Krzyżacy. Henryk Sienkiewicz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krzyżacy - Henryk Sienkiewicz страница 9

Название: Krzyżacy

Автор: Henryk Sienkiewicz

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ Maćko, który był chciwy na ziemię i robociznę, począł marzyć:

      — Boga mi! Przygnać tak z pięćdziesiąt chłopa i osadzić na Bogdańcu! Przetrzebiłoby się puszczy szmat. Uroślibyśmy oba. A ty wiedz, że nigdzie tylu nie nabierzesz, ilu tam można nabrać!

      Lecz Zbyszko począł głową kręcić.

      — O wa! koniuchów natroczę, końskim padłem[200] żyjących, roli niezwyczajnych[201]! Co po nich w Bogdańcu?... A przy tym ja trzy niemieckie grzebienie ślubowałem. Gdzieże je znajdę między Tatary?

      — Ślubowałeś, boś głupi, ale takie to tam i śluby.

      — A moja rycerska cześć? jakże?

      — A jak było z Ryngałłą?

      — Ryngałła księcia otruła — i pustelnik mnie rozwiązał.

      — To cię w Tyńcu opat[202] rozwiąże. Lepszy opat od pustelnika, jen[203] to więcej zbójem niźli zakonnikiem patrzył[204].

      — A nie chcę.

      Maćko zatrzymał się i zapytał z widocznym gniewem:

      — No, to jakoże będzie?

      — Jedźcie sobie sami do Witolda, bo ja nie pojadę.

      — Ty knechcie[205]! A kto się królowi pokłoni?... i nie żal ci to moich kości?

      — Na wasze kości drzewo się zwali, jeszcze ich nie połamie. A choćby mi też było was żal — nie chcę do Witolda.

      — Coże będziesz robił? Sokolnikiem[206] czyli też rybałtem przy dworze mazowieckim zostaniesz?

      — Albo to sokolnik co złego? Skoro wolicie mruczeć niż mnie słuchać, to mruczcie.

      — Gdzie pojedziesz? Za nic ci Bogdaniec? Pazurami będziesz w nim orał? bez chłopów?

      — Nieprawda! Chwackoście wymądrowali z Tatarami. Zabaczyliście[207], co prawili Rusini[208], że Tatarów tyle najdziesz, ile ich pobitych na polu leży, a niewolnika nikt nie ułapi, bo Tatara we stepie nie zgoni. Na czymże go będę gonił? Na onych[209] ciężkich ogierach, któreśmy na Niemcach wzięli? Widzicie no! A co za łup wezmę? Parszywe kożuchy i nic więcej. O, to dopiero bogaczem do Bogdańca zjadę! to dopiero mnie komesem nazowią!

      Maćko umilkł, albowiem w słowach Zbyszkowych wiele było słuszności, i dopiero po chwili rzekł:

      — Aleby cię kniaź Witold nagrodził.

      — Ba, wiecie: jednemu da on za dużo, drugiemu nic.

      — To gadaj, gdzie pojedziesz.

      — Do Juranda ze Spychowa.

      Maćko przekręcił ze złości pas na skórzanym kaftanie i rzekł:

      — Bodajżeś olsnął[210]!

      — Posłuchajcie — odpowiedział spokojnie Zbyszko. — Gadałem z Mikołajem z Długolasu i ten prawi, że Jurand pomsty na Niemcach za żonę szuka. Pójdę, pomogę mu. Po pierwsze, samiście rzekli, że niecudnie mi już z Niemcami się potykać, bo i ich, i sposoby na nich znamy. Po drugie, prędzej ja tam nad granicą one pawie czuby dostanę, a po trzecie, to wiecie, że pawi grzebień nie lada knecht[211] na łbie nosi, więc jeśli Pan Jezus przysporzy grzebieni, to przysporzy i łupu. W końcu: niewolnik tamtejszy to nie Tatar. Takiego w boru osadzić — nie żal się Boże.

      — Cóżeś ty, chłopie, rozum stracił? przecie nie ma teraz wojny i Bóg wie, kiedy będzie!

