Zamek z piasku. Magdalena Witkiewicz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zamek z piasku - Magdalena Witkiewicz страница 7

Название: Zamek z piasku

Автор: Magdalena Witkiewicz

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Любовно-фантастические романы

Серия:

isbn: 978-83-8195-183-8

isbn:

СКАЧАТЬ na nurkowanie w Egipcie. Chciał kupić mi piankę, zapisać na kurs. Wszystko we mnie krzyczało: „Po co? Przecież za chwilę będę w ciąży, a to naprawdę nieodpowiednie miejsce dla kobiety ciężarnej”. W końcu jednak stwierdziłam, że paszport mogę wyrobić. To nie jest równoznaczne z wyjazdem.

      Marek zadzwonił w momencie, gdy właśnie odchodziłam od okienka.

      – To był fantastyczny pomysł! – Usłyszałam jego uradowany głos. – Ewka nie ma nic przeciwko! Dziękuję ci, kochanie!

      Uśmiechnęłam się sama do siebie. Może odpocznie i wróci przychylniej nastawiony do świata.

      – Kiedy jedziecie? – zapytałam.

      – Wyobraź sobie, udało mi się wkręcić na ostatnią minutę. Były dwa miejsca. Ruszamy już dzisiaj. Prześpimy się u kumpla Jacka we Władysławowie i o siódmej wypłyniemy – mówił zachwycony. – Wskoczę po pracy na chwilę do domu, żeby się spakować. Mam nadzieję, że będziesz…

      – Ale… Jak to dzisiaj? – Usiadłam na pobliskiej ławce.

      – Jutro już wypływamy. Mieliśmy fuksa. Dwa ostatnie miejsca.

      – Marek, ale jutro… Wiesz…

      – Nie wiem, Werka, muszę kończyć. Kocham cię. Pa.

      – Pa.

      Siedziałam przez chwilę zmartwiona. Przecież jutro jest wyczekiwany co miesiąc pik owulacyjny. Albo w niedzielę. Marka nie będzie. Stracony miesiąc. Cholerny stracony miesiąc. Po cholerę kazałam mu jechać na tego dorsza? On nawet nie rozumie, co czuję… A ja nie potrafię mu tego wytłumaczyć.

      * * *

      Pojechał na tego dorsza. Z każdą godziną miałam wrażenie, że marnujemy czas. Że moglibyśmy się teraz kochać, teraz właśnie moglibyśmy począć nasze dziecko, a ten na morzu jakieś ryby będzie łowił. Kiedyś powiem naszemu dziecku:

      – Kochanie, byłabyś wcześniej na tym świecie, ale tatuś musiał jechać na ryby. Konkretnie dorsza. Dorsz to taka ryba morska, kochanie. Wprawdzie nie bardzo ją już lubię, przejadła mi się, ale cóż robić. Tatuś musiał z bandą mężczyzn napić się piwa i udawać, że łowi ryby.

      Parsknęłam śmiechem. A potem natychmiast zaszkliły mi się oczy. Pamiętam, że przemknęła mi przez głowę myśl, żeby pojechać tam za nim, tylko na chwilkę, zrobić, co trzeba, i grzecznie wrócić do domu.

      Nie myślałam wtedy, że zaczynam traktować swojego męża tylko i wyłącznie jako dawcę. Zniknęły emocje, nie było pożądania. Seks przypominał niemiecki porządek. Eins, zwei, eins, zwei… Pamiętam, jak kiedyś podczas przełączania kanałów natknęliśmy się na scenę seksu w niemieckim filmie. Dokładnie tak to wyglądało. On załatwił swoje, ona swoje, papieros, kołdra i spać. U nas nie było papierosa. Byłam tylko ja z cholernymi nogami w górze. Ale wtedy miałam cel. I nogi pod sufitem miały pomóc w jego realizacji.

      Zastanawiałam się, czy gdybym powiedziała Markowi, by został, zmieniłby plany weekendowe. Pewnie nie. A może nawet by zmienił, ale byłby na mnie wściekły. Po raz kolejny usłyszałabym, że jako człowiek już się dla mnie nie liczy, że jest tylko dawcą nasienia.

