Wszelkie Niezbędne Środki . Джек Марс
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wszelkie Niezbędne Środki - Джек Марс страница 16

СКАЧАТЬ Była 7 rano. Gliny mogły pojawić się w każdej chwili.

      Przenieśli go do biura tuż przy głównym salonie. Zdjęli mu szlafrok. Zdjęli mu kapcie. Został w samej białej bieliźnie. Wystawał tylko jego wielki brzuch napięty niczym werbel. Posadzili go w fotelu, do którego przywiązali go za nadgarstki i kostki.

      W biurze stało biurko ze staromodnym komputerem stacjonarnym z bazą i oddzielnym monitorem. Procesor był w środku solidnej stalowej skrzynki przytwierdzonej do kamiennej podłogi. Nie było żadnego widocznego otwarcia, zamka, drzwiczek. Nie było niczego. Żeby dostać się do dysku twardego, spawacz musiałby rozciąć skrzynkę. Nie było na to czasu.

      Luke i Ed stanęli nad Nassarem.

      – Masz anonimowe konto w Royal Heritage Bank na Wielkim Kajmanie – powiedział Luke. – 3 marca przelałeś 250 000 dolarów na konto należące do Kena Bryanta. Zeszłej nocy Ken Bryant został uduszony w apartamencie w Harlem.

      – Nie wiem, o czym mówisz.

      – Jesteś pracodawcą niejakiego Ibrahima Abdulramana, który zmarł dziś rano w podziemiach Center Medical Center. Został postrzelony w głowę, kiedy kradł materiał radioaktywny.

      Na moment na twarzy Nassara pojawił się cień reakcji.

      – Nie znam tego człowieka.

      Luke wziął głęboki oddech. Normalnie miałby kilka godzin na przesłuchanie tego typu podejrzanego. Dziś miał kilka minut. To oznaczało, że musi użyć małej sztuczki.

      – Dlaczego twój komputer jest przykręcony do podłogi?

      Nassar wzruszył ramionami. Zaczynał odzyskiwać pewność siebie. Luke niemal widział, jak to uczucie napływa z powrotem. Ten człowiek wierzył w siebie. Myślał, że uniemożliwi im działanie, grając na zwłokę.

      – Jest tam mnóstwo poufnych dokumentów. Mam klientów zaangażowanych w transakcje biznesowe dotyczące własności intelektualnej. Jestem także, jak już mówiłem, dyplomatą należącym do ONZ. Od czasu do czasu otrzymuję informacje, które są… Jakby to nazwać? Sklasyfikowane. Piastuję te stanowiska, ponieważ jestem znany z mojej dyskrecji.

      – Możliwe – powiedział Luke – ale będziesz musiał podać mi hasło, żebym mógł sam to zobaczyć.

      – Obawiam się, że to nie możliwe.

      Ed roześmiał się za plecami Nassara. Brzmiało to jak chrząknięcie.

      – Możesz być zaskoczony, kiedy dowiesz się, co jest możliwe – odparł Luke. – Prawda jest taka, że skorzystamy z tego komputera. A ty dasz nam hasło. Są na to dwa sposoby: łatwy i trudny. Wybór należy do ciebie.

      – Nic mi nie zrobicie – powiedział Nassar. – Już macie wielkie kłopoty.

      Luke spojrzał na Eda. Ed przesunął się i uklęknął przy prawym boku Nassara. Złapał prawą rękę Nassara w swoje dwie silne dłonie.

      Luke i Ed spotkali się po raz pierwszy ubiegłej nocy, ale już zaczęli rozumieć się bez słów. Zupełnie jakby czytali sobie w myślach. Luke doświadczał tego już wcześniej, zazwyczaj z ludźmi, z którymi przeprowadzał specjalne operacje w takich jednostkach jak Delta. Jednak rozwinięcie takich relacji na ogół zabierało więcej czasu.

      – Grasz na tym fortepianie? – zapytał Luke.

