Zbawiciel. Leszek Herman
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zbawiciel - Leszek Herman страница 6

Название: Zbawiciel

Автор: Leszek Herman

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия:

isbn: 978-83-287-1442-7

isbn:

СКАЧАТЬ wrak, jakkolwiek to brzmiało, ze skarbami, a przynajmniej z jakimiś historycznymi artefaktami, to była przygoda przez największe P.

      W czerwcu także, jeśli już pozostajemy przy przygodach, ominęła go potworna awantura z wypadkiem promu, którym akurat płynęli do Szwecji jego rodzice. Za tymi wydarzeniami do tej pory jeszcze ciągnęły się przesłuchania i rozmaite czynności śledcze, za które średnio raz w tygodniu, telefonicznie, matka oskarżała jego, bo to on przecież namówił ich na wakacyjny wyjazd do mieszkającej w Szwecji swojej siostry, a ich córki.

      Westchnął, przejechał myszką wzdłuż listy katalogów i otworzył ten z projektem zagospodarowania terenu szkoły. Plątanina kresek jedynie dla wtajemniczonych była koncepcją dróżek i ścieżek wokół projektowanego budynku.

      Prawie jednocześnie przypomniał sobie o tajemniczym skrócie na kartce obok monitora.

      „Bad. kons.” to mogły być badania konserwatorskie. Zaraz, z kim on gadał ostatnio na temat tych badań? Jakieś dwa tygodnie temu ustalał cenę. Sp?

      O kurde!

      Igor zamarł ze wzrokiem wbitym w przyklejoną taśmą do ściany kartkę.

      Cholerne spichlerze na Łasztowni! No oczywiście! Na prośbę kolegi obiecał, że zajmie się tym w połowie lipca. 10.07, no przecież! Szymon Rogala, znajomy wykonawca, który akurat je odkopywał. Fundamenty znaczy po nich, bo tyle tylko zostało.

      Pomijając wszystko inne, temat był niezwykle ciekawy. Inwentaryzacja pozostałości renesansowych, legendarnych szczecińskich spichlerzy w każdym innym czasie byłaby absolutną przyjemnością, a nie pracą, ale teraz, biorąc pod uwagę to wszystko, co miał na głowie, spichlerze stanowiły kolejny problem.

      Złapał się znowu na tym, że jest tak zaganiany, że nawet urlop i udział w poszukiwaniach wraku zaczynają mu się jawić jako jeszcze jeden kłopot, przeszkoda na drodze do świętego spokoju. Pokręcił głową, odpędzając od siebie te myśli.

      Czy on obiecał Rogali, że zacznie robić te pomiary dziesiątego, czy Rogala miał mu dać znać, jak już będzie gotowy z wykopami? Nie pamiętał.

      A co jeśli już od dziesięciu dni leci termin?

      W dodatku wziął przecież zaliczkę. Trzydzieści procent, Rogala przelał mu pieniądze na konto.

      Ożeż… Cholera jasna!

      Igor spojrzał na komórkę. Lepiej się upewnić. Wprawdzie jak usłyszy przez telefon pytanie, czy już kończy, to chyba szlag go trafi, ale nie miał wyjścia.

      Westchnął, sięgnął po telefon i wybrał numer kolegi.

      Po sześciu sygnałach przerwał połączenie i przez chwilę trzymał telefon, ważąc go w dłoni.

      Może niepotrzebnie się denerwuje. W końcu żadnej umowy na tę robotę nie ma. Niczego nie podpisał, a Rogala nawet się do niego nie odezwał. Zwróci mu po prostu te trzy koła. Na szczęście miał pieniądze na koncie.

      Chciał odłożyć komórkę na blat, ale się zatrzymał.

      Jak tego nie wyjaśni, to będzie się teraz denerwował bez końca i koncentrację nad projektem szlag trafi.

      Pamiętał, że Rogala był tylko podwykonawcą, a generalnym wykonawcą robót była spora firma z Poznania, która powstała na potrzeby tego tematu.

      Doclands Developer!

