Echo z otchłani. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Echo z otchłani - Remigiusz Mróz страница 21

Название: Echo z otchłani

Автор: Remigiusz Mróz

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Космическая фантастика

Серия: Chór zapomnianych głosów

isbn: 9788366517653

isbn:

СКАЧАТЬ planetę z tunelem. Alhassan obrócił się do ekranu, a pozostali załoganci szybko znaleźli się obok. Nawet milczący Gerling sprawiał wrażenie zaciekawionego.

      – Proszę bardzo – powiedział Dija Udin, wskazując palcem na wyświetlacz. – Wasz magik wyczarował dla was takie cudo. Gwiazda HR 8799 w Konstelacji Pegaza, zwana także Nakamurą. Na jednej z orbitujących ją planet sensory wykryły ujemną masę.

      – Jak daleko? – zapytała nerwowo Ellyse.

      – Sto dwadzieścia dziewięć lat świetlnych od Ziemi. Planeta to Nakamura-Amano, temperatura trzynaście stopni Celsjusza, okres orbitalny trzydzieści siedem dni. Wewnętrzna granica ekosfery i…

      – To wszystko bez znaczenia – wtrącił Hallford. – Odległość jest zbyt duża.

      – Biorąc pod uwagę ogrom wszechświata, to najbliższe sąsiedztwo – zaoponował Alhassan z uśmiechem. – Teraz pozostaje wam tylko postanowić, czy jesteście gotowi zamrozić się na dobre trzysta lat, bo tyle zajmie podróż w obie strony. Ale sukinsyn jest tego warty, prawda?

      Obrócił się i wyszczerzył jeszcze bardziej.

      14

      Dija Udin wszedł do swojej kajuty, a potem opadł ciężko na łóżko. W pomieszczeniu obok ulokował się Hans-Dietrich, któremu niespieszno było z powrotem na pusty pokład ISS Wolszczana. Trudno było mu się dziwić, biorąc pod uwagę niesubordynację, której się dopuścił.

      Ledwo Alhassan zmrużył oczy, a rozległ się sygnał z korytarza. Westchnął i podciągnął się na łóżku, po czym dotknął właściwego miejsca na wezgłowiu. Śluza natychmiast się otworzyła, w progu zaś stanęła Nozomi.

      – Zapraszam – powiedział. – Miałem właśnie odsapnąć, ale chętnie posłucham twojego marudzenia.

      Bez słowa weszła do środka i podeszła do szafki z napojami. Nalawszy sobie wody, połknęła pigułkę energetyczną i usiadła przy stoliku na środku kajuty.

      – Kim ty jesteś? – zapytała.

      – Dija Udin oznacza „jasność wiary”. Al– to przedrostek, a hassan znaczy „piękny”.

      – Więc imię nie ma z tobą nic wspólnego.

      – Piękny może nie jestem, ale wiara moja jaśnieje.

      – Jaka wiara? – zapytała Ellyse, patrząc w okno. – Na Ziemi nie ostała się już żadna religia.

      – Noszę ją w sercu, inszallah – odparł Dija Udin, kładąc rękę na piersi i pochylając głowę.

      – Skończ pieprzyć.

      – Mówię to, co dyktuje mi…

      – Jesteś sztucznym tworem, Alhassan – ucięła. – Nie masz serca, duszy ani nawet rozumu. Wszystko, co robisz, jest wynikiem działania pewnych mechanizmów.

      – Tak jak w twoim przypadku.

      Nozomi wzięła łyk wody, nie odrywając od niego wzroku.

      – Nie mam zamiaru dywagować o sztucznej inteligencji – odparła. – Wiem, że Håkon miał nadzieję przeprogramować cię konchą. Chciał, żebyś odkupił swoje winy.

      – Naukowcy lubią czasem coś sobie ubzdurać.

      – Nie zasługiwałeś na to, co chciał dla ciebie zrobić.

      Dija Udin wzruszył ramionami.

      – Naprawdę potrzebuję tych socjalek – odezwał się.

      – Dostaniesz je, jak tylko znajdziesz sposób, byśmy dostali się na Nakamurę-Amano.

      – Nieustannie o tym myślę. Układam w głowie równania, które przechytrzą Einsteina i Alcubierre’a.

      Ellyse długo milczała, patrząc na niego bez wyrazu.

      – Wiesz, co mi się wydaje? – spytała w końcu.

      – Że się we mnie powoli zadurzasz?

      – Że tak naprawdę nie masz pojęcia, jak możemy się tam dostać. I tym bardziej nie wiesz, jak sterować tunelem bez konchy – odparła ze stanowczością. – Grasz na czas, licząc na to, że uda ci się wezwać Diamentowych.

      – Jeśli rzeczywiście w to wierzysz, powinnaś mnie ubić.

      – Jestem tego bliska.

      Alhassan doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie trzeba było wiele, by załoganci Kennedy’ego zorientowali się, że wodzi ich za nos. Wystarczyło, że ich początkowy entuzjazm trochę opadnie, a przejrzą na oczy. Podróż w kriostazie nie wchodziła w grę, a nie istniał napęd, który pozwalałby na zaginanie czasoprzestrzeni i poruszanie się szybciej od światła. Jedyną formą takich podróży był Terminal na Rah’ma’dul.

      – Spokojnie – powiedział. – Wyciągnę was z opresji i uratuję tego biednego sukinsyna, który teraz mrozi się w najlepsze.

      – Gówno prawda.

      – Kocham go jak brata – zapewnił.

      Ellyse pokręciła głową, a potem wstała od stołu. Bez słowa opuściła jego kajutę, na odchodnym nawet na niego nie spoglądając. Dija Udin odetchnął z ulgą i ułożył się wygodnie na łóżku.

      Zasnął szybko, choć w istocie snu nie potrzebował. Lata temu przestał jednak rozważać te kwestie. Został w taki sposób zaprojektowany – i tak musiało być. Podobnie rzecz miała się ze wszystkim innym.

      Zbudził go sygnał alarmowy, który wzywał wszystkich na mostek. Komputer pokładowy najwyraźniej nie był przygotowany na ewentualność, że centrum dowodzenia zostanie zniszczone przy próbie abordażu.

      – Co, do cholery… – burknął, podnosząc się z łóżka.

      Ruszył do drzwi, ale te ani drgnęły. Uderzył w nie pięścią, mając serdecznie dosyć wyjącego sygnału dźwiękowego. Wcisnął przycisk interkomu.

      – Hej! – krzyknął. – Otwierać moją kajutę!

      Odpowiedziała mu cisza.

      – Co się tam dzieje?

      Przemknęło mu przez myśl, że Wieronika Romanienko wzięła się do roboty. Widząc, że sytuacja zmierza w niekorzystnym dla niej kierunku, musiała uznać, że lepiej zdusić bunt w zarodku. Zaatakuje Kennedy’ego, weźmie załogantów do niewoli, a potem przemówi im do rozsądku.

      Statku i tak nie potrzebowała, mogła podziurawić go jak sito.

      – Słyszy mnie ktoś? – zapytał Alhassan.

      Nadal nikt nie odpowiadał. Dija Udin rozejrzał się po kajucie w poszukiwaniu obiektywów. Po tym, jak Jaccard СКАЧАТЬ