcu udało jej się oderwać kawałek mięsa i sprawiała wrażenie wysoce usatysfakcjonowanej.
– Ale to wszystko nie będzie miało znaczenia, jeśli nie odnajdziemy sędziego Sendala – dodał prezes.
– Nie? – odparła z pełnymi ustami. – Przecież nie musi być obecny. Można prowadzić postępowanie bez niego, nie wspominając już o tym, że ja i Zordon mamy umocowanie.
– Zordon?
Wskazała wzrokiem Oryńskiego, zapalczywie przeżuwając.
– Jego nagły odwrót nic nie zmienia.
– Nic, oprócz tego, że rzuca na niego cień podejrzeń.
– Raczej rzucałby – odpowiedziała. – Jak pan prezes СКАЧАТЬ