Zemsta i przebaczenie Tom 4 Morze kłamstwa. Joanna Jax
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zemsta i przebaczenie Tom 4 Morze kłamstwa - Joanna Jax страница 1

Название: Zemsta i przebaczenie Tom 4 Morze kłamstwa

Автор: Joanna Jax

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-7835-631-8

isbn:

СКАЧАТЬ a

      Redakcja

      Anna Seweryn

      Projekt okładki

      Joanna Jax

      Layout okładki

      Marek J. Piwko {mjp}

      Ilustracja na okładce

      © Maksim Shmeljov / Shutterstock

      Redakcja techniczna, skład i łamanie

      Damian Walasek

      Opracowanie wersji elektronicznej

      Grzegorz Bociek

      Korekta

      Urszula Bańcerek

      Wydanie I, Chorzów 2017

      Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA

      41-500 Chorzów, Aleja Harcerska 3C

      tel. 600 472 609

      [email protected]

       www.videograf.pl

      Dystrybucja wersji drukowanej: DICTUM Sp. z o.o.

      01-942 Warszawa, ul. Kabaretowa 21

      tel. 22-663-98-13, fax 22-663-98-12

      [email protected]

       www.dictum.pl

      © Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2016

      Tekst © Joanna Jakubczak

      ISBN 978-83-7835-631-8

      „Usta kłamliwe zabijają duszę” Mdr 1,11

Ukochanemu Tacie i Siostrom Ewie i Dorocie

      1. Okolice Granady, 1943

      Wpadające przez niedomknięte okiennice słońce zwiastowało kolejny upalny dzień. Jednak to nie pogoda była największym zmartwieniem leżącego na twardym sienniku Juliana Chełmickiego. Dla niego bowiem był to jeden z wielu poranków, które witały go tępym bólem głowy. Sięgnął, niemal odruchowo, po leżące na niskiej komodzie pigułki i popił je wodą z dzbanka, która w ciągu nocy zdążyła zrobić się ciepła. Miał nadzieję, że łomot w jego czaszce ucichnie, a on szybko powróci do równowagi, bo czekał go pracowity dzień. Nigdy nie pomyślałby, że jego niesamowite umiejętności jeździeckie pozwolą mu na zdobycie zajęcia polegającego na pędzeniu stada krów po wyschniętej o tej porze roku praderze. Musiał jednak z czegoś żyć, a przede wszystkim zdobyć pieniądze na powrót do Polski.

      Człowiek, który uratował mu życie i dał dach nad głową, był zbyt ubogi, by mu pomóc, a i tak Julian był mu winien pieniądze za lekarstwa i wizyty doktora przyjeżdżającego do niego z Granady. Chełmicki miał też inne problemy. Pierwszym z nich był brak jakichkolwiek dokumentów. Ludzie, którzy chcieli pozbawić go życia, po prostu ogołocili go ze wszystkiego. Drugi problem był, zdaniem Juliana, dużo poważniejszy – Chełmicki nie pamiętał niczego, co zdarzyło się w ciągu ostatnich kilku tygodni. Nie wiedział, jak ani po co znalazł się na terenie Hiszpanii, nie miał również pojęcia, kto mu tutaj pomagał, a wreszcie kto i dlaczego usiłował pozbawić go życia. Cała reszta wspomnień znajdowała się we właściwym miejscu jego umysłu i miał nadzieję, podobnie jak odwiedzający go doktor, że te ostatnie także powrócą. A musiały, zanim opuści Hiszpanię. Jednak im bardziej wysilał się, by przypomnieć sobie ostatnie wydarzenia, tym większą pustkę czuł w głowie. Ostatnie, co majaczyło mu się w umyśle, to jakaś kłótnia z Alicją. Nie wiedział jednak, czy doszło do pojednania przed jego wyjazdem, czy też ich związek już całkiem się rozpadł. Nie to jednak było najważniejsze, ale jego misja. To musiało być jakieś ważne zadanie, którego najpewniej nie wykonał. Nie wierzył, że znalazł się w tym miejscu, by podziwiać piękne andaluzyjskie widoki, podczas gdy w jego kraju nazistowski terror trwał w najlepsze. Nieznajomość hiszpańskiego utrudniała mu dodatkowo zadanie, ponieważ nie mógł nawet porozmawiać z gospodarzem domostwa, co zapewne wsparłoby jego pamięć. Był jednak pełen nadziei, podobnie jak wiekowy, siwy doktor, którego specyfiki okazały się błogosławieństwem dla jego obolałej głowy.

