Łowcy nazistów. Andrew Nagorski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Łowcy nazistów - Andrew Nagorski страница 20

Название: Łowcy nazistów

Автор: Andrew Nagorski

Издательство: PDW

Жанр: Документальная литература

Серия: Historia

isbn: 9788381887144

isbn:

СКАЧАТЬ po latach, uciekł do północno-zachodniej Polski, zmienił nazwisko i pracował jako drwal w odciętej od świata wsi – jak mówił Artur Sehn: „tak daleko od cywilizacji, jak to możliwe” – aż do swojej śmierci w roku 1958. Do końca życia obawiał się, że nowi władcy Polski ukarzą go za kolaborację.

      Choć Józef i Jan Sehnowie dokonali innych wyborów życiowych, Jan z pewnością był świadom roli odegranej przez brata podczas okupacji. Świadczy o tym gotowość przyjęcia pod swój dach dwójki jego dzieci pod koniec wojny. Mieli także siostrę, która utrzymywała jakiś kontakt ze zbiegłym bratem i zapewne informowała Jana o jego losach.

      Jan nie miał własnych dzieci, lecz to nie czyniło z niego i jego żony łagodnych rodziców. „Był bardzo surowy” – wspomina jego bratanek Józef. Gdy Jan dowiedział się od żony o jakimś przewinieniu, nie wahał się wymierzać staromodnej kary – za pomocą paska. Pomógł jednak bratankowi znaleźć pracę w jednej z krakowskich restauracji i zapewnił swoim bratankom dach nad głową w czasie, gdy był on im najbardziej potrzebny.

      Jeszcze zanim wojna dobiegła końca, Jan rozpoczął swoją misję gromadzenia dowodów niemieckich zbrodni. Maria Kozłowska, jego sąsiadka z Krakowa, która później pracowała w Instytucie Ekspertyz Sądowych, którym Sehn kierował od 1949 r. do śmierci, wspomina, że we Wrocławiu (noszącym przed przyłączeniem do Polski nazwę Breslau) „szukał dokumentów w dymiących ruinach. W poszukiwaniu dowodów zjeździł całą Polskę”144.

      Kozłowska i inni współpracownicy Sehna zawsze zakładali, że to jego pasja do prawa i sprawiedliwości pchała go, by z taką determinacją i uporem gromadzić dowody nazistowskich zbrodni i opierać na nich oskarżenia, dzięki którym wielu zbrodniarzy trafiło na stryczek. Ze wszystkich sił wspierał odbudowę Polski, zniszczonej w wyniku okupacji i utraty około sześciu milionów obywateli, czyli aż 18 procent przedwojennej ludności. Wśród zabitych było około trzech milionów polskich Żydów, niemal 90 procent tej grupy145.

      Były to dobre powody jego wielkiego oddania sprawie, nie wyjaśniały jednak wszystkiego. Choć współpracownicy Sehna wiedzieli o jego niemieckich korzeniach – świadczyło o tym samo jego nazwisko – nie mieli powodu uważać akurat tego za czynnik motywujący. Wielu Polaków miało mieszane pochodzenie, a sytuacja rodziny Sehna nie była czymś niezwykłym. Kozłowska wiedziała, że ma siostrę we Wrocławiu, nic jednak nie wiedziała o ukrywającym się bracie. Z pewnością nie znała też jego osobistych losów w czasie okupacji i po klęsce Niemiec.

      Nie był to przypadek. Artur Sehn nie chce formułować ostatecznych opinii o motywach stryjecznego dziadka. Podejrzewa jednak, że utrzymywanie w tajemnicy losów brata i jego rodziny – które z pewnością musiały być znane nowym komunistycznym władzom Polski – było powodem tak zdeterminowanej pogoni za sprawiedliwością. „Może bardzo starał się być po właściwej stronie, po stronie oskarżycieli – mówił. – Można to postrzegać jako oportunizm. A może jego motywy były czyste i nieosobiste?”

      Niezależnie od motywacji rezultaty pracy Jana Sehna były spektakularne.

      Rudolf Höss pełnił funkcję komendanta Auschwitz od czasu, gdy nadzorował budowę obozu w 1940 r. do końca 1943 r. Główny obóz utworzono w dawnych koszarach w pobliżu miasta Oświęcim, po niemiecku Auschwitz. Pierwszy transport 728 Polaków przybył w czerwcu 1940 r. Byli to polscy więźniowie polityczni, głównie powiązani z ruchem oporu. W większości nie byli Żydami, jako że wywózki Żydów jeszcze się nie rozpoczęły146.

      Były więzień polityczny Zygmunt Gaudasiński wspomina: „Obóz utworzono po to, by zniszczyć najbardziej wartościową część polskiego społeczeństwa, i Niemcom się to po części udało”. Niektórzy więźniowie, jak ojciec Gaudasińskiego, zostali rozstrzelani. Powszechne były tortury, a śmiertelność w początkowej fazie bardzo wysoka. Jeśli więzień nie umarł od razu, jego szanse na przetrwanie zaczynały rosnąć, gdy tylko udawało mu się zdobyć dobrą pracę – w kuchniach, magazynach i innych miejscach – która zapewniała codzienne schronienie. Spośród 150 tysięcy polskich więźniów politycznych wysłanych do Auschwitz zmarło około 75 tysięcy.

