Название: Obcym alfabetem
Автор: Grzegorz Rzeczkowski
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Документальная литература
Серия: #ArbitrorFakty
isbn: 978-83-66095-15-1
isbn:
Z jeszcze większym rozmachem za sprawą Misiaka w Sowie & Przyjaciołach organizowane były huczne imprezy zwoływane raz na kilka tygodni. Na tyle huczne i popularne, że specjalnie dla nich zamykano lokal dla osób postronnych. Uczestnikami byli głównie ludzie ze świata biznesu, także państwowego, ale nie tylko. Bywali na nich zarówno Falenta, jak i np. wiceminister skarbu Rafał Baniak. Jak powiedział mi jeden z uczestników tych imprez lista zaproszonych „mocno pokrywała się z listami VIP i Super VIP prowadzonymi przez Łukasza N.”. Wielu z nich zostało nagranych. W ten sposób – swoimi imprezami i swoją częstą obecnością – Misiak uwiarygodniał oba lokale w oczach najlepszej biznesowo-politycznej klienteli.
Oprócz „kelnerów” Misiak był jednym z najważniejszych świadków oskarżających Falentę. Dlaczego to takie dziwne? Bo w nagraniach na temat Misiaka nie ma niczego kompromitującego. Tymczasem Misiak jako jeden z pierwszych, jeszcze przed publikacją zapisów nagrań, nie tylko wiedział o ich istnieniu, lecz także wspominał – jak twierdził Łukasz N., powołując się na osobisty kontakt z byłym senatorem – że publikacja nastąpi w poniedziałek. Miał się tego dowiedzieć od „osoby związanej z Orlenem”.
Misiak już wtedy bardzo zdecydowanie reagował na wszelkie sugestie łączące go ze sprawą podsłuchową. Wydał oświadczenie, w którym nazwał je „kłamstwem i pomówieniem”, naruszającymi jego dobre imię. „Jeszcze raz podkreślam, że nie miałem i nie mam nic wspólnego z procederem nagrywania i upubliczniania rozmów osób publicznych i prywatnych” – zapewniał28. To samo mówi dziś.
Tomasz Misiak początkowo odmówił, gdy poprosiłem go o spotkanie. Stwierdził, że nie chce rozmawiać o Falencie: „za dużo krzywdy w życiu ten człowiek mi zrobił. Chcę o nim po prostu zapomnieć”. Zgodził się dopiero, gdy napisałem, że chcę rozmawiać o aferze podsłuchowej, a nie tylko o zleceniodawcy nagrań.
Gdy jednak zapytałem go o to, dlaczego zdecydował się tak otwarcie wystąpić przeciwko Falencie, odpowiedział, że nie chciał być łączony ze sprawą podsłuchów jako jeden z rzekomych organizatorów. A – jak twierdzi – robiono to „na siłę”.
Z wypowiedzi znajomych Misiaka wynika, że były senator coś jednak Falencie zawdzięczał. Można powiedzieć, że przynajmniej tyle, ile przez niego stracił, jeśli nie więcej. Byli też w bliskich relacjach, choć dziś Tomasz Misiak stanowczo temu zaprzecza. Z jego słów wynika, że łączyło ich przedsiębiorstwo HAWE, do którego rady nadzorczej Falenta zaprosił Misiaka na początku 2012 r.
Gdy w 2011 r. spółka Misiaka Work Service postanowiła wejść na giełdę, nagle okazało się, że jej sytuacja finansowa mocno się pogorszyła. Zaczęło brakować pieniędzy na pokrycie zobowiązań, co wystraszyło potencjalnych inwestorów. – Wtedy przyszedł Falenta z propozycją otwarcia linii kredytowej w banku Idea do kwoty 25 mln zł. Dzięki tym pieniądzom Work Service stanął na nogi i mógł wejść na giełdę. Tak więc Falenta uratował cały temat – mówi nam osoba z rynku finansowego, która wspomagała firmę podczas jej wchodzenia na warszawski parkiet. Mimo to debiut, do którego doszło w 2012 r., nie przyniósł oczekiwanego sukcesu. Pakiet giełdowy musiał objąć Dom Maklerski IDM, który wprowadzał Work Service na giełdę. Do 2011 r. udziałowcem DM IDM był… Marek Falenta. – To on, można powiedzieć, był tym, który patronował współpracy obu podmiotów – twierdzi nasz informator. Były senator stanowczo temu zaprzecza: – Falenta nie miał żadnego wpływu na to, że IDM wprowadzał Work Service na giełdę. Był w IDM mniejszościowym akcjonariuszem, a spółką zarządzali prezesi Abratański i Leszczyński, nasi bezpośredni partnerzy. IDM w tamtym okresie był liderem rynku z blisko miliardową kapitalizacją i kilkoma miliardami złotych aktywów w zarządzaniu.
