– Mniejsza z tym – rzekł po chwili. – Omyliłeś się czy omyliliśmy się obaj, mniejsza z tym. Chwilami gotów jestem ja sam przypuszczać jeszcze, że chyba skądinąd Zwycięzca przybył na Księżyc, bo przecież jest człowiekiem rozumnym, a z tymi dogadać się nie można. Za co oni nas mają?
– Bo ja wiem?
– A ja sądzę, że się domyślam. Uważają nas po prostu za zwierzęta czy co… Wszak widzisz sam, jak się nam przyglądają.
Roda chodził po klatce na grzbiecie osła, rzeczywiście, jak mały lewek uwięziony, bujną grzywą potrząsając. Gniew, rozpacz, wstyd, oburzenie dławiły go tak, że słowa nie mógł ze siebie wydobyć. A Mataret szydził, jak gdyby się znęcać chciał nad nim.
– Spróbuj skoczyć na huśtawkę – mówił – i wywiń koziołka, jak ten zwierzak kosmaty; zobaczysz, jak się ci ludzie ucieszą! Wszak oni na to czekają. Jeśli jeszcze zaryczysz pięknie i język wystawisz, gotowi ci dać garść owoców, które by się naprawdę przydały, bo głodni jesteśmy. To bydlę czterorękie zjadło wszystko, co tu było.
Roda nagle przystanął.
– A wiesz ty, mnie się zdaje…
Urwał.
– Co takiego?
– Może oni nas… karzą? Może oni się domyślają, żeśmy wóz Zwycięzcy ukradli? Wszak mogli go znaleźć tam, w piasku…
Mataret zmarszczył brwi.
– Tak, to byłoby najgorsze. Wtedy nie mielibyśmy już nadziei…
– A przecież ty jesteś winien temu, jak zawsze – ty! Po co dawałeś tym ludziom do zrozumienia, żeśmy przybyli z Księżyca? Trzeba było udać…
– Co udać? Co?!
– O, Ziemskie Potęgi! – jęknął Roda, z dziecięcego jeszcze nawyku wzywając mocy, wśród ludu na Księżycu za boską uważanej – cóż my teraz poczniemy?
Mataret ruszył ramionami; rzeczywiście nie miał pojęcia, jak wyjść z tego nad wyraz okropnego położenia.
Stali obaj zadumani i zatroskani. Małpa, towarzysząca im w klatce, zbliżyła się także, starając się postawę ich naśladować. Ale ta nieruchomość dziwotworów znudziła któregoś z widzów, więc rzucił w nos Rodzie pestkę daktyla, a gdy to nie pomogło, począł go łaskotać kawałkiem trzciny i kłuć przeważnie tam, gdzie małpy prawdziwe zwykle ogon miewają.
Hafid pozwalał na takie poufałości jedynie tym, którzy osobno za to płacili, a że tym razem był to chłopak, za grosz jeden mieszkańcom klatki się przypatrujący, więc wpadł w gniew i napastnika kawałkiem powroza przegonił.
W ogóle Arab nie był dzisiaj w dobrym humorze. Interes wprawdzie szedł doskonale i w pół dnia wróciły mu się nie tylko pieniądze na kupno klatki i wynajęcie osła wydane, ale nadto napchane miał dobrze obie kieszenie. Z tej strony tedy nie było powodu do zmartwień. Chodziło o co innego.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.
Примечание
1
ślepić – dziś raczej: oślepiać.
2
pierwobylec – pierwotny mieszkaniec; por. tubylec.
3
rość – dziś: rosnąć.
4
pocisnąć – dziś: przycisnąć.
5
niewiedzący – dziś raczej: nieznający.
6
ściśniony – dziś: ściśnięty.
7
snadź (daw.) – widocznie, prawdopodobnie.
8
orkan – silny wiatr.
9
ukoju – D.lp; dziś: ukojenia.
10
snadź (daw.) – przecież, widzocznie.
11
gwoli – z powodu dla; z C. gwoli pesymizmowi, dziś z D.: z powodu pesymizmu.
12
mimo dobrobyt, mimo wiedzę, mimo wolność i prawa (daw.) – mimo z rzecz. w B.; dziś z D.: mimo dobrobytu itd.
13
powała (daw.) – sufit.
14
snadź (daw.) – widocznie, prawdopodobnie.
15
jarki – jasny, żarzący się; por. jarzyć się.
16
pójdź (daw.) – chodź.
17
zmartwiałymi usty – dziś forma N.lm: (…) ustami.