      — O moiście wy! Zawarły niedźwiedzie pokój z bartnikami[212] i barci nie psowają ni miodu nie jedzą! Ha, ha! A czy to nowina wam, że choć wielkie wojska nie wojują i choć król z mistrzem pod pergaminem pieczęcie położą, na granicy zawsze mąt[213] okrutny? Zajmą-li sobie bydło, trzody, to się za jeden krowi łeb po kilka wsiów[214] pali i zamki oblegają. A porywanie chłopów i dziewek? a kupców na gościńcach? Wspomnijcie czasy dawniejsze, o których samiście mi rozpowiadali. Źle to było onemu Nałęczowi[215], który czterdziestu rycerzy do Krzyżaków jadących chwycił, w podziemiu osadził i póty nie puścił, póki mu pełnego woza grzywien[216] mistrz nie przysłał? Jurand ze Spychowa też nic innego nie czyni i nad granicą zawsze gotowa robota.

      Przez chwilę szli w milczeniu, tymczasem rozwidniło się zupełnie i jasne promienie słońca rozświeciły skały, na których pobudowane było opactwo.

      — Bóg wszędzie może poszczęścić — rzekł wreszcie udobruchanym głosem Maćko — proś, żeby ci błogosławił.

      — Pewno, że wszystko Jego łaska!

      — I myśl o Bogdańcu, bo w tym mnie nie przekonasz, że ty dla Bogdańca, nie dla tego kaczego kłapaka[217] do Juranda ze Spychowa chcesz jechać.

      — Nie powiadajcie tak, bo się rozgniewam. Rad ją widzę i tego się nie zapieram; inne też to niż dla Ryngałły ślubowanie. Spotkaliście urodziwszą?

      — Co mi ta jej uroda! Wolej[218] weź ją, jak dorośnie, jeśli możnego komesa córka.

      A Zbyszkowi rozjaśniła się twarz młodym, dobrym uśmiechem.

      — Może i to być. Ni innej pani, ni innej żony! Jak wam kości sparcieją[219], będziecie wy jeszcze wnuki po mnie i po niej piastowali.

      Na to uśmiechnął się z kolei Maćko i odrzekł całkiem już udobruchany:

      — Grady! Grady! a niechże ich będzie jako gradu. Na starość radość, a po śmierci zbawienie. To nam, Jezu, daj!

      Rozdział trzeci

      Księżna Danuta, Maćko i Zbyszko bywali już poprzednio w Tyńcu, ale w orszaku byli dworzanie, którzy widzieli go po raz pierwszy — i ci, podnosząc oczy, patrzyli ze zdumieniem na wspaniałe opactwo, na zębate mury biegnące wzdłuż skał nad urwiskami, na gmachy stojące to na zboczach góry, to wewnątrz blanków[220], spiętrzone, wyniosłe i СКАЧАТЬ



<p>200</p>

padło — padlina.

<p>201</p>

roli niezwyczajnych — nieprzyzwyczajonych do pracy na roli.

<p>202</p>

opat — przełożony w męskim zakonie kontemplacyjnym.

<p>203</p>

jen (daw.) — który.

<p>204</p>

więcej zbójem niźli zakonnikiem patrzył — bardziej wyglądał na zbójcę niż na zakonnika.

<p>205</p>

knecht — żołnierz piechoty niemieckiej, pachołek; tu użyte w chrakterze obelgi.

<p>206</p>

sokolnik — treser ptaków drapieżnych używanych do polowania na mniejsze zwierzęta.

<p>207</p>

zabaczyć (daw.) — zapomnieć.

<p>208</p>

Rusin — dziś: Ukrainiec, względnie Białorusin.

<p>209</p>

onych — tych.

<p>210</p>

olsnąć (daw.) — oślepnąć.

<p>211</p>

knecht — żołnierz piechoty niemieckiej.

<p>212</p>

bartnik — osoba zajmująca się hodowlą pszczół w barci, to jest w wydrążonym pniu drzewa w lesie.

<p>213</p>

mąt — zamęt.

<p>214</p>

wsiów — dziś popr.: wsi.

<p>215</p>

Nałęcze — śrdw. ród wielkopolskich możnowładców, który dał początek herbowi Nałęcz.

<p>216</p>

grzywna — śrdw. jednostka płatnicza, o wartości pół funta złota lub srebra.

<p>217</p>

kaczy kłapak — kołpak z kaczymi piórami.

<p>218</p>

wolej (daw.) — lepiej.

<p>219</p>

sparcieją — tu: osłabną; parcieć (o tkaninach): rozpadać się ze starości.

<p>220</p>

blanki — zwieńczenie muru obronnego.