Название: Kajtuś Czarodziej
Автор: Janusz Korczak
Издательство: Public Domain
Жанр: Повести
isbn:
isbn:
– Przepraszam. Czy można wyprasować kota?
– Kota? – zdziwiły się panny.
– Tak. Zdechłego. Z ogonem.
A nie zauważył, że koło drzwi siedzi narzeczony panien. A ten cap go za kark.
– Poczekaj. Ciebie wyprasujemy. Dawaj, Franka, gorące żelazko.
Silny. Mocno trzyma. Położył Kajtusia na deskę do prasowania.
– Czego pan chce?
– To jest wypchany kot.
Nie wyrywa się, tylko prosi:
– Niech pan puści.
Zlitowała się panna Frania.
– Puść go, głuptasa.
– Nie głupi on. Cwaniak, struga tylko wariata.
– A ja mówię, że nie. Dobrze mu z oczu patrzy.
– Ja wszystko wytłumaczę – jęczy Kajtuś.
– Dobrze, więc co to za zdechły kot?
Patrzy Kajtuś, że drzwi otwarte.
Dobrze, że teczkę oddał koledze: lżej było uciekać.
– Poczekaj! Spotkamy się. Poznam cię. Dostaniesz za swoje.
Dogonił go kolega.
– Cóżeś tak uciekał?
– Widać, że trzeba było10.
– Nie powiesz?
– Nie wymówiłeś11, że mam opowiadać. Dawaj teczkę. I sam sobie idź do kina. Ciesz się, żeś ze mną nie wszedł: dostałbyś, łamago.
Rozeszli się pogniewani. Nie pierwsza kłótnia Kajtusia.
I nie pierwszy zakład. Bo lubi się Kajtuś zakładać.
Rozmawiali raz w szkole o meczu.
Co ciekawsze: mecz czy kino? Czy kąpiel, czy łódka? Rower czy ślizgawka?
Mówi Kajtuś, że filmy dorosłych zawsze kończą się całowaniem.
– Chodź, pokażę ci, jak się całują.
– Chłopaka nie sztuka, ty pannę pocałuj.
– Oo, mądry. Sam spróbuj.
– Myślisz, że nie? Więc dobrze: załóż się o porcję lodów.
– Dobrze: daj rękę.
Ano, ostatnia lekcja.
Dzwonek. Spakowali książki.
Podwórko. Brama. Ulica.
– Wy idźcie za mną.
A sam naprzód.
Żałuje, że się założył.
Małej nie chce zaczepiać. Przykro. Bo się nastraszy. Zresztą powiedział, że „panna”. Więc duża.
Jak to zrobić? Idzie. Rozgląda się.
Idzie. Patrzy. Myśli. Patrzy. Czeka.
– Ta nie. I ta nie.
Mniejsza o te lody, ale wstyd przegrać. Musi postawić na swoim.
Aż nareszcie są.
Dwie. Uczennice. I starsze. Śmieją się. Rozmawiają. Nie spieszą się.
Jedna drugą nazwała Zośką.
Powiada:
– Słuchaj, Zośka, jak znów przyjdziesz…
Więcej Kajtuś nie słyszał. Ale ma plan.
Dał ręką znak, że zaczyna. Przeszedł na drugą stronę, wyprzedził je i wrócił – i prosto na spotkanie.
Idzie. Głowę zwiesił, niby zamyślony.
Już je mija. Nagle staje. Spojrzał.
– Ooo, Zośka! Kiedy przyjechałaś?
Ona patrzy. Stoi zdziwiona.
A on – hop! Objął za szyję – i pac! Pocałował.
Głupia – jeszcze się nachyliła. Tak się pysznie udało.
Dopiero oprzytomniała.
– Ty co za jeden?
– Ja? Ano Kajtuś.
– Co znów za Kajtuś?
– Nic – taki chłopak.
Oblizuje się, że niby pocałunek smaczny.
I w nogi.
One patrzą, dziwią się – aż się domyśliły.
– Poczekaj, andrusie12!
– A to zuchwały chłopak!
– Skąd wiedział, jak się nazywam?
Kolega był wtedy honorowy.
Był honorowy i miał dwadzieścia groszy.
Podzielili się lodami po równo.
Trzeci też dostał, choć mu się nie należało.
Już taki jest Kajtuś.
Niecierpliwy. Odważny. W głowie różne pomysły.
Był taki, zanim jeszcze zaczął chodzić do szkoły.
Był taki, zanim jeszcze stał się czarodziejem.
Rozdział drugi
Skargi na Kajtusia – Blizny – Antoś czy Kajtuś? – Papierosy pali – Mysz koło pieca
Skargi i skargi na Kajtusia.
– Utrapienie z chłopakiem – wzdycha mama.
– Nie biłem, ale jak stracę cierpliwość – grozi ojciec.
– Dobrze mu z oczu patrzy – uśmiecha się babcia.
– Głowę ma dobrą СКАЧАТЬ
10
11
12