Krzyżacy. Henryk Sienkiewicz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krzyżacy - Henryk Sienkiewicz страница 5

Название: Krzyżacy

Автор: Henryk Sienkiewicz

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ Bo wyprawę na Tatarów gotuje[126].

      — Wiem ci ja to; jeno mnie trapi, że królowa nie prorokowała szczęśliwego końca tej wyprawie, a co ona prorokuje, to się zawsze ziści[127].

      Maćko uśmiechnął się.

      — Ej, świątobliwa nasza pani, nijak przeczyć, ale z księciem Witoldem siła naszego rycerstwa pójdzie, chłopów dobrych, przeciw którym nikomu niesporo[128].

      — A wy to nie pójdziecie?

      — Bom z kolebką przy innych wysłan i przez pięć roków [129]nie zdejmowałem z siebie blach[130] — odrzekł Maćko, pokazując na bruzdy powyciskane na łosiowym kubraku od pancerza — ale niech jeno wypocznę — pójdę — a choćbym sam nie szedł, to tego oto bratanka, Zbyszka, panu Spytkowi z Melsztyna[131] oddam, pod którego wodzą wszyscy nasi rycerze pójdą.

      Księżna Danuta spojrzała na dorodną postać Zbyszka, lecz dalszą rozmowę przerwało przybycie zakonnika z klasztoru, który powitawszy księżnę, począł jej pokornie wymawiać, że nie przysłała gońca z oznajmieniem o swoim przybyciu i że nie zatrzymała się w klasztorze, ale w zwyczajnej gospodzie, niegodnej jej majestatu. Nie brak przecie w klasztorze domów i gmachów, w których nawet pospolity człowiek znajdzie gościnę, a cóż dopiero majestat, zwłaszcza zaś małżonki księcia, od którego przodków i pokrewnych[132] tylu dobrodziejstw opactwo doświadczyło.

      Lecz księżna odpowiedziała wesoło:

      — My jeno tu nogi wstąpili rozprostować, a na ranek trzeba nam do Krakowa. Wyspaliśmy się w dzień i jedziemy nocą dla chłodu, a że to już kury[133] piały, nie chciałam pobożnych zakonników budzić, zwłaszcza z taką kompanią, która więcej o śpiewaniu i pląsach niżeli o odpocznieniu myśli.

      Gdy jednak zakonnik nalegał ciągle, dodała:

      — Nie. Tu już ostaniem. Dobrze czas na słuchaniu świeckich pieśni zejdzie, ale na jutrznię[134] do kościoła przyjdziemy, aby dzień z Bogiem zacząć.

      — Będzie msza za pomyślność miłościwego księcia i miłościwej księżnej — rzekł zakonnik.

      — Książę mój małżonek dopiero za cztery albo pięć dni zjedzie.

      — Pan Bóg potrafi i z daleka szczęście zdarzyć, a tymczasem niech nam, ubogim, wolno będzie choć wina z klasztoru przynieść.

      — Radzi odwdzięczym — rzekła księżna.

      Gdy zaś zakonnik wyszedł, poczęła wołać:

      — Hej, Danusia! Danusia! wyleź no na ławkę i uwesel nam serce tą samą pieśnią, którą w Zatorze śpiewałaś.

      Usłyszawszy to, dworzanie prędko postawili na środku izby ławkę. Rybałci[135]siedli po jej brzegach, między nimi zaś stanęła owa młódka, która niosła za księżną nabijaną miedzianymi ćwieczkami lutnię[136]. Na głowie miała wianeczek, włosy puszczone po ramionach, suknię niebieską i czerwone trzewiczki z długimi końcami. Stojąc na ławce, wydawała się małym dzieckiem, ale zarazem przecudnym jakby jakowaś figurka z kościoła albo z jasełeczek[137]. Widocznie też nie pierwszy raz przychodziło jej tak stać i śpiewać księżnie, bo nie znać było po niej najmniejszego pomieszania[138].

      — Dalej, Danusia! dalej! — wołały panny dworskie.

      Ona zaś wzięła przed się lutnię, podniosła do góry głowę jak ptak, który chce śpiewać, i przymknąwszy oczęta, poczęła srebrnym głosikiem:

      Gdybym ci ja miała  

      Skrzydłeczka jak gąska,  

      Poleciałaby ja  

      Za Jaśkiem do Śląska!  

