Ostatnie lata polskiego Wilna. Tomasz Stańczyk
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ostatnie lata polskiego Wilna - Tomasz Stańczyk страница 22

Название: Ostatnie lata polskiego Wilna

Автор: Tomasz Stańczyk

Издательство: PDW

Жанр: Документальная литература

Серия:

isbn: 9788380795266

isbn:

СКАЧАТЬ się zatem na żołnierski „bunt” przeciw dyktatowi Zachodu, uznał bowiem, że metoda faktów dokonanych jest zdecydowanie najlepsza.

      Do przeprowadzenia tej operacji wybrał pochodzącego z Wileńszczyzny generała Lucjana Żeligowskiego. Urodzony w 1865 roku oficer podczas I wojny światowej służył w armii rosyjskiej, a następnie wstąpił do polskich formacji w Rosji. Był dowódcą brygady w I Korpusie Polskim, a po jego likwidacji nie złożył broni. Wiosną 1919 roku powrócił do Polski wraz z zorganizowaną przez siebie na Kubaniu 4. Dywizją Strzelców. Był to jedyny z powstałych w Rosji związków taktycznych, który znalazł się w odrodzonej Polsce z bronią w ręku.

      Żeligowski odegrał wielką rolę (być może decydującą) podczas Bitwy Warszawskiej w sierpniu 1920 roku. Dowodził wówczas 10. Dywizją Piechoty, a po przydzieleniu mu jeszcze dwóch innych dywizji otrzymał rozkaz odbicia Radzymina leżącego zaledwie 30 kilometrów od stolicy. Żegnając się po obiedzie w pułku wileńskim Dywizji Litewsko-Białoruskiej, powiedział, że właśnie „jedzie do Jabłonny, stamtąd na Nieporęt i popędzi bolszewików”1.

      Generał dotrzymał słowa, a w dramatycznych chwilach walk pod Radzyminem wykazywał się stoickim opanowaniem. Gdy zaniepokojeni oficerowie pytali o dalsze rozkazy, wskazał na kuchnię polową i oznajmił, że teraz „zjemy ta zupa”, a potem się zobaczy2.

      O sukcesie natarcia zdecydowało także zignorowanie przez niego rozkazu dowództwa frontu, w którym nakazano frontalne uderzenie na Radzymin. Generał uznał, że kluczową pozycją są wzniesienia we wsi Mokre i tam skierował atak. Odniósł sukces, co umożliwiło Piłsudskiemu uderzenie następnego dnia znad Wieprza3.

      Piłsudski wezwał Żeligowskiego do siebie. General myślał, że dostanie propozycję objęcia jakiegoś nowego stanowiska i zamierzał odmówić. Wojna była już właściwie skończona i pragnął osiąść w swoim mająteczku, uważał jednak, że „tylko Wilno mogło zmienić jego postanowienia”. Uważał bowiem, że „my, obywatele naszej ścisłej ojczyzny Litwy nie mogliśmy nawet wrócić do domu swego, w którym usadowił się obcy naród żmudziński, protegowany przez Niemców i odnoszący się wrogo do wszystkich, którzy służyli w szeregach polskich”4.

      Piłsudski zdawał sobie sprawę z odczuć podkomendnego, dlatego gdy ten zameldował się u niego, dał mu rozkaz objęcia dowództwa Dywizji Litewsko-Białoruskiej. Była ona złożona głównie z członków dawnych samoobron Wilna i Grodna, co miało duże znaczenie w kontekście dalszego przebiegu rozmowy.

      „Marszałek ocenił sytuację – wspominał generał. – Bolszewicy oddali Wilno rządowi kowieńskiemu. Polska nie może tu nic zrobić, gdyż nie pozwolą na to państwa koalicji i ponieważ w Spa Wilno zostało przez rząd polski oddane Litwie. Jeżeli teraz Wilna nie wyratujemy, to historia nam tego nie daruje. I nie tylko Wilna. Musimy odbudować Litwę. Może to zrobić tylko sama ludność – jej synowie w Litewsko-Białoruskiej Dywizji. […] Trzeba by było stworzyć Rząd Tymczasowy z osób znanych na Wileńszczyźnie. Prócz tego trzeba było się spieszyć, gdyż Komisja Ligi Narodów, która miała wkrótce przyjechać, mogła bardzo utrudnić sprawę”5.

