Piękno ludzkiej duszy. Osho
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу PiÄ™kno ludzkiej duszy - Osho страница 11

Название: PiÄ™kno ludzkiej duszy

Автор: Osho

Издательство: PDW

Жанр: Философия

Серия: Prawdziwe życie

isbn: 9788381432238

isbn:

СКАЧАТЬ szczegóły. Po co? Żeby wytworzyć w umysłach świadomość brudu. Kiedy zakochują się w kobiecie, wiedzą dokładnie, w czym się zakochali: w całej tej flegmie i tych kościach. Aż strach pomyśleć!

      Pomiń skórę i dopiero wtedy przyjrzyj się kobiecie, w której się zakochujesz! To po prostu worek, skórzany wór! Ty jesteś workiem ze skóry, ona jest workiem ze skóry – ale ten worek wprowadza was w błąd. Bo co tam znajdziesz, jeśli wnikniesz głębiej? Coś obrzydliwego. Mnisi dźińscy ciągle przypominają o tym, że ludzkie ciało jest obrzydliwe; ich ciało także. W porównaniu z pismami innych religii dźińskie pisma zawierają najwięcej potępienia dla życia.

      Życie jest możliwe jedynie dzięki posiadaniu ciała. A kiedy tak stanowczo potępiają ciało, życie staje się niemożliwe. Kiedy cała twoja energia ulega zablokowaniu, nie może przenikać do twojego życia. Tymczasem energia musi się przemieszczać – taka jest jej natura. Znajdzie jakiś sposób. Skorzysta z tego, co oferują religie – kochaj Boga! On nie jest workiem pełnym śluzu, krwi i kości!

      Pytałem wielu mnichów, zwłaszcza hinduskich: „Jeśli nazywacie ludzką istotę workiem pełnym brudów, to czym są według was wcielenia bogów? Czy Rama nie ma w sobie śluzu?”. Byłby zapewne suchy jak Oregon. Zmarłby natychmiast, bo śluz jest absolutnie konieczny do życia. Jest jak smar dla twoich wewnętrznych mechanizmów. Raz lub dwa razy w roku łapiesz przeziębienie i wyrzucasz z siebie cały ten śluz. To jest konieczne, bo stary śluz nie jest już przydatny. Musi zostać wyrzucony, żeby na jego miejsce powstał nowy. Tak samo dzieje się z wymianą oleju w samochodzie.

      Raz na jakiś czas samochód łapie przeziębienie – zmień olej, bo inaczej go wykończysz. Olej traci po pewnym czasie swoje właściwości. Czyż Kriszna i Rama nie posiadali kości? Wtedy ich worki leżałyby bezwładnie. Jak mogliby utrzymać pozycję stojącą, jeśli nie posiadaliby kości? Nie mieli w sobie krwi? To jak wytworzyli spermę – a przecież Rama spłodził dwóch synów. Niesamowity worek – bez śluzu, bez spermy, bez krwi, bez kości – a spłodził dwóch synów! To cud, który pozostawia w cieniu wszystko to, co Duch Święty zrobił z Marią – przynajmniej ona była prawdziwym workiem.

      Jeśli mowa o przypadku Ramy, to Sita także nie była zwyczajnym workiem, takim jak ty. Obydwoje byli workami uduchowionymi! W środku byli puści. Pytałem więc tych mnichów: „Byli wypełnieni gorącym powietrzem czy może byli wypchani? Są tylko te dwie możliwości. Osobiście wolałbym być zwykłym workiem niż workiem wypchanym lub wypełnionym gorącym powietrzem. Nigdy bym się na to nie zgodził. Jest mi dobrze tak, jak jest”. Głupie pomysły, które trwają od stuleci, tylko po to, żeby te postaci wykreować na nadludzi.

      Kiedy po raz pierwszy prowadziłem wykład w Mumbaju, w roku 1960, zostałem zaproszony przez dźinów. W Mumbaju mieszka najbogatsza i największa wspólnota dźińska w Indiach i to tam odbywa się chyba największa w Indiach uroczystość z okazji urodzin Mahawiry. Wszędzie świętują ten dzień bardzo uroczyście, bo to bardzo bogaci ludzie, ale Mumbaj ma dodatkowo pewną szczególną atmosferę.

      Zapraszają sławnych mnichów, siostry, naukowców, aby z nimi dyskutować. Mój pierwszy wykład w Mumbaju odbył się właśnie podczas świętowania urodzin Mahawiry. Uczestniczyło w nich ponad dwadzieścia tysięcy dźinów. Zaproszono także sławę pośród dźińskich mnichów, najlepszego z nich – Chitrabhanu. Tak się nazywał. On też mieszka obecnie w Ameryce. I nie jest już mnichem. Poślubił dźińską kobietę i razem uciekli do Ameryki.

      Nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy, toteż nie miał on pojęcia, jakim jestem człowiekiem. Wtedy jeszcze mieszkał na stałe w Mumbaju, co zasadniczo jest zabronione dźińskim mnichom. Mogą oni pozostawać w jednym miejscu nie dłużej niż trzy dni. Co więc robią mnisi z Mumbaju? Zostają. Kiedy mnich dotrze do Mumbaju, już go nie opuszcza. Życie tam jest tak wygodne… Kto chciałby kontynuować włóczęgę na boso po błotnistych ścieżkach? Mumbaj dostarcza wszelkich wygód i wszystko tu można załatwić.

      Bo podzielili Mumbaj na wiele małych miasteczek. Każda dzielnica, każda część miasta stała się osobnym miasteczkiem. Z Vile Parle przenoszą się do Dadaru, z Dadaru na promenadę Marine Drive. Mumbaj jest wielki; ma mnóstwo dzielnic i targowisk. A mnisi cały czas krążą: trzy dni w Vile Parle, trzy dni w Dadarze, trzy dni w Santacruz, trzy dni w Juhu, trzy dni w Chowpatty.

      I ten mnich – Chitrabhanu – przebywał w Mumbaju przez piętnaście lat! Cieszył się dużym szacunkiem. Był najlepszym mówcą spośród mumbajskich dźinów, toteż podczas tamtej uroczystości przemówił jako pierwszy. Ja byłem zupełnie nieznany i na dodatek nie byłem mnichem. Nikt właściwie nie był pewny, czy w ogóle jestem dźinem.

      Za zaproszeniem mnie do Mumbaju stał jeden człowiek, a zresztą nastąpiło to przez przypadek. Ten właśnie człowiek – Chiranjilal Badjatya z Wardhy – był głównym menedżerem jednego z bardzo bogatych Hindusów, Jamnalala Bajaja. I osobą, która sprowadziła Mahatmę Gandhiego z Sabarmati koło Ahmedabadu w prowincji Gudźarat do miasta Wardha w stanie Maharasztra. Był on człowiekiem niezwykłym, bardzo prostym i kochającym; nigdy nie przyszło mu nawet do głowy, że dwie osoby – Chitrabhanu i ja – mogą stanowić aż takie przeciwieństwa.

      Sprowadził on Gandhiego, ponieważ był w stanie przekonać Jamnalala Bajaja o ogromnych korzyściach, jakie z tego wynikną. Wardha leży w centrum kraju, a Bajaj miał oddziały swojej firmy w całych Indiach. Chiranjilal Badjatya, chociaż sam był biedny, miał duży wpływ na Jamnalala. Wytłumaczył mu, że sprowadzając Gandhiego do Wardhy, wyświadczy ogromną przysługą swemu krajowi, a samo miasto stanie się dzięki temu niepisaną stolicą Indii. I tak właśnie było aż do odzyskania niepodległości. Delhi było stolicą dla Brytyjczyków, ale hinduscy bojownicy o wolność skupiali się wokół Gandhiego i jego aśramy w mieście Wardha. Tam prowadziły wszystkie drogi rewolucjonistów.

      Chiranjilal Badjatya miał wpływ na Jamnalala Bajaja i cieszył się jego wielkim szacunkiem; zresztą był on naprawdę cudownym człowiekiem. Nie sposób było go nie szanować, chociaż był jedynie menedżerem. Przyciągnął więc Gandhiego do Wardhy. Powiedział mu: „Sabarmati nie jest dla ciebie właściwym miejscem, ponieważ jesteś tam zależny od datków otrzymywanych od ludzi. Ja dam ci czeki in blanco. Kiedy skończy ci się jedna książeczka czekowa, natychmiast otrzymasz następną. Będziesz pobierał z banku takie kwoty, jakie będą ci potrzebne. Nie musisz pytać o zgodę”.

      Gandhi także miał w sobie coś z biznesmena, toteż natychmiast dostrzegł nowe możliwości. Prowadzenie aśramy w Sabarmati było dla Gandhiego trudne, chociaż mieszkało tam zaledwie dwadzieścia osób; nie radził sobie z dystrybucją otrzymywanych ubrań i posiłków.

      Możliwość korzystania co miesiąc z czeków in blanco była więc bardzo atrakcyjna. Przeniósł się do Wardhy. Wywołało to w Gudźaracie taki szok, że jeden z tamtejszych poetów, Nanalal Bhatt, napisał wiersz krytykujący Gandhiego. Do tej pory sławił go, ale po jego wyjeździe do Wardhy napisał: „Człowiek, który był świętym w Sabarmati, stał się grzesznikiem w mieście Wardha. Święty z Sabarmati dla pieniędzy upadł aż tak nisko”. Tak właśnie pisał uczeń Gandhiego. Cały Gudźarat był rozczarowany.

      I to właśnie Chiranjilal był sprawcą mojego przybycia do Mumbaju.

      Spotkaliśmy się na święcie dźinów, które raz do roku obchodzą w Dżabalpurze. Znajduje się tam piękna świątynia na wzgórzu, zbudowana przez kobietę, która zarabiała na życie, mieląc zboże. Całymi dniami mełła cudzą pszenicę, a pod koniec życia zaoszczędziła tyle pieniędzy, że mogła ufundować świątynię na wzgórzu.

СКАЧАТЬ