      Wstał z łóżka, ubrał się i wszedł do kuchni, witając się skinieniem głowy z gospodarzem, Eduardem Carlo. Po chwili udał się na podwórze, zdjął koszulę i umył się w wielkiej drewnianej balii. Woda była zimna, najwyraźniej Eduardo niedawno ją nabrał ze studni, i ożywiła spocone ciało Chełmickiego. Wrócił do kuchni, napił się mleka, chwycił pajdę chleba i kilka minut później siedział w siodle. Naciągnął na głowę nieco zniszczony cordovan i ruszył powoli w stronę zagrody dla krów. Nie było to pokaźne stado, ale jałowe o tej porze roku łąki sprawiały, że musiał pędzić bydło niekiedy bardzo daleko, by znaleźć miejsce na wypas. Jak zawsze dobrze czuł się w siodle, ale dręczył go fakt, że zajmuje się takimi przyziemnymi sprawami, zamiast być tam, gdzie jego miejsce – w okupowanej ojczyźnie. Postanowił, że bez względu na to, czy odzyska pamięć o ostatnich wydarzeniach, czy też nie, wyruszy do ambasady w Madrycie i spróbuje wrócić do kraju. Musiał tylko zarobić trochę grosza, a potem będzie się zastanawiał, jak bezpiecznie dotrzeć do Polski.

      Tego dnia postanowił pojechać do Granady, gdy skończy swoje zajęcia w gospodarstwie Eduarda, i wysłać kartkę do Weroniki. Nie był pewien, czy przesyłka dotrze, ale łudził się, że może los okaże się łaskawy, jego przyjaciółka otrzyma wiadomość i ktoś zechce mu pomóc.

      Powrócił z rozległych andaluzyjskich łąk późnym popołudniem, pożyczył od Eduarda zdezelowaną furgonetkę i ruszył do Granady, by udać się na pocztę. Najpierw jednak postanowił odwiedzić dobrodusznego doktora. Lekarz nie tylko dostarczał mu pokrzepiających wieści na temat swojego stanu zdrowia i podawał leki przeciwbólowe, lecz był jedyną osobą, z którą Julian mógł się porozumieć. Doktor Franco Salazar posługiwał się bowiem angielskim w stopniu umożliwiającym nawiązanie jakiejkolwiek konwersacji.

      – O, „Boląca Głowa” – przywitał go serdecznie Salazar, uśmiechając się szeroko.

      – Dzień dobry, doktorze – odpowiedział Julian i dodał ze smutkiem: – Dzisiaj myślałem, że już po mnie, tak mnie łupało w czaszce.

      Lekarz pokiwał głową i podrapał siwą, krótką brodę, co czynił zawsze, gdy się nad czymś intensywnie zastanawiał. Podszedł do Juliana i zaczął wpatrywać się w jego źrenice, wspomagając się niewielką lupą, którą nosił w kieszeni fartucha.

      – Przejdzie… – mruknął od niechcenia i począł obmacywać Chełmickiego, zginając mu kark, przekręcając głowę to w przód, to w tył, a następnie założył mu na rękę nieco brudny mankiet uciskowy.

      – Panie doktorze… – Chełmicki chciał indagować lekarza dalej, ale ten założył słuchawki na uszy i nakazał Julianowi milczenie.

      – Wracasz do formy, „Boląca Głowo” – uśmiechnął się Salazar. – A twoje dolegliwości niebawem powinny ustąpić.

      – Mam nadzieję – mruknął Julian.

      – Pamiętaj, jeśli boli, oznacza to, że żyjesz – СКАЧАТЬ