Tropy. Franciszek Mirandola
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Tropy - Franciszek Mirandola страница 2

Название: Tropy

Автор: Franciszek Mirandola

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ na dół i przypadły do kolan nieznajomego, tuląc się doń miłośnie.

      Brał je łaskawie po kolei i przyciskał do piersi.

      Od dotknięcia jego rąk i szaty stawały się srebrzyste i piękne.

      Gołębie opowiadały, co widziały.

      Jak daleko sięgnąć mogły wzrokiem, wszędy na całym świecie pracowali ludzie. Ścinali lasy, karczowali poręby, drążyli się w głąb ziemi, szukając kopalin użytecznych, inni zaś, pozornie nic nie czyniąc, wytężali myśl nad sprawami świata, albo znów dumali o tym, żali w zaświatach, w przepastnych głębiach przestrzeni, znajdują się twory podobne ludziom, stworzone na ich podobieństwo. Znów inni zatapiali się w pytaniach o początku i sensie świata, byli zaś i tacy, którym ponad wszystko stało prawić, jak to żyć trzeba poczciwie i zgodnie z wolą bożą.

      Wszędy zaś, przy każdej gromadzie siedział zawsze Człowiek z wiadrem i poił spragnionych wodą dobytą z głębi ziemi, wspólnej rodzicielki wszystkich.

      Gdy to mówiły gołębie, zjawili się u studni ludzie, pić żądający.

      Człowiek z wiadrem wstawał niechętnie i napoił ich, a oni odeszli.

      Ale zbrakło wody dla ostatniego.

      Człowiek z wiadrem musiał znowu napracować się niemało, nim naciągnął wody.

      Gdy wiadro stanęło na cembrowinie, nagle plusnęło coś i wyskoczyła na trawę maleńka, złocista rybka.

      Poderwała się raz jeszcze w górę i przemieniła nagle w skrzydlatego gołębia, który usiadł na cembrowinie studni.

      Gołąb był zadyszany i drżał ze zmęczenia czy strachu.

      – Opowiadaj! – ozwał się nieznajomy. Człowiek z wiadrem pochylił się ku niemu i szepnął:

      – Panie… może lepiej będzie zaczekać, aż ten oto nasyci się i odejdzie.

      – On nie zrozumie… – odparł nieznajomy. – On nawet nie widzi mnie, ni tego gołębia, ani słów, jakie zamieniamy, nie pochwyci. Nie znasz, widzę, ludzi…

      – O panie! – zaczął gołąb. – Przybierałem różne postaci i dotarłem wszędy5, gdzie dotrzeć może myśl człowieka. Posuwałem się pod bieg6 wody, zaglądając wszędy, skąd się sączy choćby jedna kropla. Przy samej studni toruje sobie drogę źródło przez wielki, stary grobowiec, opłukując kości poległych w jakichś dawnych zapasach, powyż7 jest złoże zbroi zardzewiałych, kopii i mieczów starożytnych. Widziałem, jak krew ludzka mięsza8 się z wodą, jak w nią wsiąkają ostatnie westchnienia konających, ich klątwy i ból. Płynie poprzez zaciśnięte pięści i zakamieniałe serce, opłukuje czarne zgliszcza popalonych wsi i miast, napawa się słonymi łzami sierot i wdów. Przez całą drogę nie spotkałem najmniejszej przestrzeni, gdzie by źródło płynęło przez nietknięte niedolą ludzką pokłady. Czy starsze, czy młodsze mijałem warstwy, wszędy widziałem, jak woda zabiera i unosi z sobą ślady bólu i grzechu, jak się pełni9 trucizną okropną, trupim zakaża się jadem.

      Granitowych chyba starych skał dawnych epok sięgnąć by musiało źródło, by dotrzeć do czystych, nieskalanych miejsc, pozostałych z czasów, kiedy nie było człowieka na ziemi.

      Ale stamtąd nie biją źródła.

