Wołanie grobu. Simon Beckett
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wołanie grobu - Simon Beckett страница 2

Название: Wołanie grobu

Автор: Simon Beckett

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: David Hunter

isbn: 9788381433013

isbn:

СКАЧАТЬ – osiem razy dłużej. Jeden, dwa, osiem. Prosta formuła, nieuchronna prawda.

      Im głębiej coś pogrzebane, tym dłużej trwa w stanie nienaruszonym.

      Zakop zwłoki, a pozbawisz do nich dostępu padlinożerne owady żywiące się martwym mięsem. Mikroorganizmy, które w normalnych warunkach strawiłyby miękką tkankę, nie mogą się obejść bez powietrza, a chłodna izolacja w postaci ciemnej ziemi dodatkowo ogranicza postęp rozkładu. Reakcje biochemiczne, które w zwykłych okolicznościach doprowadziłyby do rozpadu komórek, są spowolnione z powodu niższej temperatury. Proces, który w innej sytuacji zająłby dni lub tygodnie, może się ciągnąć miesiącami. Latami nawet.

      Czasem jeszcze dłużej.

      Pozbawione światła, powietrza i ciepła, zakonserwowane zwłoki trwają prawie w nieskończoność. W kokonie z zimnej gleby pozostają w stanie bliskim zastoju, obojętne na zmianę pór roku.

      A jednak prawo przyczyny i skutku ma tutaj zastosowanie jak wszędzie indziej. Podobnie jak w świecie przyrody nic nie ulega całkowitemu unicestwieniu, w tym wypadku nic nigdy nie jest w pełni utajnione po wsze czasy. Bez względu na to, jak głęboko umarli leżą w ziemi, wciąż dają nam odczuć swoją obecność. Jeden. Dwa. Osiem.

      Nic nie pozostaje w ukryciu na zawsze.

OSIEM LAT WCZEŚNIEJ

      Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym

      This ebook was bought on LitRes

      Jak nazwisko?

      Twarz policjantki wyrażała chłód w podwójnym sensie tego słowa. Kobieta miała zarumienione, spierzchnięte policzki. Gęsta mgła skraplała się na jej obszernej żółtej kurtce, spowijała wszystko wokół jak osiadająca chmura. Funkcjonariuszka przyglądała mi się z nieskrywaną niechęcią, jakbym to ja był odpowiedzialny za fatalną pogodę i za to, że sterczymy pośrodku wrzosowiska.

      – Doktor David Hunter. Nadinspektor Simms mnie oczekuje.

      Zerknęła z wahaniem na podkładkę i uniosła krótkofalówkę do ust.

      – Mam tu kogoś, kto chce się widzieć z oficerem prowadzącym. Jakiś Hunter.

      – Doktor Hunter – poprawiłem ją.

      Jej spojrzenie nie pozostawiało wątpliwości, że ma to gdzieś. Z radia dobiegły trzaski, po czym jakiś głos powiedział coś niewyraźnie. Nie poprawiło to jej nastroju. Patrząc krzywo, odsunęła się na bok, aby mnie przepuścić.

      – Niech pan jedzie prosto. Tam, gdzie stoją samochody.

      – Dziękuję pani uprzejmie – burknąłem, ruszając dalej.

      Rzeczywistość za przednią szybą okrywał mglisty całun, którego postrzępione fragmenty unosiły się i opadały, odsłaniając na moment ponure mokre wrzosowiska, po czym znów otulając moje auto niczym biała pierzyna. Kawałek dalej, na płaskim skrawku łąki, znajdował się prowizoryczny policyjny parking. Jeden z funkcjonariuszy zamachał do mnie ręką, wskazując wolne miejsce. Podjechałem tam, czując, jak mój citroen podskakuje na wybojach.

