Szlacheckie gniazdo. Monika Rzepiela
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Szlacheckie gniazdo - Monika Rzepiela страница 5

Название: Szlacheckie gniazdo

Автор: Monika Rzepiela

Издательство: Автор

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-66201-59-0

isbn:

СКАЧАТЬ wróżbitów, których jednakże ekonomowa nie rozumiała. Razu pewnego zarzuciła mamkę informacjami na temat fizjonomii ludzkiej. I tak, chcąc nie chcąc, chłopka dowiedziała się, że Układ Słoneczny – co to było, nie znała – ma wpływ na ludzki charakter.

      – Jest siedem planet – powiedziała pani, przerzucając kartki kalendarza – i siedem typów ludzkich. Słuchaj! Saturnalista, czyli ten, kto się urodził pod radiacjami Saturna, nieprędko się zakochuje, ale gdy poczuje miłość, kocha bez miary. Jowialista, czyli urodzony pod wpływem Jowisza, jest wesoły, szczery i ugodowy. Marcjalista od Marsa jest gniewliwy i mściwy. Solista, czyli człowiek, który przyszedł na świat pod wpływem Słońca, jest poczciwy i mądry. Wenereista jest pożądliwy, ma upodobanie do strojów i wonności. Merkurialiści są zdolnymi poetami i filozofami. Natomiast luniści, czyli ci, którzy przyszli na świat pod wpływem Księżyca, nie potrafią się ustatkować, są lekkomyślni, przejawiają skłonność do gier w karty i kości. Czyż to nie ciekawe, moja droga?

      – Bardzo ciekawe, jaśnie pani – przyznała Hrystyna, chociaż nie miała pojęcia, o czym Pawłowska mówi.

      Pewnego dnia przy obiedzie, który z powodu znakomitego humoru Eleonory mamka spożyła wraz z państwem, szlachcianka tak rzekła do męża:

      – Powinieneś, mój miły, podążać za modą. Radzę ci, obetnij te sarmackie wąsy, które są przykładem zacofania, i porzuć staromodny kontusz. Czyż nie wiesz, że dziś mężczyźni noszą się z francuska? Nawet król Stanisław ubiera się z cudzoziemska!

      – Nie jestem fircykiem, bym miał podążać za francuszczyzną, której ty, moja droga, tak hołdujesz. Jestem Polakiem, sarmatą z dziada pradziada. Takim pozostanę. A Stanisław August może się ubierać, jak mu się podoba!

      Pani, słysząc to, wydęła wargi i nic już nie rzekła. Gracjan, choć był jej powolny, w gruncie rzeczy posiadał również wrodzoną stanowczość, a tej przemóc nie potrafiła. Gdy obiad się skończył, wstała od stołu i do swej alkowy poszła.

      Była piękna majowa pogoda roku Pańskiego tysiąc siedemset siedemdziesiątego siódmego. Szlachcianka zdecydowała, że dzieci powinny pobawić się na dworze, toteż ubrano Łukasza z francuska, Leontynie założono żółtą sukieneczkę i pani z córką w ramionach wyszła z domu. Hrystyna dowiedziała się od Pawłowskiej, że to dobrze, kiedy matka wychowuje potomstwo na łonie natury, gdyż tak zaleca pan Rousseau, autor poczytnych dzieł Emil, czyli o wychowaniuNowa Heloiza.

      – Jaka to piękna powieść ta Heloiza! – zachwycała się Tekla, której zadaniem było czytanie pani książek.

      – Istotnie, wspaniała – przyznała Eleonora. – Dziś jednak chciałabym usłyszeć Baśnie z tysiąca i jednej nocy. Teklo, przynieś książkę z biblioteczki!

      Pokojowa wykonała polecenie. Tymczasem szlachcianka ubrana w modną poloneskę i pelerynkę usiadła na dywaniku pod topolą, przy której stała drabina. Na drzewie bocian urządził sobie gniazdo i teraz wychowywał młode. Nieco dalej rozciągała się pasieka, a za nią staw, w którym hodowano karpie. W tamte strony Eleonora nie zapuszczała się prawie nigdy, bo bardzo bała się pszczół. Synowi też do owadów chodzić nie pozwalała. Ponadto lękała się, że chłopiec utopi się w stawie.

      Dzieci bawiły się na dywaniku. Leontyna próbowała już siadać, więc nie trzeba było trzymać jej stale w ramionach. Hrystyna również się przysiadła. Wiedziała, że jeszcze kilka miesięcy i przestanie być we dworze potrzebna, dlatego chciała smakować to pańskie życie, ile się dało.

