Название: Zemsta i przebaczenie Tom 4 Morze kłamstwa
Автор: Joanna Jax
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-7835-631-8
isbn:
– Nie wszyscy tak myślą… – mruknął Walter.
– Oj, widzę, że i tobie mózg wyprali przez tę propagandę. A ludzie głupie są i tyle. Nazywa się jeden z drugim Gąska albo Kowalski, ale dzieciom nadają imiona Helmuth albo Adolf. My to z dziada pradziada Lagendorfy, ale nie pysznimy się i nie patrzymy, kto Polak, kto Niemiec. My jesteśmy Mazurzy i swój rozum mamy – upierała się Gertrude.
– Pani Lagendorf, ja tam myślę, że człowiek to albo mądry, albo głupi. Albo dobry, albo zły. A niech on będzie nawet Anglikiem albo Rosjaninem. – Uśmiechnął się, bo w istocie nigdy nie był ksenofobem.
– Ruskich to ja bym tak nie wychwalała, zwłaszcza głośno, bo podobno to dziki naród – powiedziała cicho Gertrude i zamieszała w garnku, nie odzywając się już ani słowem.
Walter von Lossow uważał niegdyś tak samo. Jednak będąc w Leningradzie, zmienił nieco swoje nastawienie. W istocie Stalin zrobił z Rosjan ogłupiały naród, ale były wśród nich prawdziwe intelekty, uzdolnieni artyści i osoby tak wrażliwe i mądre, jak piękna Olga Iwanowna, której obraz, podobnie jak Holly Evans, czasami do niego powracał.
Kiedy wkładał do ust kolejne kęsy jedzenia, w drzwiach stanęła Brygide. Miała zaczerwienioną od słońca twarz i potargane włosy. Przywitała się z matką i Walterem, po czym bez słowa wyszła na podwórko, by w ogromnej misce umyć się po polowych pracach. Walter przyglądał się przez kuchenne okno, jak namydlała swoje potężne, mlecznobiałe uda, a gdy nachylała się, jej duży biust kołysał się ponętnie. Pomyślał o dwóch młodych chłopcach odpoczywających po ciężkim dniu pracy w polu, którzy zapewne snuli marzenia o tym, by jędrne ciało Brygide mogło zaspokoić ich żądze. Zdawało mu się, że dziewczyna robi to celowo. Musiała mieć świadomość, że mężczyźni na nią patrzą, bo obmywała się przy studni, na widoku i bez żadnego skrępowania.
Odwrócił wzrok, bo poczuł, że skronie mu pulsują, a spodnie robią się ciasne w okolicach rozporka. Dokończył gęstą zupę z ziemniakami i kawałkami mięsa, po czym udał się do swojego pokoju na strychu. Lipcowy upał nie ominął także jego kwatery. Powietrze było duszne, a leżąca na łóżku pościel zdawała się go parzyć. Do tego powracały przed jego oczy białe uda Brygide i jej jędrne piersi. Myśli Waltera zrobiły się frywolne, a potem coraz bardziej perwersyjne. Dotychczas miewał kobiety drobne i delikatne, i takie właśnie mu się podobały. Nawet Renate Zoll zdawała się przy nich dobrze zbudowana, ale Brygide była po prostu jak żywcem wyjęta z obrazu Rubensa. Wydawało mu się, że nawet brutalne zabawy, które w tej chwili podpowiadała mu wyobraźnia, nie byłyby w stanie zrobić jej krzywdy.
Zerwał się z posłania i zszedł do kuchni.
– Wypłynę na jezioro, pani Lagendorf. Może jakieś rybki złowię – powiedział na wdechu, chcąc jak najszybciej opuścić domostwo i zająć się czymś innym.
Ryby łowił dosłownie kilka razy w życiu i było przy tym więcej śmiechu niż ryb, ale pomyślał, że przynajmniej odwiedzie swoje myśli od szerokich bioder Brygidy, które zapowiadały swym wyglądem zmysłową i szaloną rozkosz. Nie podobała mu się, normalnie nie zwróciłby na nią uwagi. Tak samo, jak na Holly. Jedna była zbyt zwalista, druga zbyt chuda i płaska, jednak obie doprowadziły go do stanu wrzenia.