      Piłsudski ostrzegł generała, że powierza mu bardzo ryzykowną misję. Otwarcie stwierdził, że może „nastąpić moment, że nawet on będzie zmuszony pójść przeciwko niemu”. Dlatego wszystko Żeligowski musi wziąć na siebie, a Komendant nie mógł mu wydać formalnego rozkazu. „Takich rzeczy się nie rozkazuje”6.

      Żeligowski nie namyślał się ani chwili. Wspólnie z Marszałkiem ustalili, że generał napisze do niego – jako Naczelnika Państwa – list z pytaniem, co polski rząd zamierza zrobić z Wilnem zajętym przez Żmudzinów. Przecież obywatele Litwy nie mogą wrócić do rodzinnego miasta, które jest okupowane przez rząd z Kowna. Na ten list Piłsudski miał odpowiedzieć, że jako Litwin doskonale rozumie problem, ale pomimo całej sympatii nic zrobić nie może.

      Żeligowski zorganizował akcję pod hasłem „wracamy do domu”, a jego główną siłą była Dywizja Litewsko-Białoruska. Pod dowództwo Żeligowskiego skierowano także żołnierzy, którzy nie pochodzili z Wileńszczyzny i nie byli specjalnie zachwyceni wymarszem na kolejną kampanię.

      „Nastrój był niejednolity – relacjonował generał. – Gdy Wilnianie i ludzie z kresów czekali wymarszu z radością, to Polacy z Galicji i Królestwa nie mieli żadnej ochoty walczyć o obce dla siebie Wilno”7.

      Żeligowski wspomniał, że kilku oficerów wręcz odmówiło udziału w „buncie”, w efekcie czego obawiał się nawet buntu przeciw „buntowi”, tym bardziej że 7 października zostało zawarte porozumienie suwalskie dotyczące zawieszenia broni pomiędzy walczącymi na tamtych terenach wojskami polskimi i litewskimi. Wyznaczona lina demarkacyjna docierała do Bastun na wysokości Wilna, dlatego zapewne Litwini uznali, że miasto pozostanie po ich stronie. Ale tytuł umowy wyraźnie określał, iż ustala ona tymczasowe modus vivendi obowiązujące do momentu ostatecznego uregulowania stosunków między oboma państwami. W treści porozumienia natomiast podkreślono, że linia demarkacyjna nie przesądza w niczym terytorialnych praw żadnej z umawiających się stron. Nie zmienia to faktu, że Litwini przez lata oskarżali Polaków o złamanie porozumienia suwalskiego – które nazywali układem – i o pozbawienie ich w ten sposób Wilna. Poza tym nie zwracali uwagi na fakt, że porozumienie miało zacząć obowiązywać od 10 października, a generał Żeligowski rozpoczął swój marsz na Wilno dwa dni wcześniej. Trudno zatem mówić o załamaniu czegoś, co w ogóle nie weszło w życie8. Poza tym generał nie naruszył linii rozejmowej, bo nie rozciągała się ona na teren, przez który maszerowały jego oddziały.

      Podczas marszu doszło tylko do jednej większej potyczki z wojskiem litewskim, a samo miasto nie było specjalnie bronione. Walki nie były zbyt intensywne, po obu stronach zginęło łącznie pięćdziesięciu żołnierzy. 9 października Wilno zostało zdobyte.

      „W całym mieście zapanował bezgraniczny entuzjazm – wspominał Żeligowski. – Cała ludność wysypała się na ulice. Pieśni, okrzyki i płacz mieszały się ze sobą. Z wojska i ludności zrobił się jeden wielki tłum. Każdy chciał coś mówić, coś ofiarować drugiemu. Szeregi stanęły. Żołnierzom całowano ręce, ściskano, obejmowano […] Jakaś kobieta biegnąc i coś wykrzykując, w pośpiechu wsunęła mi do ręki kawałek chleba, jacyś chłopcy karmili mego konia […] Była część domów, których okna były zamknięte. To były okna Żydów. Żydzi nie wzięli udziału w radości Wilna”9.

      Niebawem Żeligowski został zaproszony do rezydujących w Wilnie przedstawicieli państw Ententy.

      Wywiązał się dialog:

      – Jakim prawem zajął pan Wilno?

      – Zająłem Wilno i cały ten kraj dlatego, żeby bronić praw ludności i dać jej możność powiedzenia czego chce.

      – My, przedstawiciele СКАЧАТЬ