      Po najeździe Niemiec na Związek Radziecki w czerwcu 1941 r. do Auschwitz przysłano radzieckich jeńców. Szef SS Heinrich Himmler, przewidując napływ wielkiej liczby jeńców, sporządził plany rozbudowy obozu poprzez wzniesienie drugiego kompleksu w pobliżu nieodległej wsi Brzezinka (Birkenau). Pierwsi jeńcy skierowani do pracy przy jego budowie znaleźli się w warunkach tak okropnych, że były one szokiem nawet dla nawykłych do potworności polskich więźniów. „Byli traktowani gorzej od innych więźniów” – mówił Mieczysław Zawadzki, który pełnił funkcję sanitariusza w lazarecie. Dawano im tylko rzepę i maleńkie porcje chleba, więc szybko umierali z głodu, chłodu i bicia. „Głód doskwierał im tak bardzo, że wycinali pośladki zwłokom w kostnicy i jedli je – wspominał Zawadzki. – Później zamknęliśmy kostnicę, tak że nie mogli się tam dostać”.

      Jako że większość radzieckich jeńców szybko umierała, a liczba nowych spadła, Himmler polecił Hössowi przygotować obóz do odegrania ważnej roli w „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”. Koordynowane przez Adolfa Eichmanna transporty z całej Europy zamieniły Auschwitz-Birkenau w najbardziej międzynarodowy z obozów. I choć nadal pełnił funkcję obozu pracy i obozu zagłady, wkrótce, po osiągnięciu pełnej wydajności przez komory gazowe i krematoria Birkenau, stał się największą fabryką śmierci Holokaustu. Zginęło w nim ponad milion osób, z których 90 procent stanowili Żydzi.

      W końcu 1943 r. Höss został przeniesiony do Inspektoratu Obozów Koncentracyjnych, co oznaczało ustąpienie ze stanowiska komendanta Auschwitz. Wkrótce jednak posłano go tam z powrotem z zadaniem przygotowania obozu na przybycie ponad 400 tysięcy Żydów węgierskich latem 1944 r. Tak skutecznie przeprowadził tę operację, wymierzoną w największą grupę Żydów skierowanych do Auschwitz (większość polskich Żydów została zamordowana wcześniej w innych obozach, przed ukończeniem rozbudowy Auschwitz-Birkenau), że jego przełożeni i współpracownicy nazwali tę operację Aktion Höss147.

      W kwietniu 1945 r., gdy Armia Czerwona dotarła do Berlina, a Hitler popełnił samobójstwo, Höss – jak później twierdził – rozważał pójście w jego ślady wraz z żoną Hedwig. „Wraz z Fuehrerem zginął także nasz świat – rozpaczał. – Czy dalsze życie miało dla nas jeszcze jakiś sens?”148 Zdobył truciznę, ale stwierdził, że ostatecznie rozmyślili się ze względu na piątkę dzieci. Udali się do północnych Niemiec i tam się rozdzielili, by nie zwracać na siebie uwagi. Posługując się dokumentami na nazwisko zmarłego marynarza Franza Langa, Höss zameldował się w Szkole Wywiadu Kriegsmarine na wyspie Sylt149.

      Po zdobyciu szkoły Brytyjczycy przenieśli jej personel do zaimprowizowanego obozu na północ od Hamburga. Nie zwrócili większej uwagi na człowieka, którego znali jako Franza Langa. Höss został wkrótce zwolniony i podjął pracę w gospodarstwie we wsi Gottrupel nieopodal granicy Danii. Przez osiem miesięcy mieszkał tam w stodole, pilnie pracował i nie budził żadnych podejrzeń wśród miejscowych. Hedwig i dzieci mieszkali w odległym o nieco ponad 100 kilometrów St. Michaelisdonn, mógł więc utrzymywać z nimi sporadyczne kontakty przez pośrednikówСКАЧАТЬ



<p>144</p>

Cytaty oraz informacje pochodzą z wywiadu udzielonego autorowi przez Marię Kozłowską.

<p>145</p>

N. Davies, op. cit., s. 64.

<p>146</p>

Informacje o byłych koszarach i pozostała część wczesnej historii obozu oraz cytaty z moich wywiadów z byłymi polskimi więźniami politycznymi pochodzą z: Andrew Nagorski, A Tortured Legacy, „Newsweek”, 16 stycznia 1995.

<p>147</p>

Thomas Harding, Hanns and Rudolf: The True Story of the German Jew Who Tracked Down and Caught the Kommandant of Auschwitz, s. 165.

<p>148</p>

Wspomnienia Rudolfa Hoessa, komendanta Obozu Oświęcimskiego, Wydawnictwo Prawnicze, Warszawa 1956, s. 169.

<p>149</p>

Ibidem, s. 173; T. Harding, s. 201–202.