Twierdza Boga. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Twierdza Boga - Louis de Wohl страница 18

Название: Twierdza Boga

Автор: Louis de Wohl

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Книги для детей: прочее

Серия:

isbn: 978-83-257-0733-0

isbn:

СКАЧАТЬ Lelio, jeśli chcesz, możesz mnie ucałować także i teraz, choć nie musisz się silić na szacunek.

      – O, bogowie! Jesteś stanowczo za młody, by publicznie mówić takie rzeczy. Pisanio, moja droga, to najwspanialsza suknia, jaką kiedykolwiek przywdziałaś... Dosłownie kapie od złota! Z pewnością masz króla Midasa za kochanka.

      – Uprzejma i czarująca, jak zwykle, moja Lelio. Nie przejmuj się spóźnieniem, powiedziałam wszystkim, że z pewnością jesteś u Eunike. To zdecydowanie najlepsza fryzjerka w mieście i potrafi coś zaradzić nawet w krytycznych sytuacjach.

      – Bywam u niej wyłącznie dla opowieści, które można tam zasłyszeć – wyznała Lelia. – Nie ma lepszego źródła wieści o nowych skandalikach.

      W tym momencie wtrąciła się kobieta o twarzy sępa, zwieńczonej rudą peruką.

      – Nie wydaje mi się, aby dama powinna była chodzić do takich miejsc – oświadczyła z wyższością. – Sprawami urody powinny się zajmować niewolnice.

      – W rzeczy samej, pewne ryzyko istnieje... Dla osób, które nie chcą, aby świat dowiedział się o ich wadach – odparła Lelia. – Ach, Jubal! Tak się cieszę z twojego przybycia. Kiedy znowu będziemy mogli dzięki tobie wygrać mnóstwo pieniędzy?

      Szczupły Numidyjczyk bawił się naszyjnikiem ze złotych talizmanów.

      – W przyszłym miesiącu, dostojna pani, kiedy rozpoczną się zimowe igrzyska.

      – Niewiele wygramy, jeśli będziesz trenował w tym domu, Jubalu – zwrócił uwagę Sulpicjusz.

      Wybitny woźnica rydwanów odsłonił zęby, których mogłaby mu pozazdrościć pantera.

      – Nie muszę biegać – zauważył. – Od tego są moje konie, a one tutaj nie trenują. Niech cię o nie głowa nie boli, dostojny prefekcie.

      – Nikt nie chce, aby prefekta bolała głowa. – Senator Faustus próbował rozładować sytuację. – Wszyscy tutaj jesteśmy zacnymi wenetanami. Tak mi się przynajmniej wydaje. Jest tu młody mężczyzna, którego wcześniej nie widziałem. Tak, o ciebie mi chodzi. Jesteś wenetaninem, czy też może, przepraszam za słowo, prasinaninem?

      – Jestem z Nursji – odparł Benedykt i zrobił wielkie oczy, bo jego odpowiedź wywołała salwę śmiechu.

      – Znakomita riposta! – wykrzyknął młody mężczyzna o włosach ułożonych w lśniące fale. – Zatem mamy trzy stronnictwa! Jakie są barwy nursjańskie, jeśli wolno spytać?

      Benedykt nie potrafił udzielić odpowiedzi na to pytanie. Pewna otyła dama, zasiadająca na kanapie nieopodal, przerwała podjadanie smakołyków z talerza i spojrzała z uwagą na Benedykta.

      – Co z tobą, apollo? – spytała. – Chyba nie chcesz powiedzieć, że nic nie wiesz o podziale na niebieskich i zielonych w cyrku? Przecież tylko te dwa kolory się liczą, a przynajmniej jeden z nich!

      – Wygląda na mocnego chłopaka – ocenił Numidyjczyk, ponownie błyskając zębami. – Zajrzyj do mnie któregoś dnia, nauczę cię prawdziwej sztuki.

      – Marny z niego będzie woźnica – orzekł Florencjusz. – To mól książkowy.

      – Przyjdź, tak czy owak – zachęcał Jubal. – W zamian przeczytam jakąś książkę... jeśli tylko nauczysz mnie czytać.

