Dżinsy i koronki. Diana Palmer
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dżinsy i koronki - Diana Palmer страница 10

Название: Dżinsy i koronki

Автор: Diana Palmer

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-276-4752-8

isbn:

СКАЧАТЬ – zapytał, przyszpilając ją wzrokiem. – Chyba czujesz, że wcale mnie nie podniecasz, bogata panno? Ale jeśli wyłuskamy cię z tych ciuchów, to może sprowokujesz mnie na tyle, że jakoś zdołam cię zaspokoić.

      Nawet teraz Bess zamknęła oczy ze wstydu, jaki wywołały w niej jego słowa. Nigdy nie czuła męskiej erekcji, ale pomimo całej swej niewinności wiedziała, że Cade mówi prawdę. W ogóle na niego nie działała. Zesztywniała ze łzami w oczach, z drżącymi ustami przełykała upokorzenie i zażenowanie.

      Cade rzucił pod nosem coś niemiłego i wstał gwałtownie. Wyciągnął rękę, by pomóc jej się podnieść, ale nie zdążyła odmówić ani w ogóle się odezwać, bo do stodoły wpadła Gussie. Jednym rzutem oka oceniła sytuację, zagoniła wstrząśniętą Bess do domu, nie zwracając uwagi na wściekłego Cade’a, i po lekcjach jazdy konnej pozostały tylko wspomnienia.

      Bess często zachodziła w głowę, z jakiego powodu Cade traktował ją tak okrutnie. Mógł jej po prostu dać kosza, odprawić z kwitkiem, ale on zaatakował ją brutalnie i poniżył, gdy była kompletnie niewinna i ledwie przemieniała się w kobietę. Jeśli liczył na to, że ją do siebie zniechęci, to mu się udało. Ale jej uczucia nie znikły, tylko głęboko schowała je w sobie. Jego fizyczność powodowała, że wciąż czuła się przy nim zdenerwowana, a jednak w głębi serca wiedziała, że gdyby nagle wziął ją w ramiona, uległaby i dała mu wszystko, czego zechce, pal licho strach. Chociaż wtedy właściwie jej nie dotknął. Tak to sobie zaplanował. Ale najbardziej bolało ją to, że jej w ogóle nie pragnął i kpił sobie z niej z tego powodu.

      Westchnęła głęboko i przewróciła się na drugi bok. Taki jej parszywy los, że była skazana na pożądanie jedynego człowieka na świecie, którego nie mogła mieć. Uważał, że się z nim tylko droczyła, bo był biedny, a ona bogata, ale z gruntu się mylił. Nie potrafił dostrzec, że jego kiepska sytuacja materialna nie miała nic wspólnego z uczuciami, jakie do niego żywiła.

      Był silnym mężczyzną, ale to nie miało nic do rzeczy, bo kochała go z wielu innych powodów. Na przykład dlatego, że dbał o ludzi, zwierzęta i środowisko. Hojnie dzielił się swoim czasem i pieniędzmi, których nie miał zbyt wiele. Bez wahania brał pod swój dach bezpańskie psy albo bezdomnych. Nigdy nie odmówił pomocy kowbojowi bez grosza przy duszy ani zdanemu na własne siły podróżnemu, nawet jeśli musiał z tego powodu zaciskać pasa i oszczędzać na jedzeniu. Był surowy, miał trudny charakter, a jednak w głębi duszy był bardzo wrażliwy. Potrafił przejrzeć kryjących się za maskami ludzi i dostrzec ich prawdziwe wnętrze. Bess widziała, jak wpadał w złość, i wiedziała, że jeśli chciał postawić na swoim, niepotrzebnie bywał nieugięty i nierozsądny. Ale nie był pozbawiony zalet. Wręcz miał ich aż nadto.

      Dziwne, że nigdy się nie ożenił, bo wiedziała, że przez lata romansował z co najmniej dwiema kobietami. Ostatnią, jeszcze przed dwudziestymi urodzinami Bess, była bogata rozwódka. Ten związek trwał najdłużej i wielu miejscowych sądziło, że Cade wpadł po uszy. Tymczasem rozwódka nagle wyjechała z Coleman Springs i żaden z Hollisterów nigdy więcej o niej nie wspominał. Od tej pory, jeżeli w jego życiu była jakaś kobieta, to skutecznie trzymał ją z dala od rodziny, przyjaciół i znajomych. Cade był wyjątkowo dyskretny.

      Natomiast Bess nie miała w tamtym czasie żadnych prawdziwych amantów, chociaż dla zachowania pozorów umawiała się z kilkoma mężczyznami, żeby Gussie nie zorientowała się, jak bardzo szalała za Cade’em. W jej oczach żaden mężczyzna nie mógł się z nim równać, a podpuszczanie tych, którym nie miała nic do zaoferowania, według niej byłoby okrucieństwem. Pod wieloma względami była niewinna jak dziecko, ale Cade najwyraźniej uważał, że jest tak obyta, jak udawała przed ludźmi. Jedna wielka farsa! Gdyby tylko wiedział, od jak dawna cierpiała z pożądania!