Pani Lagendorf wyciągnęła z komórki stare wędki i słoik na robaki, po czym wręczyła Walterowi i powróciła do swoich zajęć. Gdy zbliżał się do furtki posesji, usłyszał głos Brygide:
– Franz? Płyniesz na ryby? – zapytała słodko.
Walter przeklął w duchu.
– Tak, nie jestem co prawda mistrzem wędkarstwa, ale chyba czas nabrać wprawy. – Wyszczerzył zęby w nienaturalnym uśmiechu.
– Wybiorę się z tobą, pokażę ci miejsca, gdzie najlepiej biorą szczupaki. Płyń na tamtą wyspę – powiedziała, mrużąc jasne oczy otoczone równie jasnymi rzęsami i machnęła ręką w kierunku gęstwiny wyłaniającej się pośrodku jeziora.
„Diabli nadali”. – Walter zacisnął zęby, po czym pomyślał, że właściwie zachowuje się nieracjonalnie. Ta dziewczyna sama pchała mu się w ramiona, a i on nie miałby nic przeciwko temu, żeby poużywać sobie z nią na jednej z kilku wysepek znajdujących się na ogromnym jeziorze. Już słyszał w wyobraźni jej jęki i niemal czuł na ciele łaskotanie wysokich traw porastających wyspy.
Podeszli do pomostu, gdzie przycumowana była łódź Lagendorfów. Walter zwinnie wskoczył do środka, wyjął spod brezentu wiosła i wyciągnął dłoń w kierunku Brygide. Ta jednak roześmiała się jedynie i równie wprawnie co on wsiadła do chyboczącej się łodzi. Jej piersi kolejny raz zafalowały, zapowiadając uciechy, jakich Lossow nie zaznał od dawna. Tak, właśnie w tym momencie zdobył pewność, że tego wieczoru jego napięcie zniknie, a on da upust swojej żądzy. Od czasu do czasu jakiś wewnętrzny głos szeptał mu, żeby uważał, jeśli nie chciał powtórki sytuacji z Renate Zoll, ale im bardziej wpatrywał się w rowek pomiędzy piersiami Brygide, tym ów wewnętrzny głos stawał się cichszy. Nie patrzył na twarz swojej towarzyszki, jakby jej w ogóle nie miała, ale składała się jedynie z jędrnego ciała, zachęcającego do tego, by je dotykać, ściskać, a wreszcie wsunąć się na nie i ulżyć zwierzęcemu pożądaniu.
– Franz? – zagadnęła niskim, zmysłowym głosem.
Popatrzył na nią spłoszony, jak gdyby za chwilę miała zadać mu pytanie o jego myśli, wypełnione żądzą spodnie, a potem dać przyzwolenie i krzyknąć, że czuje to samo i nie wytrzyma ani chwili dłużej.
– Dlaczego okłamałeś moją matkę? – zapytała bez cienia kokieterii.
To było jak kubeł zimnej wody. W jednej chwili podniecenie minęło, a on powrócił z nieba na ziemię.
– Nie wiem, o czym mówisz – bąknął, głośno przełykając ślinę.
– Franz… Nie byłeś na żadnej komisji, w ogóle nie pojechałeś do Neidenburga, tylko błąkałeś się po okolicy. Chyba że w leśniczówce była jakaś komisja lekarska, ale stary Gumiński nic o tym nie wie – zadrwiła.
Walter milczał, bo nie wiedział, co powinien teraz zrobić. Nie odpowiedzieć, tylko wrócić do brzegu i spakować manatki, czy może utopić tę wścibską dziewczynę w jeziorze, by jego tajemnica była bezpieczna. Nie był jednak pewien, jakie zamiary miała Brygide. Po kilku minach niezręcznej ciszy postanowił sprawdzić intencje córki Gertrude Lagendorf.
– Masz rację, nie pojechałem na komisję. Stchórzyłem, bo czuję się tak naprawdę w pełni zdrów. Byłem na wschodzie i za nic w świecie nie chcę tam wracać. Równie dobrze mogę sobie strzelić w łeb tutaj, na miejscu. Przynajmniej będzie szybko i bezboleśnie – powiedział z goryczą w głosie.
Nie СКАЧАТЬ