Królowa Margot. Aleksander Dumas
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Królowa Margot - Aleksander Dumas страница 7

Название: Królowa Margot

Автор: Aleksander Dumas

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Историческая литература

Серия:

isbn: 978-83-270-1874-8

isbn:

СКАЧАТЬ Małgorzatę, aby prowadzić księcia po pokojach, dobrze mu zresztą znanych; Gillonna, pozostawszy w drzwiach, uspokoiła królową, przykładając palec do ust.

      Małgorzata, pojmując niby niecierpliwość księcia, zaprowadziła go do swojej sypialni, w której zatrzymała się i rzekła:

      — Cóż! czy jesteś książę zadowolony?

      — Zadowolony? — powtórzył tenże — a z czegóż, powiedz mi, pani?

      — Z mojego postępku, który przekonywa — odparła Małgorzata z ironią — że należę do człowieka, który pierwszej nocy po ślubie tak mało o mnie myśli, iż nawet nie przyszedł podziękować mi za honor, jaki mu wyświadczyłam przyjmując go za małżonka.

      — O! uspokój się, pani — smutnie powiedział książę — on przyjdzie, jeżeli to jest twoim życzeniem.

      — I ty to mówisz, Henryku! — zawołała Małgorzata — ty, który najlepiej wiesz, że to nieprawda! Gdyby, to było moim życzeniem, czyżbym cię prosiła, ażebyś przyszedł do Luwru?

      — Prosiłaś mnie, Małgorzato, ażebym przyszedł do Luwru; chcesz zapewne zniszczyć jedyny ślad naszej przeszłości, która pozostała nie tylko w moim sercu, lecz i w tej srebrnej szkatułce, którą z sobą przynoszę.

      — Powiem ci, Henryku — odparła Małgorzata utkwiwszy w nim wzrok — że wyglądasz w tej chwili na uczniaka, nie na księcia. Ja mam się wyrzec mojej miłości ku tobie! Stłumić płomień, który być może, zgaśnie, lecz jego odblask nigdy! Nie, nie, mój książę! Możesz zachować sobie listy twojej Małgorzaty i otrzymaną od niej szkatułkę. Z wszystkich listów, jakie zawiera ta szkatułka, chce ona mieć. tylko jeden; a to dlatego, że podobnie jak i tobie, grozi on jej niebezpieczeństwem.

      — Wszystkie należą do ciebie — odpowiedział książę — wybieraj więc ten, który chcesz zniszczyć.

      Małgorzata szybko zaczęła przetrząsać otwartą szkatułkę i drżącą ręką przerzuciła kolejno kilkanaście listów, spoglądając tylko na adresy; na koniec spojrzała na księcia i pokryta bladością rzekła:

      — Książę! Listu, którego szukam, nie ma tutaj. Może go zgubiłeś przypadkiem? Spodziewam się, żeś go przecież nie oddał...

      — Którego to listu szukasz, pani? .

      — Tego, w którym ci radziłam, ażebyś się natychmiast ożenił.

      — Dla uniewinnienia twego wiarołomstwa. "Małgorzata wzruszyła ramionami.

      — Nie, dla ocalenia twego życia. Jest to ten sam list, w którym ci pisałam, że król, spostrzegłszy naszą miłość i moje usiłowanie mające na celu zerwanie twego przyszłego związku z infantką portugalską, wezwał do siebie swego brata d'Angouleme i rzekł mu wskazując dwie szpady: „Jedną z tych szpad musisz zabić dziś wieczorem Henryka Gwizjusza; w przeciwnym razie sam cię jutro zabiję. Gdzież więc jest ten list?

      — Oto jest — odpowiedział książę dostając go z zanadrza. Małgorzata prawie wyrwała mu list z rąk, otworzyła go z chciwością i przekonawszy się, że to ten sam, którego żądała, wydała okrzyk radości i zbliżyła papier do świecy.

      Papier zapalił się i po chwili pozostał tylko popiół. Lecz Małgorzata, jakby się obawiając, ażeby i w popiele.nie szukano śladów jej nierozsądnego zwierzenia, zdeptała go nogami.

      Podczas tej całej gorączkowej czynności książę Gwizjusz śledził oczyma swą kochankę.

      — A więc, Małgorzato — zapytał po chwili — jesteś już teraz zadowolona?

      — Zupełnie; brat twój wybaczy mi twoją miłość, skoro zaślubiłeś księżnę de Porcian, lecz nie przebaczyłby mi nigdy odkrycia tajemnicy, z której się tobie zwierzyłam.

      — To prawda — mówił książę Gwizjusz — wtedy kochałaś mnie.

      — I teraz kocham cię, Henryku, bardziej niż kiedykolwiek.

      — Ty, pani?

      — Tak, ja; nigdy bowiem nie potrzebowałam tak szczerego i skłonnego do poświęceń przyjaciela jak teraz. Ja, królowa bez tronu... żona bez męża...

      Młody książę smutnie potrząsnął głową.

      — Powiadam ci, mój mąż nie tylko mnie nie kocha, lecz nienawidzi, pogardza mną nawet; zresztą twoja obecność w pokoju, w którym on powinien się znajdować, najlepiej powinna cię przekonywać o jego nienawiści i lekceważeniu.

      — Jeszcze niezbyt późno; być może, król Nawarry nie odesłał swoich dworzan... lecz zaręczam ci, że przyjdzie.

      — A ja ci mówię — zawołała Małgorzata ze wzrastającym rozdrażnieniem — że nie przyjdzie!

      — Pani! —powiedziała Gillonna otwierając drzwi i podnosząc portierę. — Król Nawarry wychodzi ze swoich pokoi.

      — A co? Czyż nie mówiłem, że przyjdzie! — zawołał książę Gwizjusz.

      — Henryku — odezwała się Małgorzata stanowczo, ujmując rękę księcia — przekonasz się teraz, czy można wierzyć mojemu słowu. Wejdź do tego gabinetu.

      — Nie, pozwól mi lepiej uciec, jeśli jeszcze czas. Wiedz bowiem, że za pierwszą oznaką miłości z jego strony wyjdę z gabinetu; a wtedy biada mu!

      — Czyś oszalał? Wejdź, wejdź, mówię ci; ja za wszystko odpowiadam. — I popchnęła księcia do gabinetu.

      Zaledwie drzwi się za nim zamknęły, król Nawarry stanął w drzwiach uśmiechając się.

      Towarzyszyło mu dwóch paziów, niosących w dwóch kandelabrach osiem świec z różowego wosku.

      Małgorzata pokryła swoje pomieszanie, oddając mu głęboki ukłon.

      — Cóż to, pani, jeszcze nie śpisz? — zapytał król, a na jego twarzy malowała się radość i szczerość.— Czy na mnie pani czekałaś?

      — Nie — odpowiedziała Małgorzata — wszak Wasza Królewska Mość jeszcze wczoraj mi oświadczył, że nasze małżeństwo jest tylko politycznym związkiem i że nie mam żadnych innych obowiązków względem niego.

      — Niech i tak będzie; nie przeszkadza nam to jednak we wzajemnym porozumieniu.

      — Gillonno, zamknij drzwi i zostaw nas samych.

      Małgorzata powstała i wyciągnęła rękę, jakby rozkazując paziom, ażeby ] nie wychodzili.

      — Może każesz pani zawołać swoje dworki? — zapytał król. — Zgadzam się i na to, chociaż przyznaję, że wolałbym być z tobą sam.

      Powiedziawszy to król zbliżył się do gabinetu.

      — Nie! — zawołała Małgorzata zastępując mu drogę — nie, nie ma potrzeby, СКАЧАТЬ