      – Na cóż ci umiejętność czytania, Jubalu? – spytał senator Faustus. – Zostaw to molom książkowym i senatorom. Ludzie potężni i wpływowi nie muszą już czytać. – Popatrzył na hrabiego Agilę. – Proszę skosztować wina z Massyku, dostojny panie. Rozsmakujesz się w nim niczym w ustach pierwszej miłości.

      Młody gocki arystokrata ciężkim wzrokiem spojrzał na dostojnika.

      – Powiedziałeś prawdę, siwowłosy. Ludzie władzy nie czytają. Nie muszą. Potrafią za to pisać. Mają do tego półtorametrowe rysiki. I nikt nie ma wątpliwości co do znaczenia ich pisma. – Beknął i z zadowoleniem poruszył prawą ręką, której skłębione mięśnie poruszyły się jak u dzikiego zwierzęcia.

      – Nie lada bestia – zauważyła opasła dama. – Potrafiłby cię podnieść jedną ręką i przytrzymać w górze tak długo, że umarłbyś z głodu, mój apollo.

      – Mam na imię Benedykt.

      – Kto by na to zważał? – westchnęła. – Jak dla mnie masz apollińską urodę. – Dama miała po czterdziestce i pomalowała twarz tak grubo, że trudno było odgadnąć jej prawdziwe rysy. – Jesteś silny, apollo? Chodź, pokażesz mi muskuły.

      Na ratunek młodzieńcowi pośpieszyła Lelia.

      – Mój biedaku – użaliła się nad Benedyktem. – Nikt się tobą nie zajmuje. Musiałam przejść się wśród gości i wszystkich przeprosić. Syriuszu, podejdź no tu z tym talerzem. Timaonie, wina. Byle szybko.

      – Następna jedwabna suknia – zauważyła dama obok Benedykta zgryźliwie. – To już piąta, w której cię ostatnio widzę. Co tydzień sprawiasz sobie nową.

      – Więc tak wygląda jedwab – westchnął Benedykt naiwnie. Zastanawiał się, czy taki strój miał na myśli Pan, gdy mówił o zamieszkujących pałace ludziach w miękkich szatach.

      – Tak – potwierdziła Lelia. – Dotknij, poczujesz jaki jest miękki.

      – Nie kuś apolla – przestrzegła ją grubaska ze śmiechem. – To dziewiczy bóg. Spójrz, cały się spłonił.

      – Czym jest jedwab? – dopytywał się Benedykt.

      – To futro pewnego osobliwego, podobnego do kota zwierzęcia, które występuje wyłącznie w krainie jedwabiu, na wschód od Indii – wytłumaczyła Lelia. – A niektórzy ludzie są przekonani, że jedwab to wcale nie futro, tylko nić, przędzona przez gąsienice. Nigdy nie słyszałam nic równie śmiesznego! Gąsienice! Aż dziw bierze, w jakie głupstwa wierzą ludzie. Proszę, poczęstuj się tymi ptaszkami z nadzieniem figowym, są pyszne. Ty też weź kilka, Virio.

      – I tak zjadłam ich zbyt dużo – westchnęła otyła dama. – Podejrzewam, że raczysz nas takimi specjałami, aby zdeformować nam sylwetki. Dzięki temu jesteś niedoścignienie zgrabna. To jedna z twoich zręczniejszych sztuczek, trzeba przyznać.

      – Tak wygląda twoja wdzięczność – zaśmiała się Lelia. – Och, Timaon raczył się wreszcie zjawić. Timaonie, wino massykańskie dla szlachetnego Benedykta. Przyjacielu, nie możesz zostawiać wszystkiego hrabiemu Agili. Nie przesadzajmy z wysokością kontrybucji składanej naszym jasnowłosym zdobywcom.

      Benedykt skosztował wina i ze zdumieniem podniósł wzrok.

      – Mocne – zauważył. – Ani trochę nie rozcieńczone wodą. Ale bardzo dobre – dodał uprzejmie.

      – Bo nie w wodę wierzę, lecz w wino – zacytowała Lelia słowa wiersza, który wówczas uchodził za najmodniejszy. – Wierzę w ogień, nie w ciepło. Wierzę w żar, nie w słodkie СКАЧАТЬ