      Nassar przytaknął. – Zostałem klasycznie wykształcony. Kiedy byłem młody, dawałem koncerty fortepianowe. Nadal zdarza mi się grać w wolnych chwilach.

      Luke przykucnął i tym samym jego oczy znalazły się na tej samej wysokości co Nassara.

      – Za chwilę Ed zacznie łamać ci palce. Utrudni to grę na fortepianie. I będzie bolało, pewnie całkiem mocno. Nie jestem pewien, czy jest to rodzaj bólu, do którego przywykł taki człowiek jak ty.

      – Nie zrobicie tego.

      – Za pierwszym razem policzę do trzech. To da ci chwilę na zdecydowanie, co chcesz zrobić. W przeciwieństwie do ciebie ostrzegamy ludzi, zanim ich skrzywdzimy. Nie kradniemy materiału radioaktywnego i nie zamierzamy zabić milionów niewinnych ludzi. Cholera, w porównaniu do tego, jak krzywdzisz innych, łatwo się z tego wyliżesz. Jednak następnym razem nie będzie ostrzeżeń. Spojrzę tylko na Eda, a on złamie ci następny palec. Rozumiesz?

      – Wylecisz za to z roboty – powiedział Nassar.

      – Jeden.

      – Jesteś małym człowieczkiem bez żadnej władzy. Pożałujesz, że tu przyszedłeś.

      – Dwa.

      – Nie ośmielisz się!

      – Trzy.

      Ed złamał mały palec Nassara na wysokości drugiego knykcia. Zrobił to szybko i z niewielkim wysiłkiem. Luke usłyszał ciche chrupnięcie tuż przed krzykiem Nassara. Mały palec był wygięty na bok. Było coś niemal obscenicznego w tym kącie.

      Luke ujął Nassara za podbródek i uniósł jego głowę. Mężczyzna zgrzytał zębami, był czerwony na twarzy i z trudem łapał powietrze. Tylko jego wzrok był ostry.

      – To był tylko mały palec – powiedział Luke. – Następny jest kciuk. Kciuki bolą o wiele bardziej niż małe palce. Kciuki są też ważniejsze.

      – Bydlaki. Nic wam nie powiem.

      Luke spojrzał na Eda. Miał kamienną twarz. Wzruszył ramionami i złamał kciuk. Tym razem chrupnięcie było głośniejsze.

      Luke wstał i pozwolił mężczyźnie przez chwilę się wydzierać. Jego wrzaski rozsadzały bębenki. Słyszał, jak dźwięk odbija się echem po całym apartamencie, niczym w horrorze. Może powinni poszukać ręcznika w kuchni i użyć go jako knebla.

      Rozejrzał się po pokoju. Nie lubił takich rzeczy. To były tortury, wiedział o tym. Tyle że palce mężczyzny się zagoją. Jeśli brudna bomba wybuchnie w metrze, wiele osób zginie. Ci, którzy przeżyją, zachorują. Nikogo nie będzie można wyleczyć. Mając do wyboru te dwie opcje, palce mężczyzny i martwych ludzi w metrze, łatwo było podjąć decyzję.

      Nassar płakał. Jasna wydzielina płynęła z jednego z jego nozdrzy. Oddychał jak szaleniec. Brzmiało to jak uch-uch-uch-uch.

      – Spójrz na mnie – powiedział Luke.

      Mężczyzna zrobił, co mu kazano. Jego wzrok już nie był srogi.

      – Widzę, że kciuk przykuł twoją uwagę, więc jako następny wybierzemy lewy kciuk. Później zajmiemy się zębami. Ed?

      Ed przeszedł na lewą stronę mężczyzny.

      – Kahlil Gibran – wysapał Nassar.

      – Co? Nie słyszałem.

      – Kahlil podkreślnik Gibran. To jest hasło.

      – Tak jak ten autor? – zapytał Luke.

      – Tak.

СКАЧАТЬ