Twierdza Boga. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Twierdza Boga - Louis de Wohl страница 17

Название: Twierdza Boga

Автор: Louis de Wohl

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Книги для детей: прочее

Серия:

isbn: 978-83-257-0733-0

isbn:

СКАЧАТЬ

      – Moja droga, wyglądasz po prostu bosko. Jeszcze nigdy...

      – Bzdura – przerwała mu. – Ta głupia dziewczyna źle ułożyła loki. Mówię jej, że wyżej, a ona robi wszystko po swojemu i upiera się, że ma rację. Mniejsza z tym. Postawiła drobną, bladą stopę na schodku lektyki. Jej sandały wykonano z pozłacanej skóry i ozdobiono opalami. – Niestety, nie mogę cię zaprosić do środka – oświadczyła. – Nie chcę, aby pogniotły mi się szaty. – Wsunęła się do pojazdu i usadowiła na poduszkach, pieczołowicie rozprostowując zielony jedwab. Uśmiechnęła się na widok niezadowolonej miny Florencjusza. – Powiedz tragarzom, aby szli powoli – zasugerowała. – Sam idź koło mnie, to będziemy mogli gawędzić.

      Florencjusz skinął głową i po chwili sześciu Murzynów dźwignęło lektykę i oparło drągi na ramionach. Pojazd ruszył w drogę.

      – Zakład Eunike nie powinien się znajdować w tej dzielnicy – zauważyła. – Co zrobić, skoro Eunike nie chce się przenieść? Powtarza, że jeśli pałac Anicjuszów wznosi się właśnie tutaj, to ona może mieć swój lokal w sąsiedztwie. Podejrzewam, że Rustycjana sowicie jej płaci. To tam, za sosnami, prawda? A może chodzi o ten większy budynek z lewej?

      – Oba są częścią pałacu – wyjaśnił Florencjusz. – Dzieli je pergola, niewidoczna z tego miejsca.

      – A więc tam zbierają się Młode Wilki...

      – Już nie – zaprzeczył. – Sytuacja się zmieniła, gdy senator Boecjusz postanowił współpracować z Teodorykiem.

      – Doprawdy? Ostracyzujecie go za to?

      – Och, nie robimy nic tak oczywistego. Sama rozumiesz, że należy zachowywać ostrożność, więc od czasu do czasu zaglądamy do domu senatora. Nie przychodzimy jednak wszyscy i uważamy na to, co mówimy. Byłem u niego w ubiegłym tygodniu, a może dwa tygodnie temu? Czyżbym dostrzegał na twojej bransolecie nowy szmaragd?

      Dama roześmiała się.

      – A jeśli tak, to co? – spytała przekornie.

      – Tylko go podziwiam – odparł sucho.

      – Kupiłam go w sklepie Chryzafiosa – oznajmiła. – Jeszcze nie jest zapłacony. Nie trzęś się tak, mój Florencjuszu, wiem, że nic na to nie poradzisz. Półtora tysiąca solidów, to cena ustalona przez Chryzafiosa. Kim jest ten młody mężczyzna?

      – Jaki znowu młody mężczyzna?

      – Ten, który wychodzi z pałacu Anicjuszów, rzecz jasna.

      – Bo ja wiem. Zaraz, znam go. To nowy tutor małego Piotra. Poznałem go podczas ostatniej wizyty w pałacu. Potwornie poważny młody człowiek. Gdy się dowiedział, że studiuję teologię, aby zostać duchownym, przez pół godziny zawracał mi głowę sprawami religijnymi. Na szczęście w końcu ktoś mnie uratował.

      – Z pewnością jest bardzo przystojny – zauważyła Lelia.

      – On również nie zapłaci za twój szmaragd – mruknął Florencjusz uszczypliwie i dostał po ramieniu wachlarzem.

      – Pragnę zawrzeć z nim znajomość – wyznała Lelia. – Będziesz łaskaw zaprosić go tutaj? – Szarpnęła jedwabnym sznurkiem, podwiązanym do palca jednego z tragarzy. Mężczyzna natychmiast podniósł wolną rękę i lektyka stanęła.

