Название: Twierdza Boga
Автор: Louis de Wohl
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Книги для детей: прочее
isbn: 978-83-257-0733-0
isbn:
– Nie, nie spadnie. Zresztą postąpiłbym tak samo nawet gdybym wiedział na pewno, że zmienisz się we wrednego mężczyznę. – Benedykt zdążył się przyzwyczaić do niecodziennych zachowań chłopca, czasami spragnionego wiedzy, gdy miał na to ochotę, kiedy indziej, w jednej chwili, znudzonego i zobojętniałego, podobnie jak niektórzy studenci z Ateneum, sennie uchylający się od udzielania odpowiedzi na zadawane pytania. Tacy młodzi ludzie siadywali z na wpół zamkniętymi oczyma lub z lekkim uśmieszkiem na ustach, jakby prowadzili sobie tylko znaną, tajemną grę.
– Byłbyś gotów ocalić każdego, tak? – Piotr wzruszył wąskimi ramionami. – Ja nie. Sporo ryzykowałeś, przyznaj się. Dlaczego warto narażać życie, jeśli cel nie jest tego wart? – Mówił nerwowo, jego oczy były ledwie widoczne zza zmrużonych powiek. – A teraz musisz udawać, że jesteś moim nauczycielem. Nie uwierzę, aby to zajęcie było dla ciebie rozrywką.
– Lubię cię uczyć – zapewnił chłopca niewzruszony Benedykt. – Poza tym nie jestem tutaj dla własnej rozrywki.
– Wobec tego równie dobrze mogłeś zostać w Nursji. Chcę powiedzieć... Dlaczego uczymy się tych wszystkich bzdur, i ty, i ja? Czy wyobrażasz sobie, by z tego rodzaju wiedzą można było zrobić karierę?
– To zależy o jakiej karierze myślisz.
– Och, o dowolnej, pod warunkiem, że zwieńczonej sukcesem... Nie, nie rób tego! Nie łap mnie za słówka. Dobrze wiem, że potrafisz mnie zapędzić w kozi róg. Wiesz, Benedykcie, zastanawiam się, dlaczego mnie nie nudzisz... Przecież powinieneś.
– A ja nie rozumiem, dlaczego przy tobie nie ogarnia mnie furia. Przecież powinna.
– Ogarnia cię, tylko nie chcesz się przyznać – odparł Piotr z szerokim uśmiechem. – Powiem ci coś. Nigdy do niczego nie dojdziesz. A wiesz czemu? Bo pragniesz być kimś, kim nie można być i jednocześnie do czegoś dojść. Chcesz być naprawdę dobrym człowiekiem. Nie zaprzeczaj! Wiem, co mówię. Kto jest najlepszym człowiekiem, który kiedykolwiek stąpał po ziemi?
– Jezus Chrystus, to oczywiste.
– Właśnie. I jaki los mu zgotowano? Był bity, torturowany i ukrzyżowany.
– To nie był jego koniec – zwrócił uwagę Benedykt.
Piotr pokręcił głową.
– Nie chcę czekać do śmierci, by sprawdzić, co będzie dalej. Zamierzam osiągnąć sukces tutaj, na tym świecie. Dopnę swego, zobaczysz.
– Nic nie osiągniesz, jeśli się czegoś nie nauczysz.
– Tu się zgadzamy, Benedykcie, ale czego? Na pewno nie tego, czego uczyłem się dotąd... Z wyjątkiem jednego.
– Mianowicie?
– Nigdy nie wolno robić tego, co chcą inni – oświadczył Piotr. W jego głosie pobrzmiewała irytacja. – Trzeba robić tylko to, co jest dobre dla osiągnięcia własnych celów, dla realizacji swojego sukcesu.
– Sukces – powiedział Benedykt powoli. – To inne określenie mamony.
– Nieprawda. Mamona to pieniądze, a mnie pieniądze ani trochę nie obchodzą. No, może odrobinę. Tylko w takim stopniu, w jakim są mi potrzebne do odniesienia prawdziwego sukcesu.
