Królowa Margot. Aleksander Dumas
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Królowa Margot - Aleksander Dumas страница 4

Название: Królowa Margot

Автор: Aleksander Dumas

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Историческая литература

Серия:

isbn: 978-83-270-1874-8

isbn:

СКАЧАТЬ już przedmiotem pochwał wszystkich poetów, z których jedni porównywali ją z Jutrzenką, drudzy z Cyterą.

      W samej rzeczy na dworze, gdzie Katarzyna de Medici zebrała najpiękniejsze wówczas kobiety, ażeby się otoczyć pocztem syren, żadna z nich nie mogła wytrzymać porównania z Małgorzatą: Czarne lśniące włosy, świeża cera, tchnące rozkoszą oczy, długimi rzęsami ocienione, wąskie malinowe usteczka, cudownie piękna szyja, kibić pełna, gibka, i dziecinna nóżka w jedwabne pantofelki uwięziona — oto obraz Małgorzaty. Francuzi pysznili się, że na ich ziemi rozkwitł tak wspaniały kwiat, a cudzoziemcy, przez Francję przejeżdżający, powracali do swej ojczyzny olśnieni jej pięknością, jeśli mieli sposobność widzieć ją, a zdumieni jej wiedzą, jeśli z nią rozmawiali. Że Małgorzata była nie tylko najpiękniejszą, lecz i najbardziej oświeconą kobietą owego czasu, dowodzą słowa pewnego uczonego Włocha, który rozmawiając z nią całą godzinę po włosku, po hiszpańsku i po łacinie, wyrzekł w uniesieniu: „Widzieć dwór nie widząc Małgorzaty de Valois to to samo, co nie widzieć ani Francji, ani dworu".

      Nie brakowało także rozmaitych mów, pozdrawiających Karola IX i królową Nawarry; wszak wiadomo, że hugonoci byli doskonałymi mówcami. W mowach tych zręcznie wspominali o przeszłości i przyszłości, lecz na te wszystkie przymówki Karol IX odpowiadał z chytrym uśmiechem:

      — Oddając mą siostrę Margot królowi Nawarry, oddaję ją wszystkim protestantom królestwa.

      Słowa te, które jednych uspokajały, a drugich zniewalały do uśmiechu, miały rzeczywiście dwa znaczenia: jedno ojcowskie, którym Karol IX nie chciał obciążać swojej głowy, drugie — krzywdzące młodą narzeczoną, jej męża i jego samego, gdyż zaczęły się już rozchodzić jakieś głuche i gorszące wieści, wynalezione przez plotkarzy dworskich, a mające na celu splamić małżeńską suknię Małgorzaty.

      Książę Gwizjusz rozmawiał, jak to już wyżej powiedzieliśmy, z Teligny'm, lecz podczas tej rozmowy bardzo był nieuważny; czasami oglądał się i rzucał spojrzenie na grupę dam, wśród których jaśniała królowa Nawarry. Gdy wzrok jej napotykał wzrok księcia, zdawało się, że po jej czole przebiegała chmurka, oświecona drżącym blaskiem diamentów zdobiących głowę królowej, w ruchach zaś, niecierpliwych i niespokojnych, widać było jakiś niepewny zamiar. Księżna Klaudia, starsza siostra Małgorzaty, zaślubiona od kilku lat księciu Lotaryńskiemu, spostrzegła niepokój siostry i chciała zbliżyć się do niej, aby się dowiedzieć, co jest tego przyczyną; lecz właśnie w tej chwili wszyscy ustępowali z drogi, aby zrobić przejście królowej-matce, która kroczyła wsparta na ramieniu młodego księcia Kondeusza; księżniczka więc znalazła się bardzo daleko od siostry.

      Książę Gwizjusz, korzystając z ogólnego poruszenia, zaczął się zbliżać do pani de Nevers, swojej bratowej, a tym samym i do Małgorzaty.

      Księżna Klaudia, nie spuszczająca z oczu młodej królowej, spostrzegła, wówczas, zamiast chmury na jej czole, ogniem płonące lica.

      Książę, coraz bardziej się zbliżając, wkrótce znalazł się od niej o kilka zaledwie kroków.

      Małgorzata, która więcej przeczuwała, aniżeli spostrzegała zbliżanie się księcia, obróciła się, z trudnością nadając spokojny wyraz swej twarzy.

      Książę złożył jej głęboki ukłon i powiedział półgłosem:

      — Ipse attuli.

      To jest:

      — Sam przyniosłem.

      Małgorzata, oddawszy ukłon księciu, cicho odrzekła:

      — Noctu pro more.

