Sfora. Przemysław Piotrowski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sfora - Przemysław Piotrowski страница 28

Название: Sfora

Автор: Przemysław Piotrowski

Издательство: PDW

Жанр: Триллеры

Серия:

isbn: 9788381436052

isbn:

СКАЧАТЬ młodym wieku.

      – Dziękuję. Mam już czterdzieści dwa lata, ale pan Bóg w swym miłosierdziu jakoś nie chce dodać mi kolejnych zmarszczek. Czasem go pytam dlaczego, ale nie odpowiada. Za to moja siostra regularnie podrzuca mi najnowsze kremy L’Oréal.

      Brudny poczuł się szczerze rozbawiony i ledwo się powstrzymał, aby się z tym nie zdradzić. Augustyna zupełnie zbiła go z pantałyku i nie do końca wiedział, jak się zachować. Skinął jedynie głową, jak to miał w zwyczaju, i czekał na rozwój sytuacji.

      – Mogę panu zaproponować kawę, herbatę albo sok malinowy – dodała Augustyna, gestem kierując komisarza do przestronnego holu.

      – Chętnie napiję się kawy.

      – Tak myślałam. Wygląda pan na zmęczonego. Ta sprawa z siostrą Teresą, świeć, Panie, nad jej duszą, musi być okropnie wyczerpująca. Codziennie modlimy się, aby znalazła spokój u boku Pana. W naszym światku – Augustyna przy ostatnim słowie zakreśliła w powietrzu cudzysłów – wieści rozchodzą się szybciej, niż można się spodziewać. Była wspaniałą służebnicą pańską. Nie znałam jej, ale zdążyłyśmy zasięgnąć języka i wiemy, że zawsze stawiała dobro innych na pierwszym miejscu. Siostra Teresa…

      W innym wypadku Brudny z pewnością zachowałby się tak, jak zwykł to robić w podobnych sytuacjach, ale gadulstwo Augustyny tym razem specjalnie mu nie przeszkadzało. Miała miękki i łagodny głos, który w ponurych murach placówki zdawał mu się czymś nierealnym. Poza tym zawsze mogła powiedzieć coś, co później byłby w stanie wykorzystać. Choć biorąc pod uwagę, że została przydzielona do pracy z zewnątrz, szczerze wątpił, aby mogła mieć jakikolwiek związek z tym, co tu się kiedyś działo.

      Augustyna nie przestawała mówić, aż dotarli do niewielkiego gabinetu na końcu korytarza. Nie mógł sobie przypomnieć, co tu się znajdowało, bo od zawsze wychowankowie mieli zakaz kręcenia się po obszarze biurowym.

      – Proszę się rozgościć. – Augustyna wskazała dłonią krzesło w skromnym gabinecie i włączyła światło. – Właśnie zagotowałam wodę i zaraz przyniosę kawę. Pije pan z mlekiem czy czarną?

      – Czarną. Bez cukru.

      – Jak przystoi komisarzowi policji. – Augustyna uśmiechnęła się i zniknęła.

      Brudny rozejrzał się. Wystrój był dość ascetyczny, choć nie spodziewał się niczego innego. Biurko, lampka, szafka na dokumenty, w rogu dwa krzesła i stolik, a na ścianie krzyżyk i dwa portrety Matki Boskiej. Oszczędność, wstrzemięźliwość i powściągliwość od zawsze były wytycznymi, które w swym pełnym hipokryzji nauczaniu próbowała zaszczepić wychowankom Gwidona. Uwagę przykuwały jedynie dwa słusznych rozmiarów kwiaty doniczkowe, których nazw nawet nie próbował sobie przypomnieć, bo z pewnością ich nie znał. Gwidona nie tolerowała kwiatów.

      W korytarzu rozległy się kroki akurat w momencie, gdy Brudny usiadł na krześle. Przez moment zawahał się, czy nie wstać, ale pozostał na miejscu. Chwilę później w drzwiach stanęła z tacką siostra Augustyna.

      – Ładnie pachnie – wydukał.

      – I mam nadzieję, że posmakuje. Piję dużo, bo sama jestem kawoszką i niestety muszę się z tego przed Panem Bogiem spowiadać każdego wieczoru. Wie pan, komisarzu… Łakomstwo to grzech. Zresztą moje gadulstwo też.

