Chłopak, który o mnie walczył. Kirsty Moseley
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Chłopak, który o mnie walczył - Kirsty Moseley страница 12

Название: Chłopak, który o mnie walczył

Автор: Kirsty Moseley

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Книги для детей: прочее

Серия:

isbn: 978-83-276-2954-8

isbn:

СКАЧАТЬ chili i włożyłam do ust, wolno przeżuwając. Smakowało równie wybornie, jak pachniało, ale nadal nie czułam głodu. Zmusiłam się jednak i jadłam dalej, dla babci i jej świętego spokoju, wiedząc, że czuła się przez to lepiej.

      Towarzysząca nam cisza była niemal nie do zniesienia, dlatego postanowiłam poruszyć temat wypadku. Przez telefon babcia powiedziała tylko, że chodzi o wypadek samochodowy, nie wdając się w szczegóły. Teraz, gdy ciszę przerywał jedynie brzęk uderzającej o miskę łyżki, owe szczegóły wydały mi się znaczące.

      – Babciu, co do wypadku… – podjęłam łamiącym się głosem; rozmowa na ten temat sprawiała, że stawał się bardziej realny – … czy ktoś jeszcze w nim ucierpiał? – Skupiłam się na własnym cierpieniu i nawet nie pomyślałam, że ktoś inny również mógł zostać ranny lub zginąć.

      Ściągnęła brwi, skubiąc nitkę wystającą z fartucha.

      – Nie, nikt. Nie wiadomo do końca, jak do tego doszło. Był tylko jeden świadek, który jechał spory kawałek z tyłu, więc niewiele widział. Podobno jakiś niebieski pikap pędził jak wariat i gdy ich wyprzedzał, uderzył w bok samochodu twojego ojca, który stracił kontrolę nad autem i wpadł na barierki pośrodku jezdni. Ten drugi kierowca odjechał z piskiem opon, nie udało się go znaleźć.

      Wzdrygnęłam się na te słowa. Sprawca nawet się nie zatrzymał? Nie mogłam pojąć, kto się nie zatrzymuje, biorąc udział w wypadku.

      – Policja podejrzewa, że był pijany albo coś w tym stylu? – W głowie utkwiło mi to, że pędził jak wariat.

      Babcia westchnęła głęboko i nieznacznie wzruszyła ramionami.

      – Nie mają pewności. Przejrzeli nagrania z kamer, ale nie widać na nich kierowcy, więc trudno stwierdzić, co tak naprawdę się wydarzyło.

      Zgrzytnęłam zębami w przypływie gniewu.

      – Nie martw się, znajdą osobę odpowiedzialną za to, co się stało, i wymierzą jej sprawiedliwość. – Babcia położyła swoją wiotką dłoń na mojej, delikatnie ją ściskając. Jej głos był zdeterminowany, pewny, stanowczy i nade wszystko przesycony złością. – Zostaw to policji. My mamy inne zmartwienia.

      Skinęłam głową, czując w gardle wielką gulę. Odłożyłam łyżkę i odsunęłam lekko miskę, wiedząc, że nie przełknę już ani kęsa. Babcia podeszła do zlewu, zeskrobując do młynka na odpadki ledwo tknięte jedzenie. Była przygarbiona, a ruchy miała spowolnione.

      – Może się chwilkę zdrzemniesz? – zasugerowałam, podchodząc do niej. – Ja pozmywam. Wyglądasz na zmęczoną. – Objęłam ją ramieniem i lekko ścisnęłam dla zachęty.

      Westchnęła, nie patrząc na mnie, i przytaknęła.

      – Chyba tak zrobię. – Odwróciła się do mnie i pocałowała w policzek. – Obudź mnie, jeśli będą dzwonić. Kolejne odwiedziny o trzeciej, ale raczej pójdę wieczorem. Chyba że chcesz, żebym ci towarzyszyła?

      Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową.

      – Nie ma takiej potrzeby. Odwiedzę ją po południu, a wieczorem pójdziemy wszystkie razem.

      Skinęła na znak zgody. Odprowadziłam ją wzrokiem, gdy wychodziła z kuchni, i zerknęłam na zegar: dochodziła druga. Jeszcze trochę ponad godzinę, zanim będę mogła zobaczyć się z mamą. Z westchnieniem sięgnęłam do kieszeni i wyjęłam komórkę, kierując się w stronę rutera Wi-Fi, żeby sprawdzić hasło. Połączywszy się z siecią, opadłam na krzesło i wybrałam numer Toby'ego. Pewnie chodził już po ścianach w oczekiwaniu na wieści. Wiedziałam, że sam nie zadzwoni, żeby mi nie przeszkadzać, w razie gdybym była akurat w szpitalu.