      – Moja droga Lelio – zaczął Florencjusz. – Ten chłopiec nawet nie jest Rzymianinem. Pochodzi z jakiegoś zabitego deskami miasteczka na prowincji...

      – Bywają chwile, w których doprowadzasz mnie do szału – warknęła. – Poproś go tutaj!

      – Już dobrze – westchnął. – Hej, Benedykcie!

      Minutę później Benedykt został przedstawiony zamożnie ubranej kobiecie o nieprzeciętnej urodzie.

      – Florencjusz powiedział mi o interesującej rozmowie, którą przeprowadził z tobą w ubiegłym tygodniu – zagadnęła go dama z uśmiechem. – Tak mnie zaciekawił, że zapragnęłam dowiedzieć się o tobie czegoś więcej.

      – Dyskutowaliśmy o rozprawach świętego Augustyna – wyjaśnił Benedykt. – A także o jego naukach...

      – Otóż to, właśnie. Nadejdzie dzień, w którym Florencjusz zostanie kapłanem. Czy i ty widzisz swą przyszłość w stanie duchownym?

      – Jeszcze nie podjąłem ostatecznej decyzji. Jestem zaledwie studentem, dostojna pani.

      – To doprawdy cudowne... Życie stoi przed tobą otworem.

      – Spóźnisz się na przyjęcie, Lelio – odezwał się Florencjusz przeciągle. – A jesteś przecież gospodynią. Nie uważasz...

      – Kto by o to dbał? Zawsze powiadam, że jeśli ktoś nie może na mnie poczekać, to nie zasługuje na miano mojego przyjaciela. Benedykcie, zdradź mi swoje plany na najbliższych kilka godzin.

      – Nie planuję nic innego niż zwykle, dostojna pani. Pójdę do domu, spożyję wieczerzę, kilka godzin przepracuję i położę się spać.

      – Wszystko to jest niezbędne i ważne – zauważyła nie kryjąc ironii w głosie. – Nie widzę jednak żadnego powodu, abyś musiał wieczerzać we własnym domu. Lepiej wpadnij na moje przyjęcie.

      – Ależ dostojna pani...

      – Nalegam. Później znajdziesz dość czasu na pracę. Zresztą, niewielka odmiana wyjdzie ci na zdrowie. Obiecuję, że poznasz interesujących ludzi. Florencjusz z pewnością za to zaręczy. Prawda, Florencjuszu?

      – Nasza dostojna Lelia słynie z gościnności – podkreślił młody mężczyzna niechętnie, lecz potulnie.

      – Zatem ta sprawa jest już załatwiona – podsumowała dama słodko. – Jesteśmy spóźnieni, więc lepiej skorzystajcie z lektyki. Tam czeka wolna. Florencjuszu, sprowadź ją.

      Młody mężczyzna gwizdnął i tragarze szybko podeszli bliżej. W porównaniu z elegancką lektyką Lelii, pojazd do wynajęcia prezentował się co najmniej skromnie. Bogata dama podróżowała w eleganckim wehikule, wykończonym polerowanym mosiądzem, z jasnozielonymi poduszkami i zadbanymi służącymi.

      – Zapraszam do środka – mruknął Florencjusz z niechęcią.

      – Ale przecież...

      – Och, daj spokój. Ona tego sobie życzy, prawda? Nie zachowuj się gburowato.

      – Za mną! – zawołała Lelia pogodnie i ponownie szarpnęła jedwabny sznurek.

      Podczas jazdy Florencjusz milczał. Sprawiał wrażenie nadąsanego, zupełnie jak Piotr, gdy nachodziły go przykre myśli. Benedykt pragnął zasypać go pytaniami, ale nie mógł. Florencjusz był przecież kilka lat starszy, za rok lub dwa mógł zostać kapłanem, i to on przedstawił go Lelii.

СКАЧАТЬ