      Augustyna postawiła tackę na stole, położyła podstawki i rozstawiła filiżanki, po czym usiadła naprzeciwko gościa. Dyskretnie założyła nogę na nogę, ale Brudny nie odnalazł w tym geście nic niestosownego, tym bardziej dwuznacznego. Miała w sobie coś, co skracało dystans. Po prostu była miłą i sympatyczną osobą. Pomyślał, że odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu.

      – Dziękuję – rzekł, chwytając za ucho filiżanki.

      – Nie ma za co, komisarzu. Ja już zamykam buzię. Proszę powiedzieć, jak mogę panu pomóc.

      Brudny upił łyk, tym razem starając się zadbać o konwenanse. Przy tej kobiecie nie chciał wyjść na nieokrzesanego chama.

      – Rozumie pani, że ta rozmowa nie może wyjść poza to pomieszczenie?

      – Oczywiście, komisarzu. Przepraszam, że mogłam stworzyć wrażenie, że nie jestem osobą…

      Brudny uniósł rękę na znak, że już wystarczy.

      – Pani Augustyno. Zapewne została pani poinstruowana przez kuratora Witka, że ma mi udzielić odpowiedzi na każde pytanie. Chciałbym też móc się rozejrzeć po placówce i jeśli uznam to za konieczne, porozmawiać z wybranymi wychowankami, oczywiście w obecności pani lub innej opiekunki. Moim celem jest uzyskanie informacji o poprzedniej matce przełożonej, która – jak pani zapewne wie – przez lata dopuszczała się w ośrodku wielu zaniedbań.

      Augustyna spokorniała i tylko od czasu do czasu kiwała głową na znak, że rozumie i w pełni akceptuje słowa Brudnego. Komisarz kontynuował:

      – Nie wątpię również, że w związku ze śledztwem sprzed miesiąca w sprawie mordercy z Nietkowa wie pani, kim jestem i że wychowałem się w tej placówce, w związku z czym doskonale się orientuję, co tu się kiedyś działo. Gdyby nie fakt, że naprzeciwko mnie siedzi właśnie pani, ująłbym rzecz dosadniej. Ale wracając do tematu… – Brudny upił kolejny łyk kawy. – Wiem, że część zakonnic została zwolniona z funkcji opiekunek ośrodka, ale większość pozytywnie przeszła weryfikację kuratora. Muszę znaleźć tę, która miała najbliższy kontakt z Gwidoną. Potrzebna mi też informacja, w jakich miejscach najczęściej przebywała przed śmiercią i jak wyglądał jej plan dnia.

      Augustyna z zainteresowaniem wpatrywała się w Brudnego wielkimi oczami. Komisarz dostrzegł, że miarowo kiwa jedną nogą. Zwykle objaw ten wskazywał na zdenerwowanie przesłuchiwanego, ale u niej równie dobrze mógł oznaczać lekką nadpobudliwość.

      – Oczywiście, panie komisarzu. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, choć nie ukrywam, że zostałam powołana na to stanowisko przez przeora i nie najlepiej orientuję się w przeszłości ośrodka. Oczywiście wiem o zaniedbaniach, co nas wszystkie okrywa niewyobrażalnym wstydem, ale moim celem jest walka o zachowanie placówki, a co za tym idzie wprowadzenie koniecznych zmian i procedur. I w zasadzie na tym się skupiam.

      – Mnie interesuje przeszłość.

      – Wszystkie dokumenty są w rękach kuratora i… – Augustyna głęboko odetchnęła – …w sumie nie wiem, na ile będę mogła panu pomóc.

      – Proszę się zastanowić. Na pewno prowadziła pani rozmowy ze starymi pracownicami. Z wychowankami też. Może coś zwróciło pani uwagę. Cokolwiek…

      Augustyna postawiła obie nogi na podłodze i oparła łokcie na udach. Złożyła dłonie, jakby szykowała się do modlitwy. Denerwowała się.

      – Boże miłosierny, naprawdę nie wiem. Może siostra Maria? Ona jest najstarsza i przeszła weryfikację. Może pan z nią porozmawia.

      – A wychowankowie? Nie słyszała pani jakichś rozmów po kątach, plotek?

СКАЧАТЬ