      Nie mogłam siedzieć sama w domu. Wieczorem zadzwoniłam do Ewy. Źle się czuła, nie chciała się spotkać. Pozostała Dominika. Wybrałam jej numer. Odebrała roześmiana.

      – Cześć, Werka! Właśnie miałam do ciebie dzwonić. Jestem we Władysławowie. Siedzę grzecznie i piję piwko i nawet nie zgadniesz, kogo spotkałam!

      Oczywiście zgadłam. Jeżeli Dominika się chwali, że kogoś spotkała, to na pewno musiał to być mój mąż. Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć.

      – Marek siedzi tu ze mną i cię pozdrawia. Nie chce za dużo pić, bo mówi, że rano jedzie na jakieś ryby – gadała jak nakręcona. – Jak mogłaś takiego przystojniaka samego wypuścić?

      No właśnie. Jak mogłam? Denerwowała mnie ta rozmowa i denerwowała mnie Dominika. Pamiętając jej słowa, że każdy wagonik można odczepić, nie byłam za bardzo zadowolona, że mój mąż natknął się na nią akurat w momencie, kiedy pojechał odpocząć i odreagować trudne chwile z wyłącznie prokreacyjnie nastawioną żoną.

      Czułam, że coś mnie ściska w środku. Marek nigdy nie dawał mi powodów do zazdrości, ale Dominika była nieobliczalna i zdolna do wszystkiego.

      Zrobiłam sobie kolację, ale nie mogłam niczego przełknąć. Co, jeżeli ona użyje swoich wdzięków, wystawi długie nogi i zatrzepocze rzęsami? A Marek pojechał odpocząć od żony…

      Siedziałam z telefonem w dłoni niemalże do północy. Czekałam na jakiegoś SMS-a, zwykłe dobranoc. Nie wytrzymałam. Zadzwoniłam. Odebrał po chwili.

      – Śpisz już? – zapytałam. – Chciałam ci powiedzieć dobranoc.

      – Dobranoc. – Słyszałam w jego głosie uśmiech. – Odprowadzam Dominikę do hotelu i wracam do Jacka.

      – Nie ma go z wami?

      – Nie, szybko odpadł. Zostałem z Dominiką.

      – Sami? – Zaniepokoiłam się.

      – Chyba nie jesteś zazdrosna? – Roześmiał się. W tle usłyszałam śmiech Dominiki.

      – Nie, nie… Dobranoc, kochanie. – Rozłączyłam się. Byłam zazdrosna. Byłam cholernie zazdrosna. Ja siedziałam sama w domu, a mój mąż spędzał piątkowy wieczór z moją przyjaciółką. Przyjaciółką? To chyba za dużo powiedziane. Z koleżanką, która by zdobyć faceta, nie przebierała w środkach. Powinnam być pewna Marka. Ale nie byłam. Niczego nie byłam już pewna.

      Siedziałam sama w naszym mieszkaniu, łzy płynęły mi po twarzy, a Marek spędzał czas z Dominiką. W nasze spokojne i poukładane do tej pory życie wkradło się coś, co przeszkadzało. Bardzo przeszkadzało.

      Chyba nie do końca opanowaliśmy tworzenie podstawowej harmonii, jaką była gama C-dur naszego życia.

      Teraz zdaję sobie sprawę, że nie docenialiśmy wtedy tych podstawowych nut naszego związku. Podchodziliśmy do tego chyba zbyt… rutynowo. Dlaczego nikt nigdy nam nie powiedział, że jeżeli nie osiągniemy doskonałości w codziennym, często nudnawym życiu, to nie mamy szans, by w dalszej drodze, którą pójdziemy, spotkać szczęście?

      Wtedy, gdy płakałam, leżąc na jego poduszce, uzmysłowiłam sobie, że to rozstanie na krótki czas, ta niepewność, spotkanie Dominiki to taka fałszywa nuta w naszym związku. Miałam nadzieję, że nie spowoduje ona, że już wspólnie nie będziemy umieli grać.

      * * *

      Przespałam cały weekend. Nie mogłam myśleć. Postanowiłam być dobrą żoną i nie wspominać o dziecku. Chciałam być tylko dla niego.

      Wrócił w niedzielę wieczorem. Bez ryb.

      – Nic nie złowiłeś? СКАЧАТЬ