Marcin Studzieński. Władysław Syrokomla
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Marcin Studzieński - Władysław Syrokomla страница 3

Название: Marcin Studzieński

Автор: Władysław Syrokomla

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежные стихи

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ o jej rękę przy świadkach proszę».

      X

      Podumał trochę Stefan Kotwica,

      Spojrzał na wójta i resztę gości,

      «Nie, panie bracie!… nie chcę szlachcica,

      Nam nie potrzeba waszéj zacności;

      My się na zięcia takiego piszem,

      Co go zrodziła matka mieszczanka,

      Co byłby w handlu mym towarzyszem,

      Co by po towar jeździł do Gdańska,

      Co by miał grosza swego dostatek,

      Nie patrząc na to, co mu zostawię,

      A na ratuszu u sądu kratek

      Obok mnie zasiadł na rajców ławie.

      A waszmość szlachcic – herbu Gryf pono;

      Cóż mi z waszego Gryfa czy Smoka?

      Masz chudą szkapkę, szablę stępioną:

      Ot i dostojność wasza wysoka!

      Pójdziesz na wojnę lub siądziesz w mieście

      Na teściowego kawałku chleba;

      Jeszcze by bracia rzekła nareszcie,

      Że mi szlacheckich związków potrzeba!

      A toż mi na co? – nie, panie bracie!

      Nie waż mi więcéj wdzięczyć się do niej.

      Lepszy cechowy przy swym warsztacie

      Niż lichy szlachcic, co wiatry goni».

      «Dobrze powiedział… czyta jak z księgi» —

      Krzyknęli goście już podchmieleni,

      «Wiwat Kotwica! mieszczanin tęgi,

      Co tak dostojność mieszczańską ceni!»

      Podano gościom miodu antały

      I rozpoczęto huczne wiwaty;

      Żalem i wstydem przejęty cały,

      Rycerz Studzieński wyszedł z komnaty.

      Zarzucił rysią delię na szyję,

      Hełmem płonące czoło osłania

      I na spłakaną w kącie Maryję

      Rzucił boleśny wzrok pożegnania.

      Część druga. Obmurowanie Wilna

      I

      Stara stolica Giedyminowa,

      Wilno, pieszczota pięknéj natury

      Pomiędzy gaje, pomiędzy góry

      To kwiat, co w dzikiem zielsku się chowa…

      Gdy się na strome wdzierasz urwisko

      Albo brniesz piaskiem, drogą pochyłą,

      Nigdy byś nie zgadł, że Wilno blisko,

      Gdyby twe serce silniéj nie biło.

      Gdy przed twojemi mignie oczyma

      Szczyt pierwszéj wieży, pierwszego krzyża,

      Czujesz dreszcz święty, ów dreszcz pielgrzyma,

      Co się ku miejscu świętemu zbliża;

      Korne kolano samo się zgina,

      Serce uderza tętnem żałoby:

      Bo tu Litwina Mekka, Medyna,

      Tu jej proroków kolebki, groby!

      Tu przed wiekami Litwini starzy

      Palili bogom ofiarne znicze,

      Tu Przenajświętszéj Panny oblicze

      U bramy miejskiej stoi na straży,

      Tu Jagiellończyk, lilija dziewic,

      Syn uświęcony litewskiej matki,

      Patron-przyczyńca, książę, królewic,

      Złożył w świątyni ziemskie ostatki;

      Tu się męczeństwa pamiątka budzi,

      Trzy krzyże wieńczą górę pochyłą.

      Bo gdzież jest naród, gdzie miasto ludzi,

      Co by proroków swych nie zabiło?

      Niejednokrotnie nad miastem starém

      Pan różdżkę pomsty wyciągnąć raczy:

      Trapi je głodem, morem, pożarem,

      Trapi przez krwawy najazd krzyżaczy.

      To znów miłościw ku dzieciom swoim

      Daje po klęskach wytchnąć szczęśliwie;

      Ludzi nawiedza zdrowiem, spokojem,

      A urodzaje pleni na niwie,

      Baszty ukrzepia, mury rozszerza,

      Duchem mądrości nawiedza starsze,

      Wlewa odwagę w piersi rycerza,

      I zbawcze myśli w serce monarsze.

      II

      Tak wśród rozlicznych losów przemiany

      Wilno przetrwało drugie stulecie;

      Giedymin pierwsze zasnował ściany,

      Olgierd gród ojca kochał jak dziecię,

      Pod Jagiellonem w potęgę wzrasta,

      Bo czuwa nad niem łaska książęcia,

      Pogańskie czoło starego miasta

      Już Chrystusowym krzyżem uświęca.

      I z wież kościelnych zagrały dzwony,

      Kiedy pogaństwa pierzchła pomroka,

      A Pan zastępów żegna z wysoka

      Litwę i Wilno, i Jagiellony.

      A choć krzyżackie czasem znamiona

      Zawiały tutaj w bojowym szyku,

      Polski i Litwy dłoń zespolona

      Odparła Niemca aż do Bałtyku.

      Zaprzestał ufać w zdrad swoich dzieło,

      Że nas wyplemi13, że kraj nam wydrze,

      Gdy pod Grunwaldem Witold z Jagiełłą,

      Rogatą głowę strzaskali hydrze.

      Tymczasem wzrastał, wzrastał gród stary

      W sławę u ludzi, w łaskę u Boga,

      Z Niemiec od Rusi drużyna mnoga

      Szła tu osiadać, kupczyć towary,

      Sprawiać rzemiosła dłońmi biegłemi,

      Odmierzać łokciem, ważyć na szali,

      I żyć pod prawem litewskiéj ziemi,

      Co jej kniaziowie dobrzy nadali.

      III

      Co ojciec począł, to syn dokona,

      Uzacnia Wilno nad insze grody,

      Książę Kazimierz, syn Jagiellona,

      Dał przywileje nowe, swobody.

      A kiedy ludzie zewsząd się garną,

      Kiedy ład w mieście rodzi się nowy,

      Książę napisał ustawę karną,

      Aby bezpieczne były ich głowy.

      Dzieło ojcowskie umocnił jeszcze

      Kniaź СКАЧАТЬ



<p>13</p>

wyplemić – wyniszczyć całe plemię. [przypis edytorski]