Ale sam Falenta miał mówić coś innego. W aktach sprawy podsłuchowej znajdują się zeznania jego byłego wspólnika, Marcina Waszczeniuka, złożone dwukrotnie, dzień po dniu we wrześniu 2014 r. podczas przesłuchania prowadzonego przez funkcjonariuszy CBŚP. Waszczeniuk siedział wówczas w areszcie śledczym w Bydgoszczy, zatrzymany trzy miesiące wcześniej w sprawie nadużyć w Składach Węgla. W protokołach z tych przesłuchań, które znajdują się w aktach sprawy podsłuchowej, można przeczytać m.in. to, co według Waszczeniuka usłyszał on od Falenty. A usłyszał, że ten ostatni dał Misiakowi „dużo pieniędzy na wyprowadzenie jego firmy o nazwie Work Service na prostą”. Falenta wyznał mu również, że Misiak „nie lubi Platformy Obywatelskiej” i że „był wściekły na Tuska” za to, że „został odstawiony od koryta”. „Falenta powiedział mi, że poszło o kasę i że Misiak nigdy im tego nie wybaczy”. Według Waszczeniuka już w marcu 2014 r. Misiak wiedział o istnieniu taśm. Miał uczestniczyć w rozmowie, w której były senator sprzeczał się z Falentą o taśmę z nagraniem Bartłomieja Sienkiewicza.
Misiak w swoich zeznaniach w śledztwie, a potem w procesie umniejszał swoją znajomość nie tylko z Łukaszem N., lecz także, a może przede wszystkim z Markiem Falentą, który – jak przyznaje – zaprosił go do Polskiej Rady Biznesu. W październiku 2016 r. zeznał przed warszawskim sądem, że poznał Falentę, którego nazywał „dobrym kolegą”, przez swojego „kolegę z parlamentu” Norberta Wojnarowskiego w 2012 r., a więc dopiero wtedy, kiedy planował wprowadzenie na giełdę Work Service. Jednak dwa lata wcześniej, zeznając w ABW, powiedział, że poznał go „w 2007 lub 2008 r.”.
Wojnarowski potwierdza, że poznał obu panów ze sobą, ale jakieś sześć lat wcześniej – w Warszawie, w restauracji Teatru Studio Buffo. Wersję Wojnarowskiego potwierdza inny rozmówca, znajomy Misiaka i Falenty. Osoba ta poznała Falentę około 2010 r. i, jak twierdzi, już wtedy obaj panowie znali się od dłuższego czasu. Dlaczego Misiak mówi jednak o 2012 r.? Czyżby przed sądem zawiodła go pamięć, a może z jakichś powodów chciał pokazać, że jego znajomości z Falentą nie da się nazwać zażyłą?
W jeszcze jednym wątku Tomasz Misiak zachowuje się co najmniej zastanawiająco. Chodzi o nagranie Mateusza Morawieckiego. Rozmowy z jego udziałem wypłynęły po raz pierwszy w listopadzie 2015 r., gdy ujawniło je Radio Zet. Wtedy przeszły właściwie bez echa. Dopiero jesienią 2018 r. za sprawą Onetu wywołały burzę. Podczas nagranego spotkania Morawiecki opowiadał o tym, jak przyszedł do niego Misiak, by załatwić pracę dla odchodzącego z Orange prezesa Macieja Wituckiego, który najwyraźniej miał ochotę na posadę w KGHM.
Morawiecki – wówczas, czyli w kwietniu 2013 r. członek Rady Gospodarczej przy premierze – mówił: „To wysłany został, wiesz, do mnie ten… ten Misiak, w ten sposób tak sobie to myślę”. Wysyłającym miałby być Witucki, a rolą Morawieckiego miałaby być pomoc w umówieniu Wituckiego z Janem Krzysztofem Bieleckim, czyli szefem rady. To on miałby pomóc w znalezieniu nowej posady dla Wituckiego.
Co więcej – jak przyznał Morawiecki, zeznając w ABW w grudniu 2014 r. – to właśnie Misiak powiedział mu, że został nagrany. Skąd o tym wiedział? W rozmowie z Onetem Misiak zaprzeczył, że próbował cokolwiek załatwiać z Morawieckim na rzecz Wituckiego, a w sprawie informacji przekazanych przyszłemu premierowi odnośnie do nagrań zasłonił СКАЧАТЬ
28
Wojciech Czuchnowski, Marcin Kącki, Agnieszka Kublik,