      Tekla czytała powieść, lecz chłopka nic z niej nie rozumiała. Obcy język, który słyszała, uświadomił jej, że musi to być owa francuszczyzna, o której wspominał dziedzic. Zamiast więc wsłuchiwać się w niezrozumiałe słowa, obserwowała otoczenie dworu.

      Od zachodniej strony budynek okalał żywopłot. Tam też znajdowały się ogrody, których uprawą zajmował się January, stary kredensowy. Do jego zadań należała również opieka nad wozownią i lamusem. Od strony północnej w niewielkim oddaleniu od domu mieszkalnego stały spiżarnia i kuchnia, natomiast od południa rósł wieloowocowy sad.

      Pawłowska, nieobciążona żadną pracą, siły i czas oddawała przyjemnościom. Czytała książki, huśtała się w sadzie, bawiła się białymi myszkami. Gdy się zmęczyła opieką nad dziećmi, syna powierzała pod skrzydła pokojowej. Córką zajmowała się Hrystyna. Doszło do tego, że mamka musiała nie tylko karmić niemowlę, ale zajmować się nim pod każdym względem. Ekonomowa o świcie wychodziła ze swej chałupy, a wracała późnym wieczorem, więc stara Albina musiała przejąć obowiązki synowej.

      Leontyna była już na tyle duża, że w nocy nie jadła, a jeśli zdarzyło się, że zapłakała, zaraz odgrzewano kaszę na mleku i do ust jej srebrną łyżeczką wkładano.

      Pod koniec lipca Pawłowski udał się na sejmik aż pod Lublin. Dawniej sejmikował na ziemi bieckiej, gdzie żył i z dziada pradziada urząd podczaszego sprawował, ale obszar ten od pięciu lat znajdował się w zaborze austriackim, więc tutejsza szlachta nie mogła zwoływać się na obrady. Toteż pożegnał żonę oraz dzieci i wyruszył w podróż. Już dwa tygodnie później okazało się, że pani zaszła w ciążę po raz trzeci.

      Szlachcianka źle czuła się w błogosławionym stanie. Każdego ranka męczyły ją mdłości, ponadto nieustannie cierpiała na kobiece humory-wapory. Raz bywała nadmiernie wesoła i rozmowna, innym razem wpadała w czarną rozpacz. Zdarzało się, że męczyły ją silne migreny, a wówczas w ogóle nie wstawała z łóżka. Zaniedbała również higienę. Uważano, że częste mycie skraca życie, w ciąży zaś jest szczególnie niebezpieczne. Na tłuste kruczoczarne włosy nakładała białą perukę i tak się pokazywała ludziom. Pomimo przeróżnych dolegliwości nie zrezygnowała z wyprawiania uczt, na które zjeżdżali goście z Gorlic albo z Jasła.

      Hrystyna, przebywając we dworze, obserwowała to wszystko z podziwem i zarazem zdumieniem. Była chłopką, więc nie mogła prowadzić takiego stylu życia jak państwo. Z chałupy do dworu dalej niż do zamorskiej, dzikiej Hameryki, o której po raz pierwszy usłyszała z ust wykształconej i dumnej Pawłowskiej. Z początkiem listopada podczaszyna nagle poinformowała mamkę, że nie jest już potrzebna. Leontyna skończyła dziesięć miesięcy i nie potrzebowała dłużej ssać piersi.

      Rozdział 3. Przednówek

      Minęła złota jesień, przeszła sroga zima i znów nastał przednówek. Był to najtrudniejszy czas na wsi. W sąsiekach brakowało zboża, a przecież trzeba było karmić zwierzęta. Dlatego kmiecie nie jadali chleba z mąki, lecz szukali czegoś, czym można razówkę zastąpić.

      Zaledwie przebrzmiało pianie koguta, Hrystyna wyskoczyła spod pierzyny i zarzuciwszy na siebie codzienny przyodziewek, który wisiał na żerdce, porwała stojący obok pieca cebrzyk i poszła do obory doić krowy. Teraz, na przednówku, doiła tylko jedną, gdyż druga była cielna i nie dawała mleka. Wszyscy cieszyli się, że im bydła przybędzie.

      Skończywszy dojenie, gospodyni z powrotem poszła do chałupy. Tam rozpaliła w piecu i jęła przygotowywać domownikom śniadanie. Przelała zagotowane mleko do glinianej misy, wrzuciła w nie obazinę1, zamieszała drewnianą łyżką i postawiła СКАЧАТЬ



<p>1</p>

mąka z bazi leszczyny