      Rybałci zawtórowali jej zaraz, jeden na gęślikach, drugi na dużej lutni; księżna, która miłowała nad wszystko świeckie pieśni, poczęła kiwać głową na obie strony, a dzieweczka śpiewała dalej głosem cieniuchnym, dziecinnym i świeżym jak śpiewanie ptaków w lesie na wiosnę:

      Usiadłaby ci ja  

      Na śląskowskim płocie:  

      „Przypatrz się, Jasiulku,  

      Ubogiej sierocie”[139].  

      I znów wtórowali rybałci. Młody Zbyszko z Bogdańca, który przywykłszy od dzieciństwa do wojny i srogich jej widoków, nigdy nic podobnego w życiu nie widział, trącił w ramię stojącego obok Mazura i zapytał:

      — Co to za jedna?

      — To jest dzieweczka z dworu księżnej. Nie brak ci u nas rybałtów, którzy dwór rozweselają, ale z niej najmilszy rybałcik i księżna niczyich pieśni tak chciwie[140] nie słucha.

      — Nie dziwno mi to. Myślałem, że zgoła anioł, i odpatrzyć się nie mogę. Jakże ją wołają?

      — A to nie słyszeliście? — Danusia. A jej ojciec jest Jurand ze Spychowa, komes[141] możny i mężny, który do przedchorągiewnych[142] należy.

      — Hej! nie widziały takiej ludzkie oczy.

      — Miłują ją też wszyscy i za śpiewanie, i za urodę.

      — A któren[143] jej rycerz?

      — Dyć[144] to jeszcze dziecko.

      Dalszą rozmowę znów przerwał śpiew Danusi. Zbyszko patrzał z boku na jej jasne włosy, na podniesioną głowę, na zmrużone oczki i na całą postać oświeconą zarazem blaskiem świec woskowych i blaskiem wpadających przez otwarte okna promieni miesiąca[145] — i zdumiewał się coraz bardziej. Zdawało mu się, że już ją niegdyś widział, ale nie pamiętał, czy we śnie, czy gdzieś w Krakowie na szybie kościelnej[146].

      I znów trąciwszy dworzanina, pytał przyciszonym głosem:

      — To ona z waszego dworu?

      — Matka СКАЧАТЬ



<p>126</p>

gotuje (daw.) — przygotowuje.

<p>127</p>

ziścić się — spełnić się.

<p>128</p>

przeciw którym nikomu niesporo — sens: nikt nie ma ochoty na potyczkę z nimi.

<p>129</p>

roków — dziś popr.: lat.

<p>130</p>

blach — tj. zbroi.

<p>131</p>

Spytko z Melsztyna — (1364–1399), wojewoda krakowski, poległ w bitwie z Tatarami nad Worsklą.

<p>132</p>

pokrewnych — krewnych.

<p>133</p>

kur (daw.) — kogut.

<p>134</p>

jutrznia — pierwsza część katolickiej liturgii godzin (siedmiu codziennych modlitw, do których zobowiązane są osoby ze święceniami duchownymi), odmawiana o wschodzie słońca.

<p>135</p>

rybałt — wędrowny muzyk lub śpiewak.

<p>136</p>

lutnia (muz.) — dawny instrument strunowy szarpany.

<p>137</p>

jasełka — widowiska teatralne na temat Bożego Narodzenia, wzorowane na średniowiecznych misteriach franciszkańskich.

<p>138</p>

pomieszanie — zmieszanie, zakłopotanie.

<p>139</p>

Za Jasiem do Śląska — pieśń ludowa spotykana w Wielkopolsce, Małopolsce, na Mazowszu i na Śląsku.

<p>140</p>

chciwie — chętnie.

<p>141</p>

komes — tu raczej w znaczeniu „możny rycerz” niż jako urząd.

<p>142</p>

przedchorągiewny — rycerz walczący w pierwszym szeregu, przed sztandarem chorągwi (dawnej jednostki wojskowej), do której należy.

<p>143</p>

któren — dziś popr.: który.

<p>144</p>

dyć (gw.)— przecież.

<p>145</p>

miesiąc (daw.) — księżyc.

<p>146</p>

szyba kościelna — chodzi o witraż.