Chłopak, który o mnie walczył. Kirsty Moseley
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Chłopak, który o mnie walczył - Kirsty Moseley страница 14

Название: Chłopak, który o mnie walczył

Автор: Kirsty Moseley

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Книги для детей: прочее

Серия:

isbn: 978-83-276-2954-8

isbn:

СКАЧАТЬ przewody, podłączone do respiratora, który utrzymywał ją przy życiu. Przejrzysty płyn sączył się do jej żył przez kroplówkę podłączoną do grzbietu jej dłoni. Weszłam do pokoju, pozwalając, by ciężkie drzwi zatrzasnęły się za mną. Przesunęłam wzrokiem po jej ciele – jej zwykle nieskazitelną, kremową skórę pokrywały sińce i rany. Zamiast idealnie prostych, starannie wymodelowanych włosów miała splątane strąki; dostrzegłam też brud pod jej paznokciami i zaniosłam się szlochem. Gdyby się teraz widziała, byłaby niepocieszona. Odnotowałam w pamięci, żeby następnym razem przynieść szczotkę i jakieś chusteczki do czyszczenia.

      I nagle uświadomiłam sobie niedorzeczność tej myśli: jeśli się obudzi, na pewno nie będzie dbała o odrobinę brudu pod paznokciami, zwłaszcza kiedy się dowie, że taty już z nami nie ma. Wstrzymałam oddech i z utkwionym w nią wzrokiem podeszłam do łóżka.

      Aparat EKG monitorujący pracę serca pikał rytmicznie, a jej klatka piersiowa powoli unosiła się i opadała przy wspomaganiu respiratora. To były jedyne oznaki życia. Gdyby nie one, mogłabym przysiąc, że już odeszła, dołączyła do taty i wraz z nim patrzyła, jak stoję nad jej martwym ciałem.

      Pogładziłam ją palcem po policzku, pogrążając się w coraz większym żalu.

      – Och, mamo – szepnęłam. – Przepraszam, że mnie tu nie było. Tak mi przykro.

      Dziś zobaczyłam ją po raz pierwszy od trzech lat, i to w takich okolicznościach – gdzie tu sprawiedliwość? Owszem, dzwoniłyśmy do siebie, prowadziłyśmy wideorozmowy i kilkakrotnie korzystałyśmy ze Skype'a, ale dziś po raz pierwszy od mojego wyjazdu do Rzymu mogłam jej dotknąć. Razem z Tobym planowaliśmy wkrótce spotkać się z rodzicami; mieli przylecieć do nas z Kelsey podczas ferii i spędzić w Londynie cały tydzień, ale teraz…

      Zdławiłam łzy i wyciągnęłam rękę, ostrożnie ujmując jej dłoń.

      – Tak mi przykro.

      Nie wiem, jak długo tak stałam. Chyba długo, bo kiedy otworzyły się drzwi i do środka wszedł mężczyzna w średnim wieku, w białym kitlu i z pełnym współczucia uśmiechem, zapewne wyćwiczonym przed lustrem, od ciągłego patrzenia w dół na matkę rozbolała mnie szyja.

      – Ellison? Jestem doktor Pacer. Możemy zamienić parę słów? Muszę porozmawiać z tobą o kilku sprawach – oświadczył.

      Skinęłam głową i cofnęłam się, zwilżając suche usta.

      – Proszę mówić do mnie Ellie.

      Podszedł do dwóch krzeseł stojących przy łóżku mamy.

      – Może usiądziemy?

      Usiądziemy? Czyli więcej złych wieści? Czy może być gorzej?

      – Yyy, dobrze. – Opadłam na krzesło, taksując go wzrokiem. Lekarz złożył ręce na kolanach i nachylił się, patrząc na mnie w skupieniu.

      – Trzeba załatwić pewne formalności. Nie wspominałem o tym twojej babci, ponieważ nie wiedziałem, jak to zniesie po wcześniejszym epizodzie, czy wytrzyma ten stres. Sprawia wrażenie nieco… wątłej – wyjaśnił, ostrożnie dobierając słowa.

      Wątła, to słowo dobrze ją teraz opisywało. Przytaknęłam; właściwie byłam mu wdzięczna, że nie obciążył mojej zmizerniałej babci dodatkowym zmartwieniem.

      – O jakie formalności chodzi?

      Zacisnął usta w wąską kreskę.

