Asystentka. S.K. Tremayne
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Asystentka - S.K. Tremayne страница 3

Название: Asystentka

Автор: S.K. Tremayne

Издательство: PDW

Жанр: Триллеры

Серия:

isbn: 9788381432962

isbn:

СКАЧАТЬ bardziej pikantne.

      Czy szukasz:

      1. niezobowiązującego seksu?

      2. nowych przyjaciół?

      3. randek?

      4. stałego związku?

      Na dole jest jeszcze jedna opcja – Czy akceptujesz związki otwarte?

      Auć. Jakaś część mnie chętnie odpowiedziałaby na to ostatnie pytanie: „na pewno tak się zachowywałam”. Ale to z pewnością zbyt szczere: to ja to wszystko zaczęłam, ja podpaliłam długi i smutny lont, który doprowadził do naszego rozwodu. Zaczęłam pisać z zabawnym, seksownym Liamem – barmanem i przyszłym aktorem. Początek z jego strony był zupełnie niewinny – twitterowy komplement na temat moich artykułów rzucony ot tak przez człowieka, którego nigdy nie spotkałam. Najpierw zostaliśmy znajomymi na Facebooku, potem obserwowaliśmy się na Instagramie i gadaliśmy na WhatsAppie. A już po kilku dniach wysyłałam do niego niekończące się ciągi pikantnych wiadomości i nagich selfie; on był inteligentny, dowcipny i zabawny, a ja znudzona. Oprócz tego w moim małżeństwie nic się nie działo, byłam głupia, no i bawiło mnie to, choć doskonale wiedziałam, że robię coś złego. Po tym, jak Simon – mój mąż – odkrył trzy miesiące moich wirtualnych zdrad, raczej nie mogłam go winić za romans z Polly, sympatyczną pielęgniarką.

      Słyszałam, że Polly za mną nie przepada; jestem typem byłej, która pojawia się w życiu Simona nieco za często. Ale co mogę zrobić? Ma prawo mnie nie lubić. No dobra – jest to co najmniej całkowicie zrozumiałe.

      Wraz ze wspomnieniami ogarniają mnie smutek i poczucie winy. Nagle przychodzi mi do głowy, że strona zadaje za dużo pytań. Co będzie za chwilę? „Co myślisz o swoim ojcu”?

      Prostuję się i wyłączam laptopa. Czuję się, jakbym głaskała kota, który natychmiast zasypia. Dokończę potem. Potrzebuję powietrza, ciemności, swobody.

      – Electra, idę na spacer na Primrose Hill.

      Niebieska obręcz tańczy w odpowiedzi. Wiruje szybko, potem jeszcze szybciej, jakby coś siedziało w środku. Coś rozjuszonego, wściekłego. Żywego. Czy powinna tak robić? Ta myśl wytrąca mnie z równowagi – chyba jednak nie jestem jeszcze do końca przyzwyczajona do tej technologii. Muszę poszukać instrukcji w sieci. Pewnie została zaprojektowana, żeby tak działać.

      Niebieskie światło kręci się i zatrzymuje. Potem gaśnie.

      Biorę płaszcz, idę do kuchni, w której robię sobie gorącą kawę, i ruszam w stronę drzwi. Potrzebuję anonimowości niekończących się ulic. Wielkiego, obojętnego miasta.

      Kocham Londyn właśnie z powodu jego ogromu i bezkresu. Nikogo nie obchodzi, kim jesteś. Nikt nie zna twoich sekretów.

      Rozdział 2

      Jo

      Przyjemnie zimny wiatr zapowiada nadejście śniegu. Owinąwszy się kolorowym, ostrzegawczym szalikiem, przechodzę przez skrzyżowanie przy Parkway. To społeczna granica, która oddziela burżujską część Camden od superburżujskiego Primrose Hill, które niczym snobistyczna i zamkowa osada skrywa się za swoimi kanałami, torami i rozległymi terenami Regent’s Park.

      Ściskam w ręce kubek gorącej kawy. To dla miejscowego bezdomnego, który zazwyczaj przesiaduje na murku po drugiej stronie Delancey Street, między pubem a torami kolejowymi. To wysoki czarny gość po pięćdziesiątce ze smutną, miłą twarzą i skołtunionymi włosami. Kiedy się wprowadziłam, Tabitha powiedziała mi, że przychodzi tu ze schroniska dla bezdomnych przy Arlington Road, żeby wołać za samochodami: „Lubię auta. A ty? No, Mercedes, to dopiero wóz. Ach, te auta!”.

