Sfora. Przemysław Piotrowski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sfora - Przemysław Piotrowski страница 23

Название: Sfora

Автор: Przemysław Piotrowski

Издательство: PDW

Жанр: Триллеры

Серия:

isbn: 9788381436052

isbn:

СКАЧАТЬ wstał i wskazał drzwi wyjściowe. Jędrzejewski podniósł się z krzesła i niepewnie ruszył we wskazanym kierunku.

      – Panie Dominiku?

      – Tak?

      – Jeszcze jedno pytanie. Jaki ma pan rozmiar buta?

      – Czterdzieści sześć, ale…

      – Tak tylko pytam. Siostrzeniec ma takie same buty i… ech. – Czarnecki machnął ręką. – Jeszcze raz bardzo dziękuję panu za pomoc. Miłego dnia.

      – Do widzenia.

      Czarnecki przepuścił Jędrzejewskiego, który po opuszczeniu sali przesłuchań w asyście jednej z posterunkowych poszedł do wyjścia. Inspektor w milczeniu odprowadził go wzrokiem. Gdy mężczyzna zniknął za rogiem korytarza, z pokoju obok wyłonił się Zimny.

      – Przykleić mu ogon? – zapytał.

      – Tak.

      – Dobry z niego aktor…

      – Sam się zgłosił, ale… – Czarnecki podrapał się po brodzie. – Sam nie wiem. Dziwnie się zachowywał, ale czy kłamał?

      – Facet jest z zawodu aktorem.

      – I to mnie trochę niepokoi. Niech jakiś bystrzak wypyta jego znajomych. Tylko po cichu.

      – Jasne.

      – A teraz… – Inspektor spojrzał na zegarek. – Możemy powoli zbierać się do prosektorium. Robert pewnie już przebiera nogami.

      – Jedziemy razem czy oddzielnie?

      – Poczekaj… – Inspektor wyciągnął z kieszeni marynarki wyciszony telefon. Miał trzy nieodebrane połączenia i jedną wiadomość. Odczytał ją. Elżbieta Pałka właśnie dotarła na miejsce. – Jedź swoim. Oddzwonię do Eli i jeśli jeszcze nie wzięła taksówki, to zabiorę ją z dworca.

      – Okej.

      – Aha, Grzegorz. – Inspektor wybrał numer do profilerki. – Rozmawiałeś z tym kuratorem sprawującym pieczę nad sierocińcem hieronimek?

      – Jeszcze nie.

      – Dopilnuj tego. Niech Brudny ma co robić.

      – Pewnie. To do zobaczenia.

      – Na razie.

      Po trzecim sygnale Pałka odebrała.

      – Cześć, Romek.

      – Witaj, Elu. Jesteś jeszcze na dworcu?

      – Właśnie wsiadam do taksówki.

      – Przepraszam cię, miałem przesłuchanie.

      – Daj spokój. Mam jechać na komendę czy bezpośrednio do prosektorium?

      – Do prosektorium.

      – Zatem widzimy się na miejscu. Cześć.

      – Cześć.

      Czarnecki upewnił się, że ma ze sobą chusteczki, i poprawił krawat. Ściągnął okulary, chuchnął w szkła i przetarł je specjalną ściereczką. Chwilę później włożył kurtkę i skierował się do wyjścia.

      ROZDZIAŁ 12

      Brudny zaparkował i wyłączył silnik. Po jego prawej stronie stał czarny grand cherokee SRT, na oko warty co najmniej dwadzieścia razy tyle, co jego patrol. Brudny nie przywiązywał wagi do tak przyziemnych spraw, choć jako wielbiciel samochodów terenowych (bliższe prawdy byłoby powiedzenie: nissanów patroli i tylko nissanów patroli) potrafił docenić gust i klasę prokurator Winnickiej. Ośmiocylindrowy, wolnossący silnik o pojemności sześciu i czterech dziesiątych litra i mocy czterystu sześćdziesięciu ośmiu koni mechanicznych pozwalał blisko dwuipółtonowej bestii rozpędzać się do setki w niecałe pięć sekund. Potwór, który – gdyby nie cena – z pewnością mógłby rywalizować o jego względy z ukochanymi patrolami. Brudny wysiadł i zapaliwszy papierosa, zachłannie omiótł maszynę wzrokiem. Drobinki lodu skrzyły się na karoserii w promieniach słońca, zadając mu jeszcze więcej szyku.

      – Od razu widać, że jest pan koneserem, komisarzu. – Głos prokurator zaskoczył Brudnego. Winnicka stała w drzwiach do budynku. Miała na sobie czerwony płaszcz i czarne kozaki za kolano. Trzymała w dłoni papierosa i mierzyła go wzrokiem.

      – Nie na moją kieszeń – odburknął. – Ale potrafię docenić klasę i jakość.

      – Wiem, że pan zna się na samochodach, komisarzu. – Winnicka zrobiła kilka kroków w kierunku Brudnego, zupełnie ignorując przyglądającą się z boku Zawadzką. – Poczęstuje pan ogniem damę w potrzebie? – zapytała i oparła się o maskę.

      Komisarz wyciągnął zapalniczkę i przypalił prokurator papierosa. Spojrzał jej w oczy, ostatni raz zaciągnął się swoim, po czym wystrzelił za płot do połowy wypalone marlboro.

      – Sekcja zaczyna się za dwie minuty, a ja nie lubię się spóźniać – rzekł obojętnym tonem. – Pani prokurator… – Brudny skinął nieznacznie i ruszył w kierunku budynku prosektorium.

      – Bez inspektora Czarneckiego nie zaczniemy. – Winnicka nie odpuszczała.

      – Co nie znaczy, że ja mam być po czasie.

      W połowie drogi dołączyła do niego Zawadzka. Jej mina mówiła wszystko. Wspólny babski wieczór odpadał.

      – Mówiłam ci – rzuciła, gdy tylko przekroczyli próg prosektorium.

      – Daj spokój. Nawet nie chce mi się o tym gadać.

      – Nie odpuści. Wspomnisz moje słowa.

      – Julka!

      – No dobra, już dobra.

      Brudny uwielbiał Zawadzką, ale czasami zachowywała się irracjonalnie. Nie był ignorantem i doskonale zdawał sobie sprawę, że jest o niego zazdrosna. Zastanawiał się tylko, czy ona sama tego nie widzi, czy tylko udaje. Dlatego szybko ucinał podobne dyskusje, aby nie brnąć w coś, co biorąc pod uwagę jego raczej kiepskie predyspozycje interpersonalne, mogło tylko bardziej skomplikować i tak już wystarczająco zagmatwaną sytuację.

      Gabinet doktora Krzywickiego znajdował się zaraz przy wejściu. Drzwi były otwarte.

      – Zapraszam was, proszę, proszę – zachęcił przybyłych patomorfolog. Miał już na sobie niebieski kitel i wyglądał na gotowego do działania. – Romek i Ela już dojeżdżają, tak więc zaczniemy prawie o czasie. Kawy? – zapytał z uśmiechem na ustach.

      – Chętnie – odparł Brudny.

      – Dla pana czarna, a dla pani, pani podkomisarz?

      – Biała, СКАЧАТЬ