      Zgasiłem silnik i przeciągnąłem się w fotelu. To była długa podróż bez odpoczynku. Zniecierpliwienie i ciekawość przeważyły nad chęcią zrobienia postoju po drodze. Simms nie przekazał mi przez telefon zbyt wielu szczegółów, wiedziałem tylko, że w Dartmoor odnaleziono szczątki ludzkie; miałem być obecny przy ekshumacji. Wyglądało to na jedną z rutynowych spraw, do których wzywano mnie kilka razy w roku. Jednak w świetle wydarzeń z ostatniego roku słowa „Dartmoor” i „morderstwo” były synonimem jednego człowieka.

      Jerome’a Monka.

      Monk był seryjnym mordercą i gwałcicielem, który przyznał się do zabicia czterech kobiet. Trzy z nich były właściwie dziewczynami, a ich zwłok nigdy nie odnaleziono. Pomyślałem, że jeśli w tym grobie leży ciało jednej z nich, to jest spora szansa, że pozostałe też znajdziemy w tej okolicy. Byłaby to największa operacja tego typu w ostatnich dziesięciu latach.

      Zdecydowanie chciałem wziąć w tym udział.

      – Wszyscy sądzą, że on właśnie tam zakopuje ofiary – powiedziałem do swojej żony Kary, krzątającej się w kuchni tego ranka, gdy szykowałem się do wyjazdu. Już od roku mieszkaliśmy w wolno stojącym wiktoriańskim domu w południowo-wschodniej części Londynu, ale wciąż pytałem ją, gdzie znajdują się konkretne rzeczy. – Dartmoor to rozległy teren, nie wydaje mi się jednak, żeby było tam pogrzebanych dużo innych zwłok.

      – David… – mruknęła, zerkając wymownie na naszą córkę Alice, która właśnie jadła śniadanie,

      – Przepraszam – szepnąłem, krzywiąc się.

      Zazwyczaj byłem na tyle rozsądny, że w obecności naszej pięcioletniej córki nie wspominałem o makabrycznych aspektach swojej pracy, ale tym razem podekscytowanie wzięło górę.

      – Co to są fiary? – spytała Alice, unosząc do buzi łyżkę jogurtu i marszcząc w skupieniu brwi.

      To było teraz jej ulubione jedzenie, bo uznała, że jest za duża, aby ciągle wcinać kaszkę.

      – Chodzi o to, co robię w pracy – odparłem z nadzieją, że to zaspokoi jej ciekawość.

      Zdąży jeszcze dowiedzieć się, że życie ma także ciemne strony.

      – A dlaczego są zakopane? Nie żyją?

      – Słoneczko, kończ śniadanie – wtrąciła się Kara. – Tata musi już iść, a ty chyba nie chcesz spóźnić się na zajęcia?

      – Kiedy wrócisz? – spytała Alice, patrząc na mnie.

      – Zanim się obejrzysz. – Pochyliłem się i uniosłem ją do góry. Miała cieplutkie i niedorzecznie lekkie ciałko, a mimo to wciąż odczuwałem zaskoczenie, że jest taka namacalna w porównaniu z niemowlęciem, którym była jeszcze nie tak dawno temu. Czy dzieci zawsze tak szybko dorastają? – Będziesz grzeczna, gdy tata pojedzie do pracy?

      – Zawsze jestem grzeczna – odparła oburzona.

      Wciąż trzymała w dłoni łyżeczkę, z której właśnie spadła kropla jogurtu prosto na moje notatki leżące na stole.

      – Ojejku – westchnęła Kara, oddarła kawałek ręcznika papierowego i wytarła kartkę. – Będzie plama. Mam nadzieję, że to nie są ważne dokumenty.

      Alice zrobiła boleściwą minę.

      – Przepraszam, tatusiu.

      – Nic się nie stało. – Pocałowałem ją i posadziłem z powrotem. Zgarnąłem kartki. Pierwsza z nich kleiła się od jogurtu. Wcisnąłem wszystkie do papierowej teczki СКАЧАТЬ