      Pochylił się nad klawiaturą i po chwili znalazł stronę poznańskiego dewelopera. Numer kontaktowy także tam był i Igor już sięgał po telefon, ale znowu się zawahał.

      Czy może tak gadać z kimś za plecami kolegi? I o co zapyta? Czy prace odkrywkowe już się zakończyły? Dzwoniąc do Poznania, żeby zapytać, co się dzieje na budowie kilka przecznic dalej, narobi Szymonowi obciachu, ale i sam wyjdzie na idiotę.

      Wybrał ponownie numer Rogali i poczekał tym razem, aż uruchomiła się poczta głosowa.

      – Cześć, tu Fleming. Dzwonię w sprawie inwentaryzacji na Łasztowni. Oddzwoń, jak będziesz mógł. Na razie.

      Rzucił telefon na stół i z poczuciem, że zrobił wszystko, co można było zrobić w tej sytuacji, wrócił do pracy.

      Godzinę później, gdy plątanina kolorowych linii na ekranie wzbogaciła się o barwne sztrafy, określające rodzaj projektowanych nawierzchni, przypomniał sobie, że miał zajrzeć na pocztę i odebrać jakąś przesyłkę, której listonosz rzekomo nie mógł dostarczyć na czwarte piętro do rąk własnych.

      Igor zmarszczył brwi i pogrążony jeszcze w myślach na temat zagospodarowania terenu, sięgnął bezwiednie po leżący na stole kwitek.

      Właściwie co szkodzi zajechać na tę budowę i samemu się rozejrzeć? To raptem po drugiej stronie Odry. Spojrzał za okno. Świeciło słońce, a temperatura, tak jak i wczoraj, oscylowała wokół dwudziestu kilku stopni. Cudownie. Szkoda jechać samochodem.

      Sięgnął ponownie po komórkę i wybrał potrzebną aplikację.

      Dziesięć minut później jechał na elektrycznej hulajnodze Bulwarem Piastowskim w kierunku mostu Długiego. Po drugiej stronie Odry widział już oklejone reklamami stalowe ogrodzenie majaczące za pawilonami gastronomicznymi przy Zbożowej. Za wstęgą Trasy Zamkowej powoli obracał się Wheel of Szczecin, ogromny diabelski młyn.

      Minął most Długi, po wąskich schodkach zniósł hulajnogę na bulwar i omijając niewielkie jeszcze o tej porze grupki spacerowiczów, ruszył w kierunku placu budowy.

      Zatrzymał się przed bramą wjazdową i zajrzał przez szparę. Wewnątrz widać było częściowo odkopane rumowisko piwnicznych ścian i hałdy gruzu, ale nie dostrzegł żadnego pracownika. Szarpnął bramę i dopiero wtedy zauważył zawieszoną na łańcuchu wielką kłódkę. Zaglądając przez szpary pomiędzy stalowymi panelami, obszedł cały ogrodzony teren i prawie wpadł na idącego z drugiej strony grubego jegomościa w żółtej odblaskowej kamizelce.

      – A co pan tu robi? – Stróż spojrzał na Igora niechętnie. – Nie można tutaj podchodzić, tu jest niebezpiecznie.

      – Przepraszam, jestem architektem – bąknął Igor. – Szukam waszego szefa, pana Rogali.

      – Ja nic nie wiem – powiedział mężczyzna. – Proszę dzwonić pod numer na tablicy.

      – A czemu nikt tu nie pracuje?

      – W zeszłym tygodniu wstrzymano roboty aż do odwołania. – Cieć zmarszczył brwi i popatrzył na Igora podejrzliwie. – Kim pan powiedział, że jest?

      – Architektem. Mam tutaj robić inwentaryzację i badania konserwatorskie.

      – Ja nic nie wiem. Nie wpuszczę pana. – Zdecydowanie pokręcił głową. – Proszę dzwonić i się dowiadywać, ja nie słyszałem o żadnych badaniach.

      – W porządku – odparł Igor i zawrócił. – Do widzenia.

      W drodze powrotnej objechał urząd celny i pomknął mostem Długim w kierunku Starówki. Po kilkunastu minutach dotarł do parku Żeromskiego. Zostawił СКАЧАТЬ