      Nieprawdą jest, że woda czyści się, ciekąc przez ziemię. Krystaliczność jej to pozór tylko. Żadna nauka nie wykryje składników, jakie zawiera. Czyż można to zbadać?

      O, zaprawdę teraz wiem dobrze, że ludzie stąpają po zmarłych, karmią się ich ciałem i piją ich ból i ich grzech.

      I dlatego są, czym są.

      Gołąb zamilkł, a Człowiek z wiadrem obrócił wzrok na nieznajomego.

      Siedział zamyślony.

      Nagle stuknęło coś.

      Obejrzeli się obaj.

      Spragniony objął ciężkie naczynie i przyłożył usta do jego brzegu.

      Człowiek z wiadrem rzucił się ku niemu, chcąc mu wzbronić napoju.

      – Niech pije… niech pije! – powiedział nieznajomy i dodał: – Czyń, co ci zostało przykazane.

      – Jakoż to będę mógł teraz czynić, o panie? – jęknął boleśnie Człowiek z wiadrem. – Jakoż to będę mógł teraz czynić?

      – Będziesz mógł czynić przez cały czas, jaki ci został przeznaczony, jeśli zaprzestaniesz gołębie wypuszczać swobodnie, gdzie im się latać spodoba.

      Wstał z kamienia, skinął mu przyjaźnie głową i odszedł z wolna.

      Za chwilę majaczył już tylko jak opar srebrzysty na bezkreślnej, szafirowej dali.

      Ulica Dziwna

      Po wąskich, krętych, licho oświetlonych schodach wydostał się na trzecie piętro starego, zamieszkałego przez biedaków domu i otwarł drzwi wielkim, niezdarnym kluczem.

      Był zmęczony długą służbą w biurze telegraficznym. Ile razy wracał do siebie, tętniło mu w głowie, stukało najniemożliwsze10 rzeczy. Dopiero po dwu szklankach herbaty z rumem wyjaśniała mu się duchowa sytuacja, ale i ona nie była najlepsza. Widział przed sobą nieskończenie długie lata pracy beznadziejnej, jednostajnej, męczącej i głupiej.

      Zaświecił małą, krzywą lampkę, przysłoniętą papierową umbrą, wdzianą na szczątki właściwej szklanej umbry, która przed latami już utraciła blisko połowę swej peryferii.

      Pokój, a raczej pokoik i kuchnia, wydzielone z większego mieszkania, zajmowanego przez jakieś dziwnego nabożeństwa damy, był brudny, zaniedbany i wyglądał bardzo nieprzyjemnie. Ale polubił je z biegiem czasu, jak człowiek ostatecznie polubić musi każdą rzecz, z którą obcuje ciągle. Więźniowie przywiązują się do swej celi równie dobrze jak bogacz do wspaniałego gabinetu… bardziej może, bo ciasnotę wypełniają myśli i sny… jedyne dobro człowieka biednego. Śni się i zdaje się, że tyle… jeszcze tyle przed nami.

      Zapalił maszynkę naftową i poszedł do kuchni po wodę. Wyciągnął rękę, chcąc odkręcić kurek, gdy nagle zatrzymał się.

      Z dzioba wodociągu spadały krople. Machinalnie wsłuchał się w ten szybki rytm nieregularnie kapiącej wody.

      Czytał pośpiesznie:

      – Ulica Dziwna liczba 36… ulica Dziwna…

      Zimny dreszcz go przeszedł. Potem szybko przebiegł myślą adresy dzisiejszych depesz.

      Nie, СКАЧАТЬ



<p>5</p>

wszędy – wszędzie. [przypis edytorski]

<p>6</p>

pod bieg – pod prąd. [przypis edytorski]

<p>7</p>

powyż – dziś popr.: powyżej. [przypis edytorski]

<p>8</p>

mięszać (daw.) – dziś popr.: mieszać. [przypis edytorski]

<p>9</p>

pełnić się – napełniać się. [przypis edytorski]

<p>10</p>

najniemożliwszy – dziś popr.: najbardziej niemożliwy. [przypis edytorski]