      Z tego powodu mówi na niego Samochodzik, tylko z tym się jej kojarzy. Zazwyczaj jednak po prostu go ignoruje. Ja natomiast w ciągu kilku ostatnich tygodni miałam okazję go poznać. Tak naprawdę ma na imię Paul, chociaż przez Tabithę nie mogę przestać o nim myśleć jako o Samochodziku. Czasami, kiedy wieczorem robi się bardzo zimno, jak dzisiaj, wynoszę mu kubek gorącej herbaty albo zupę, żeby mógł się rozgrzać. Mówi mi wtedy, że jestem ładna i że powinnam mieć męża, a potem odwraca się i woła: „Auta, auta, auta!”. W takich momentach uśmiecham się do niego, żegnam się i wracam do środka.

      Tego wieczoru jest jednak za zimno nawet dla niego – skulony w rogu muru biegnącego wzdłuż torów, postękuje cicho, zamiast krzyczeć coś o bentleyach. Kiedy mnie dostrzega, podnosi się ze smutnym, pustym uśmiechem.

      – Hej, Jo! Skąd wiedziałaś, że jest mi zimno?

      – Bo jest jakieś cholerne minus pięćset. Nie powinieneś wrócić do schroniska? Zamarzniesz tu, Paul.

      – Przyzwyczaiłem się. – Wzrusza ramionami, chętnie sięgając po kawę. – Poza tym lubię oglądać auta!

      Kręcę głową, uśmiechamy się do siebie, a Paul obiecuje, że odda mi kubek jutro. Jak zawsze. Ponieważ często o tym zapomina, muszę kupować nowe. Nie przeszkadza mi to.

      Ruszam dalej, machając mu na pożegnanie.

      Taksówka przemyka obok mnie, pomarańczowe światło na dachu świeci desperacko w poszukiwaniu pieniędzy. Zastanawiam się, czy Uber zdąży wykończyć miejskie taryfy, zanim internet dobije płatne dziennikarstwo. Obydwie branże ledwo zipią, pędząc ku zagładzie w mroku londyńskiego deszczu. Nie chcę jeszcze umierać. Nie kiedy mam do napisania swój zajebiście dobry scenariusz. A przynamniej mam nadzieję, że taki właśnie będzie.

      Czekając na zielone światło, podskakuję w miejscu, żeby się rozgrzać. Przede mną moja stała trasa, chodzę nią niemal co wieczór. Najpierw idę pod górę Regent’s Park Road, potem główną ulicą Primrose Hill, a następnie skręcam w Gloucester Avenue i wracam do domu. Zajmuje mi to jakieś czterdzieści pięć minut. Zastanawiam się, czy ludzie kojarzą mnie już przez regularność tych patroli. „O, to ta, co zawsze tędy chodzi. Ciekawe, czego szuka”.

      Kiedy przechodzę przez ulicę, wpadam na pomysł – zadzwonię do Fitza. Poznałam go przez Tabithę, lata temu. Smukły, lekko siwiejący, czarująco inteligentny, no i cyniczny, lecz sceniczny Fitz. Moglibyśmy wyskoczyć gdzieś na drinka. Pojechać uberem do gejowskich barów w Soho, gdzie zazwyczaj można go spotkać. Lubię, jak wszyscy w takich miejscach potrafią jak na zawołanie przestać pić, żeby zaśpiewać pożądliwie refren Can’t Take My Eyes Off You Andy’ego Williamsa.

      „I love you baaaaaby…”

      Mijając wspaniałe, pastelowe domy obok kościoła św. Marka, wyjmuję telefon z kieszeni i sztywnymi palcami wybieram numer.

      Poczta głosowa.

      – Cześć, tu Fitz, nie masz szczęścia, kochanie. Opowiem ci wszystko jutro.

      To jego standardowe nagranie. Kiczowate z pełną premedytacją. Chichoczę cicho w zamarzającą wełnę szalika i dalej przeszukuję książkę adresową. Do kogo jeszcze zadzwonić? Z kim mogłabym się napić? Tabitha jest w Brazylii. Carl pracuje poza miastem. A reszta… gdzie jest reszta?

      Gdzie indziej, oto gdzie. Za każdym razem, kiedy przeglądam listę kontaktów, prawda boli coraz bardziej. Moi znajomi, rówieśnicy, kumple od piwa, przyjaciółki СКАЧАТЬ