      Zanim się dodzwoniłam, minęło kilka sekund, ale odebrał już po drugim sygnale.

      – Cześć, słońce. Wszystko gra?

      Zamknęłam oczy, przyciskając telefon mocniej do ucha. W tle słyszałam pikanie kasy fiskalnej, brzęk szklanek, szmer rozmów. Był w pracy.

      – Hej! Dzwonię nie w porę? – spytałam.

      – Dla ciebie zawsze znajdę czas. – Jego głos był ciepły i czuły. – Momencik. – Teraz odgłosy tła stały się jeszcze bardziej stłumione, jakby zakrywał telefon dłonią. – Trev, łypniesz na bar? Dzwoni Ellie. – I znów wrócił do rozmowy ze mną. – Przepraszam, słońce. Co u was? Jak mama?

      Babcia wygląda, jakby zaraz miała zemdleć, a Kelsey mnie nienawidzi, pomyślałam.

      – Wszyscy mają się dobrze – skłamałam. – Z mamą jeszcze się nie widziałam. Muszę poczekać na porę odwiedzin, ale babcia mówi, że nadal jest w śpiączce.

      – Tak mi przykro, Ellie. Chciałbym być tam z tobą, martwię się o ciebie.

      – Niepotrzebnie – wydukałam, spoglądając na stół i przesuwając palcem po słojach drewna.

      – A kto ma się martwić, jak nie ja?

      – No tak – przyznałam. – U chłopców wszystko okej? – Gdy rankiem wsiadałam do taksówki, jeszcze spali. Nie zdążyłam się z nimi pożegnać przed wizytą matki Toby'ego, która przyszła ich popilnować, żeby jej syn mógł ze mną pojechać na lotnisko.

      – Tak. Mam cię od nich pozdrowić. Christian narysował ci obrazek. Kazał mi go zabrać ze sobą, jak będę do ciebie leciał.

      To był naprawdę uroczy gest; dobre z nich dzieci.

      – Przekaż im, że też ich pozdrawiam.

      Rozmawialiśmy jeszcze przez jakieś dziesięć minut o zwykłych, przyziemnych sprawach, żadnych poważnych tematów. Głównie o moim locie, o Stacey, o pubie, o jego dzieciach i o chili w wykonaniu mojej babci. Na pożegnanie powiedział, że mnie kocha i ponownie przeprosił za to, że nie ma go teraz przy mnie. Wymógł na mnie obietnicę, że zadzwonię do niego wieczorem – i różnica czasu nie ma żadnego znaczenia! Wspomniał jeszcze, że załatwił sobie zastępstwo w pubie i zarezerwował bilet na środę, czyli za cztery dni, bo wtedy dzieciaki będą już u matki. Gdy się rozłączyłam, poczułam się trochę lepiej. Rozmawiając z kimś, kto nie był w to wszystko bezpośrednio zaangażowany, i słysząc w oddali gwar pubu, zapomniałam na chwilę o smutku i goryczy, które zżerały mnie od środka.

      Uporawszy się szybko z myciem naczyń, przeszłam do salonu, gdzie w fotelu drzemała babcia. Przez kilka sekund patrzyłam, jak oddycha, zachodząc w głowę, co by się stało, gdyby jej tu nie było i Kelsey zostałaby sama, bez żadnego wsparcia. Byłam jej dozgonnie wdzięczna za to, że zaopiekowała się Kelsey pod moją nieobecność. Podeszłam do kanapy i wzięłam narzutę, po czym ostrożnie przykryłam nią babcię. Ani drgnęła.

      Nie chciałam siadać, więc przespacerowałam się po domu, dotykając rzeczy, których od lat nie widziałam, i wodząc wzrokiem po rodzinnych fotografiach zdobiących ściany. Gdy dotarłam do szafki na klucze wiszącej przy frontowych drzwiach, spostrzegłam mój stary sfatygowany brelok z kluczykami do volkswagena. Zdjęłam go z haczyka i nagle odżyły we mnie wspomnienia mojego małego poobijanego garbusa.

      Myślałam, że rodzice dawno СКАЧАТЬ