      Zamknęła oczy, próbując zmusić napięte mięśnie, by się rozluźniły. Musiała przestać zamartwiać się przeszłością i się przespać. Nazajutrz czekał ją pogrzeb. Złożą jej biednego ojca na wieczny odpoczynek, a potem z matką zdołają może pozbierać jakoś wszystko do kupy i nauczą się żyć dalej bez tego całego bogactwa, do którego przywykły. Nie lada wyzwanie! Była ciekawa, jak Gussie sobie z tym poradzi.

      Rozdział czwarty

      Zgodnie z przewidywaniami Bess, na skromny pochówek przybyły tłumy, ale nie tylko przyjaciół i sąsiadów. Było to wydarzenie medialne, stawiła się prasa i reporterzy telewizyjni z całego stanu. Na skraju ludzkiej ciżby Bess dostrzegła wysoką i majestatyczną Elise Hollister, która stała obok trzech synów. Elise podchwyciła jej spojrzenie i uśmiechnęła się łagodnie. Bess odruchowo zerknęła na Cade’a. W ciemnym garniturze wyglądał okropnie ponuro, gdy górował nad matką i braćmi, Garym i Robertem. Rudowłosy Rob w przeciwieństwie do Gary’ego i Cade’a był towarzyski. Gary, mól książkowy, prowadził ich księgowość. Był niższy od Cade’a i nie tak silnie opalony, a także mniej stanowczy.

      Bess znów zaczęła słuchać przemowy pastora, a obok niej Gussie szlochała cicho.

      Przykościelny cmentarz prezbiteriański znajdował się na niewielkim wzniesieniu z widokiem na daleką rzekę. Najstarsze nagrobki pochodziły z czasów wojny secesyjnej. To tutaj spoczywali wszyscy Samsonowie. Było tu cicho i pełno wiecznie zielonych dębów oraz jadłoszynów. Bardzo stosowne miejsce wiecznego odpoczynku. Frank Samson byłby zadowolony.

      – Biedny Frank – zaskamlała Gussie, wypłakując się w chusteczkę, kiedy wychodziły z cmentarza. – Mój biedny Frank. Jak my będziemy żyły bez niego?

      – Oszczędnie – odparła Bess spokojnie. Wypłakała się w nocy, nie miała już łez, a myślami była przy czekających je formalnościach prawnych. Nigdy nie musiała się zajmować interesami, lecz w żadnym razie nie mogła zdać się na Gussie.

      Pomogła matce wsiąść do limuzyny i zajęła miejsce z tyłu, a szofer usiadł za kierownicą i zapalił silnik. Bess nie zwracała uwagi na wycelowane w nie obiektywy aparatów fotograficznych i kamer. Wyglądała niezwykle skromnie w czarnym kostiumie, z włosami związanymi w surowy kok i bez śladu makijażu. Rano uznała, że jej twarz tak czy siak nie wzbudzi zainteresowania fotografów i kamerzystów. I tak też się stało. Była pospolita jak szara myszka. Co innego Gussie, która włożyła suknię z czarnej koronki, a na uszach, szyi i nadgarstkach lśniły brylanty. Nie brylanty, zreflektowała się Bess, ponieważ już je sprzedano. Ta biżuteria była sztuczna, ale na zdjęciach nie będzie tego widać. W dodatku Gussie odstawiła dla fotografów prawdziwy show. Bess na nią teraz nie patrzyła. Za bardzo wstydziła się tego, jak matka zamieniła ich żałobę w widowisko. Cała Gussie, zawsze i wszędzie musiała odstawiać teatr. Porzuciła scenę, by poślubić Franka Samsona, co dawało się zauważyć gołym okiem.

      – Nie chcę sprzedawać domu – oświadczyła Gussie stanowczo, zerkając na córkę. – Musi być jakiś inny sposób.

      – Mogłybyśmy go sprzedać z opcją wynajmu od nabywcy – odparła Bess. – Dzięki temu mogłybyśmy zachować pozory, jeśli tylko to dla ciebie się liczy.

      – Bess, co w ciebie wstąpiło? – Gussie aż się zaczerwieniła

      – Jestem zmęczona, mamo. Zmęczona i wykończona z bólu i wstydu. Kochałam ojca. Nie mieści mi się w głowie, że odebrał sobie życie.

      – To tak samo jak mnie. – Gussie zachlipała.

      – Czyżby? – Bess odwróciła się na siedzeniu СКАЧАТЬ