      Co znaczyło:

      — Tej nocy, jak zwykle.

      Wyrazy te, tak miłe dla ucha księcia, odbiły się o wielki karbowany kołnierz ówczesnej mody i mogły być słyszane tylko przez osobę, do której zostały zwrócone. Chociaż rozmowa była bardzo krótka, jednakże Małgorzata i książę Gwizjusz zupełnie się porozumieli i natychmiast po owej wymianie słów rozeszli się — ona bardziej zamyślona, on zaś promieniejący szczęściem.

      Człowiek, którego ta scena najbardziej powinna była obchodzić, nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi. Król Nawarry zajmował się bowiem osobą otoczoną nie mniejszym niż Małgorzata gronem obecnych; osobą tą była piękna pani de Sauve.

      Karolina de Beaune Semblancay, wnuczka nieszczęśliwego Semblancaya i żona Szymona de Fizes barona de Sauve, była jedną z dam dworu Katarzyny de Medici i zarazem jej najstraszniejszą pomocniczką, podającą jej nieprzyjaciołom napój miłości, jeśli nie śmiała podać jadu trucizny florenckiej.

      Ta mała blondynka, już to tryskająca życiem, to znowu omdlewająca w melancholii, była zawsze gotowa do miłości lub intryg — dwóch spraw nade wszystko ważnych na dworze trzech królów panujących kolejno po sobie od pięćdziesięciu lat; tak więc była to kobieta w całym znaczeniu tego słowa, słynąca zarazem z niepospolitych wdzięków, począwszy od niebieskich, rharzących lub też ogniem pałających oczu aż do figlarnych nóżek, obutych w aksamitne pantofelki. Od kilku miesięcy tak dalece zawładnęła ona królem Nawarry, wstępującym zaledwie na pole miłości i politycznego życia, że nawet wspaniała i prawdziwie królewska piękność Małgorzaty nie wzbudziła w jego sercu żadnego podziwu. Jeszcze bardziej dziwne było dla wszystkich to, że Katarzyna de Medici, pełna skrytości i tajemnic, a tak silnie obstająca za projektem połączenia córki z królem Nawarry, nie przestawała popierać prawie jawnie miłostek Henryka z panią de Sauve. Pomimo jednak tej możnej pośredniczki i wbrew zbyt pobłażliwym obyczajom owego czasu piękna Karolina dotąd się opierała, a niesłychany i nie do uwierzenia opór ten, więcej niż jej wdzięki, obudził w Henryku namiętność, która nie mogąc znaleźć swego celu, rzuciła w serce młodego króla nasiona bojaźni, dumy, a nawet tej półfilozoficznej, a półleniwej niedbałości, będącej główną cechą jego charakteru.

      Pani de Sauve dopiero przed chwilą weszła na salę, bo czy to wskutek niechęci, czy przez zazdrość, postanowiła nie być obecną przy triumfie swojej rywalki i pod pozorem słabości wysłała do Luwru swego męża, będącego od pięciu lat sekretarzem stanu. Lecz Katarzyna de Medici, spostrzegłszy barona de Sauve bez żony, zapytała go o przyczynę nieobecności swojej kochanej Karoliny, a dowiedziawszy się, że powodem tego jest lekkie niedomaganie, napisała do niej liścik z zaproszeniem, któremu młoda kobieta nie omieszkała zadośćuczynić.

      Henryk, z początku zasmucony jej nieobecnością, odetchnął jednak, spostrzegłszy wchodzącego samego pana de Sauve; lecz w chwili kiedy najmniej spodziewał się ujrzeć przedmiot swych ciągłych marzeń i wzdychając chciał się zbliżyć do miłej Małgorzaty, którą nie będąc zmuszony kochać, przynajmniej winien był uważać za swą żonę — spostrzegł na końcu galerii panią de Sauve.

      Zatrzymał się na miejscu, jak przykuty, z oczyma utkwionymi w tę Cyrce, przyciągającą go do siebie niby magicznym łańcuchem, i zamiast — jak zamierzał — zbliżyć się do żony, po Chwili wahania udał się do pani de Sauve.Dworzanie, spostrzegłszy, że król Nawarry zbliża się do pięknej Karoliny, nie śmieli przeszkodzić ich spotkaniu; grzecznie się więc oddalili i Właśnie wtedy, kiedy Małgorzata i książę Gwizjusz zamieniali z sobą kilka słów po łacinie, Henryk, znalazłszy się przy pani de Sauve, zaczął z nią rozmowę po francusku, wprawdzie narzeczem gaskońskim, СКАЧАТЬ