Pan Tadeusz. Adam Mickiewicz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pan Tadeusz - Adam Mickiewicz страница 13

Название: Pan Tadeusz

Автор: Adam Mickiewicz

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      Psy jak szalone cwałem śmigają po dworze,

      Potém biegą i kładą szyje na obroże:

      Wszystko to bardzo dobre polowanie wróży;

      Nareszcie Podkomorzy dał roskaz podróży.

      Ruszyli szczwacze zwolna, jeden tuż za drugim,

      Ale za bramą rzędem rozbiegli się długim;

      W środku jechali obok Assessor z Rejentem,

      A choć na siebie czasem patrzyli ze wstrętem,

      Rozmawiali przyjaźnie jak ludzie honoru

      Idąc na rostrzygnienie śmiertelnego sporu;

      Nikt ze słów zawziętości ich poznać niezdoła.

      Pan Rejent wiodł Kusego, Assessor Sokoła.

      S tyłu damy w pojazdach, młodzieńcy stronami

      Czwałując tuż przy kołach gadali z damami.

          Ksiądz Robak po dziedzińcu wolnym chodził krokiem

      Kończąc ranne pacierze; ale rzucał okiem

      Na Pana Tadeusza, marszczył się, uśmiéchał,

      Wreście kiwnął nań palcem, Tadeusz podjechał;

      Robak palcem po nosie dawał mu znak groźby:

      Lecz mimo Tadeusza pytania i prośby

      Ażeby mu wyraźnie co chce wytłumaczył,

      Bernardyn odpowiedziéć, ni spójrzéć nieraczył,

      Kaptur tylko nasunął i pacierz swój kończył;

      Więc Tadeusz odjechał i z gośćmi się złączył.

      Właśnie w ten czas myśliwi smycze zatrzymali

      I wszyscy nieruchomi w miejscach swoich stali;

      Jeden drugiemu ręką dawał znak milczenia,

      A wszyscy obrócili oczy do kamienia

      Nad którym stał Pan Sędziu, on zwierza obaczył

      I rąk skinieniem swoje roskazy tłumaczył.

      Pojęli wszyscy, stoją, a środkiem po roli

      Assessor i Pan Rejent kłusują powoli;

      Tadeusz będąc bliższy obudwu wyprzedził,

      Stanął obok Sędziego i oczyma śledził.

      Dawno już nie był w polu; na szaréj przestrzeni

      Trudno dojrzeć szaraka, zwłaszcza wśród kamieni.

      Pokazał mu Pan Sędzia; siedział biedny zając

      Płaszcząc się pod kamieniem, uszy nadstawiając,

      Okiem czerwoném spotkał myśliwców wejrzenie,

      I jakby urzeczony, czując przeznaczenie

      Ze strachu od ich oczu niemógł zwrócić oka,

      I pod opoką siedział martwy jak opoka.

      Tym czasem kurz na roli rośnie coraz bliżéj.

      Pędzi na smyczy Kusy, za nim Sokół chyży,

      Tuż Assessor z Rejentem, razem wrzaśli s tyłu:

      «Wyczha, wyczha» i s psami znikli w kłębach pyłu.

      Kiedy tak za szarakiem goniono, tymczasem

      Ukazał się Pan Hrabia pod zamkowym lasem.

      Wiedziano w okolicy, że ten Pan niemoże

      Nigdy nigdzie stawić się w naznaczonéj porze,

      I dziś zaspał poranek, więc na sługi zrzędził,

      Widząc myśliwców w polu czwałem do nich pędził

      Surdut swój angielskiego kroju, biały, długi,

      Połami na wiatr puścił; s tyłu konno sługi

      W kapeluszach jak grzybki, czarnych, lśnących, małych,

      W kurtkach, w butach stryflastych, w pantalonach białych:

      Sługi które Pan Hrabia tym kształtem odzieje,

      Nazywają się w jego pałacu, dżokeje.

      Czwałująca czereda zleciała na błonia,

      Gdy Hrabia ujrzał zamek i zatrzymał konia.

      Pierwszy raz widział zamek z rana, i niewierzył

      Że to były też same mury, tak odświeżył

      I upięknił poranek zarysy budowy;

      Zadziwił się Pan Hrabia na widok tak nowy.

      Wieża zdała się dwakroć wyższa, bo stercząca

      Nad mgłą ranną; dach z blachy złocił się od słońca,

      Pod nim błyszczała w kratach reszta szyb wybitych,

      Łamiąc promienie wschodu w tęczach rozmaitych;

      Niższe piętra oblała tumanu powłoka,

      Rospadliny i szczerby zakryła od oka.

      Krzyk dalekich myśliwców wiatrami przygnany

      Odbijał się kilkakroć o zamkowe ściany;

      Przysiągłbyś że krzyk z zamku, że pod mgły zasłoną

      Mury odbudowano i znów zaludniono

          Hrabia lubił widoki niezwykłe i nowe,

      Zwał je romansowemi; mawiał że ma głowę

      Romansową, w istocie był wielkim dziwakiem.

      Nieraz pędząc za lisem albo za szarakiem,

      Nagle stawał i w niebo poglądał żałośnie,

      Jak kot gdy ujrzy wróble na wysokiéj sośnie;

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив СКАЧАТЬ