– To znaczy jakiego?
– Sukcesem jest robienie tego, na co ma się ochotę – wyjaśnił Piotr piskliwie. – I nigdy tego, czego chcą inni. Wykorzystywanie innych i nie dawanie się wykorzystywać.
– Ale czego ty pragniesz? – naciskał Benedykt. – Jeszcze mi tego nie wyjawiłeś.
Chłopiec zrobił nieprzeniknioną minę.
– Nie powiem ci – mruknął, ponownie pochmurniejąc. – Nikomu nie powiem. Nawet tobie.
Benedykt milczał, wstrząśnięty słowami chłopca. Nie potrafił zrozumieć jego postawy. To przemówienie o wykorzystywaniu ludzi...
– Najgorsze są kobiety – wyznał Piotr nieoczekiwanie.
Benedykt uśmiechnął się mimowolnie.
– Kto ci to powiedział?
– Nikt. Ale wiem to na pewno. Nie ma w tym nic śmiesznego, Benedykcie. Nie śmiej się, jeśli chcesz być moim przyjacielem.
– Chcę być twoim przyjacielem – przyznał Benedykt z powagą. – Zatem nie będę się śmiał. Niemniej zdradź mi, skąd to wiesz?
– To jedyne, co wiem na pewno – wyjawił Piotr cicho. – Nie wolno ci zadawać mi pytań. Lepiej powróćmy do... co przerabialiśmy? Historię, tak jest, historię Rzymu. Twoim zdaniem uczenie się jej nie jest stratą czasu? Powiadają, że to już koniec Rzymu.
– Wykluczone – zaprotestował Benedykt. – Rzym jest tam, gdzie spoczywa święty Piotr. Twój święty imiennik. Pierwszy papież. Tutaj znajduje się jego grób i tutaj urzęduje jego następca.
– Wcale nie musi tutaj urzędować – zauważył chłopiec swobodnie. – A ja nie muszę tutaj mieszkać. Papież, powiadasz. A który? Ten w Lateranie czy ten w Nucerii?
– Doskonale wiesz, że papież jest tylko jeden i mieszka tutaj, w Rzymie.
– Teraz tak. Parę lat temu było ich tutaj dwóch. Jutro znowu mogą się pojawić w duecie.
– Niech Bóg broni – westchnął Benedykt.
– Coś usłyszałem – wyszeptał Piotr. – Być może znowu zaczynają się kłócić. W senacie coś się dzieje, gdzie indziej też. Starzec z Nucerii tak łatwo nie da za wygraną. Zresztą, trudno go winić. Bycie papieżem wiąże się ze sprawowaniem najprawdziwszej władzy, prawda? Można skazywać i ułaskawiać.
– Jesteś dzisiaj nieznośny – oświadczył Benedykt, po części rozbawiony, po części rozzłoszczony. – Lepiej chodźmy na spacer, aby oczyścić twój umysł z pajęczyn.
Zapadło krótkotrwałe milczenie.
– Zapominasz, że jestem kaleką – wycedził Piotr przez zaciśnięte zęby. – Okropnie kuleję. Nie chcę, aby wszyscy się ze mnie śmiali.
– Nikt się nie będzie śmiał – zapowiedział Benedykt surowo. – Poza tym lekarz wyraźnie powiedział, że całkowicie odzyskasz zdrowie, więc nie nazywaj się kaleką.
– Moim zdaniem on kłamie – wyraził opinię Piotr. – Na pewno chce zasiać w nas ziarno nadziei, aby jeszcze nie raz przyjść z wizytą i zainkasować godziwą zapłatę.
– Piotrze, Piotrze... Nie wszyscy są źli.
Chłopiec zmrużył oczy.
– Może nie – przyznał. – Wujek Boecjusz nie jest zły i ty także nie, jak sądzę. Ale dobrzy СКАЧАТЬ