      – Pogrzebowe. Ciało twojego ojca spoczywa teraz w kostnicy. Zrobiliśmy wszystko, co do nas należało. Policja zezwoliła na przekazanie zwłok do domu pogrzebowego, więc możesz powoli zacząć wszystko planować.

      – Och – wymamrotałam.

      – Mogę kogoś poprosić, żeby ci pomógł w przygotowaniach, lub jeśli nie chcesz się tym zajmować, porozmawiam z twoją babcią, gdy się tu zjawi. Wiem, że to przytłaczające; śmierć jednego z rodziców zawsze jest ciężkim przeżyciem, zwłaszcza w tych okolicznościach – rzucił szybkie spojrzenie na łóżko, w którym leżała moja matka.

      Zdeterminowana i pewna swojej decyzji, pokręciłam energicznie głową.

      – Proszę nie rozmawiać z babcią. Zajmę się tym, wszystko zorganizuję. Nie chcę angażować jej bardziej, niż to konieczne.

      Rozdział 7

      JAMIE

      Minęły trzy dni od powrotu Ellie do Stanów, trzy pieprzone dni. To były chyba najdłuższe trzy dni w moim życiu.

      Odkąd zobaczyłem ten artykuł, nie mogłem przestać o niej myśleć. Całkiem mnie zniewoliła, zawładnęła każdą moją myślą. A teraz wróciła i była tak kusząco blisko. Zmagałem się z decyzją, czy powinienem do niej pojechać, złożyć wyrazy współczucia albo zaoferować swoją pomoc. Kilka razy niemal uległem pokusie, ale zdołałem się opanować. Chciałem dla niej jak najlepiej – od zawsze – i byłem prawie pewny, że tym, co dla niej najlepsze, nie jestem ja. Nie opuszczało mnie jednak to samolubne, nieprzeparte pragnienie, by być przy niej, dotknąć jej twarzy, przeczesać palcami jej włosy, przyciągnąć ją do siebie i przytulić tak mocno, że żadną siłą by nas nie rozdzielono. Trzymać się od niej z dala, kiedy mieszkała na drugim końcu świata, to coś zupełnie innego, niż kiedy dzielił nas zaledwie rzut kamieniem.

      Jęknąłem i ścisnąłem nożyk, który trzymałem w dłoni, spoglądając na tarczę do rzutek przytwierdzoną do ściany. Musiałem się napić, a raczej urżnąć się tak, by nie móc ustać na nogach. Po raz setny w ciągu ostatnich trzech dni przemknęło mi przez głowę, o ile prostsze byłoby moje życie, gdybym nigdy nie poznał tej ponętnej rudej piękności. Wtargnęła w nie niespodziewanie i pokazała mi świat, o jakim nawet nie śmiałem marzyć. Gdybym jej nie spotkał, gdyby nie rozkochała mnie w sobie do szaleństwa, nie czułbym teraz takiej pustki w sercu.

      Ta cholerna pustka była znacznie gorsza niż ból, gorsza niż samotność, gorsza niż smutek.

      Potrzebowałem czegoś, co odwróci moją uwagę, zajmie mój umysł i sprawi, że przestanę o niej myśleć. Ponieważ była dopiero jedenasta, nie mogłem się upić do nieprzytomności, tak jak chciałem; musiałem wymyślić coś innego. Zamknąwszy oczy, przerzuciłem w głowie kilka mniej ciekawych spraw, które powinienem załatwić – miałem kilka nieprzeczytanych maili dotyczących moich legalnych interesów, musiałem zatrudnić dwóch dodatkowych ochroniarzy w związku z nowym kontraktem, który dopiero podpisaliśmy, kilka osób czekało na mój telefon – ale nie ciągnęło mnie do żadnej z tych rzeczy.

      Ręce świerzbiły mnie, żeby zrobić coś bardziej ekscytującego, coś, co przyprawi mnie o dreszczyk emocji. Mógłbym na przykład rąbnąć ukochaną brykę jakiemuś bogatemu dupkowi, a potem sprasować ją w kostkę na złomowisku, tak dla hecy. Ostatnio oddawałem się właśnie takim perwersyjnym rozrywkom. Nieustannie przesuwałem granice, pragnąc – nie, to za mało powiedziane – potrzebując coraz większych i silniejszych doznań.

      „Jak już coś robić, to z rozmachem”. Moja mantra.

      Niestety, wczesna pora ograniczała moje możliwości.

      Walki СКАЧАТЬ